21/11/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

„Nie słuchaj ich. Nie robisz nic źle. Jesteś wspaniały” – Marcel Moss o życiu prywatnym i swojej twórczości

8 min read

fot. Bartosz Pussak

fot. Bartosz Pussak

Marcel Moss to młody, tajemniczy i dobrze zapowiadający się autor kilku niepowtarzalnych książek. Pisze je pod pseudonimem, chcąc tym samym zachować część życia prywatnego tylko dla siebie. Dzieli się jednak z czytelnikami niewiarygodnymi wydarzeniami w swoich thrillerach. Jego powieści bardzo szybko podbiły serca miłośników książek niejednoznacznych historii. Moss zdecydowanie nie pisze delikatnie i pieszczotliwie. W książkach jest ból, cierpienie i problemy egzystencjalne o różnym podłożu. Zabiera nas w podróż do mrocznego świata, czerpiąc inspirację z kontrowersyjnych tematów.

Od ponad dwóch lat prowadzi Pan fanpage na Facebooku, pt. „Zwierzenie – Marcel Moss”. Jaki miał Pan cel, tworząc tę stronę? Chęć podarowania ludziom bezpiecznej przystani, czy szukanie inspiracji wśród prawdziwych zdarzeń? A może obie opcje są poniekąd prawdziwe?

Zależało mi na tym, by stworzyć przestrzeń wolną od hejtu. Miejsce, gdzie każdy mógłby liczyć na to, że zostanie wysłuchany i zrozumiany. Miałem już dość tego, że gdziekolwiek nie spojrzymy, w Internecie aż roi się od hejtu. „Zwierzenie” miało służyć za bezpieczną przystań i platformę do anonimowego dzielenia się swoimi historiami. Z początku sam również anonimowo publikowałem na profilu swoje osobiste przemyślenia. Podobnie jak inni czułem potrzebę zwierzenia się obcym ludziom. Liczne wsparcie, które otrzymywałem w komentarzach, dodawało mi otuchy i udowadniało, że warto kontynuować ten projekt.

Łatwo było pozyskać „fanów” strony? Ludzie chętnie pisali do Pana o swoich sekretach, czy raczej był to długi proces budowania zaufania?

Wbrew pozorom wielu ludzi woli szukać pomocy w sieci niż w prawdziwym życiu. Szczególnie nastolatkom wydaje się, że są nierozumiani przez dorosłych. Młodzi ludzie żyją w przeświadczeniu, że rodzice bagatelizują ich problemy i uważają, że „kiedyś było trudniej, a jakoś daliśmy sobie radę”. Problem ten poruszyłem w młodzieżowym thrillerze „Nie wiesz wszystkiego”. Do tego dochodzi kwestia presji wynikającej z konieczności bycia „perfekcyjnym”. W dzisiejszych czasach media społecznościowe nagminnie kreują wizję idealnego życia. Influencerki nieustannie chwalą się drogimi prezentami czy zagranicznymi podróżami. Nastolatkowie, ale nie tylko, popadają w coraz większe kompleksy i zwyczajnie nie chcą się do nich przyznać przed przyjaciółmi i znajomymi. Dziś regularnie zwierza mi się duża liczba osób. Robią to, bo wiedzą, że mogą liczyć na dyskrecję. Sam nigdy też nie sprawdzam kont osób, które do mnie piszą. Trzymam dystans, bo o to w tym chodzi.

Nie przytłaczają Pana te wszystkie wiadomości? Z pewnością jest ich dużo i są o różnym zabarwieniu emocjonalnym. Zdarza się Panu odpisywać, zagłębiać, doradzać?

Kiedy tylko mogę, staram się odpisywać, choć dostaję tyle wiadomości, że przeczytanie wszystkich jest często niemożliwe. Czasem nie potrafię pomóc nadawcy, ponieważ nie jestem psychologiem z wykształcenia, co zawsze podkreślam. Staram się być dla tych osób oparciem, przyjacielem. Poza tym warto pamiętać o tym, że internauci przysyłający zwierzenia robią to też po to, by ich historie zostały opublikowane na profilu. W ramach profilu Zwierzenie wszyscy pomagamy sobie nawzajem.

Skąd pomysł, by pisać pod pseudonimem Marcela Mossa? Czy teraz, skoro jest Pan rozpoznawalny, ma Pan w planach zdradzić czytelnikom odrobinę swojej prywatności? A może raczej woli Pan tę strefę niezmiennie pozostawić dla siebie i bliskich?

Postanowiłem pisać pod pseudonimem z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że cenię sobie prywatność i nie interesuje mnie bycie influencerem. Tak naprawdę nie ukrywam się przed czytelnikami i od samego początku, póki to jeszcze było możliwe, brałem udział w kameralnych spotkaniach czy targach książki. Obecnie uczestniczę też regularnie w spotkaniach online. W swoich powieściach poruszam jednak trudne, ważne i aktualne tematy, dlatego bardziej zależy mi na tym, by szeroka publiczność interesowała się moją twórczością i wyciągała z niej wnioski, a mniej grzebała w moim życiu. Drugim zaś powodem jest moje długie nazwisko, które najzwyczajniej w świecie nie brzmi zbyt komercyjnie (śmiech).

Inspiruje się Pan tematami trudnymi i delikatnymi, które w naszym społeczeństwie są często pomijane i lekceważone, jako te „niewarte roztrząsania”. Czy przyświeca Panu w związku z tym jakaś misja, aby zmienić ten stan rzeczy i uwydatniać kłopotliwą problematykę na światło dzienne?

Muszę przyznać, że to całkiem zabawne, bowiem sam dotychczas preferowałem raczej lekkie, niewymagające thrillery, tak zwaną literaturę pociągową. Książki stanowiły dla mnie czystą rozrywkę, traktowałem je jako „zapychacze czasu”. Taki też w zamyśle miał być mój pierwszy thriller. Planowałem napisać książkę, którą chętnie sam bym przeczytał. Tymczasem już podczas obmyślania koncepcji Trylogii Hejterskiej, zdałem sobie sprawę, że to wcale nie będą łatwe książki. Nagle dotarło do mnie, że skoro mam szansę być czytany przez tysiące osób, to nie mogę zaserwować im czegoś, co nie wzbudzi w nich żadnej refleksji. Od kilku lat chodził mi po głowie motyw przemocy wobec mężczyzn. Odnosiłem wrażenie, że o odwrotnej sytuacji powiedziano już prawie wszystko, zaś o gnębionych mężach i partnerach praktycznie nic. Uznałem, że im też należy pozwolić dojść do głosu.

Zawsze chciał zostać Pan pisarzem? Czy chęć pisania książek narodziła się z czasem, przy okazji jakichś życiowych wydarzeń?

Pisanie pojawiło się w moim życiu, gdy jako zakompleksiony, otyły i prześladowany przez rówieśników nastolatek spędzałem całe dnie w domu, wpatrując się w ekran komputera. Godzinami zaczytywałem się w internetowych blogach, na które w tamtym czasie panował prawdziwy szał. W pewnym momencie sam zacząłem prowadzić bloga, na którym publikowałem opowiadanie fantasy w odcinkach. Napisałem niecałe dwa tomy i gdyby dziś wydać je w formie książek, każda miałaby pewnie po tysiąc stron. Nie sądziłem jednak, że kiedykolwiek moje książki trafią na półki większości księgarń. A już na pewno nie sądziłem, że w ciągu roku od debiutu rozejdą się w 150 tysiącach egzemplarzy.

Czytałam dwie Pana książki i obie były bardzo mocne. Niewielu pisarzy posługuje się takim językiem i czerpie z kontrowersyjnych źródeł. Ludzie wolą słodkawo-pudrowe historie, by umilić sobie czas i odpocząć przez chwilę od świata. Nagle pojawia się Marcel Moss ze swoimi powieściami i mówi: „Dosyć tego. Czas na prawdę!”. Z jakimi reakcjami czytelników Pan się mierzy? Ludzie są wdzięczni za podjętą problematykę, czy raczej rozgoryczeni i zniesmaczeni?

Od początku zdawałem sobie sprawę z tego, że podejmując się trudnych tematów i pisząc tak bezkompromisowo, na dzień dobry zrażę do siebie dużą część odbiorców. Przyświecało mi jednak przeświadczenie, że nie muszę stawać się od razu najpopularniejszym pisarzem w Polsce. Liczy się to, by zbudować sobie niszę, której dana twórczość przypadnie do gustu, a potem dbać o tę niszę i konsekwentnie pozyskiwać nowych odbiorców. To oczywiste, że większość czytelników lubi historie, które kończą się po myśli bohaterów. Preferują też postacie wzbudzające sympatię. Takie, z którymi mogliby się identyfikować. Pisząc Trylogię Hejterską i swoje pozostałe książki, byłem tego świadomy, a mimo to zależało mi na tym, by stworzyć coś wyróżniającego się na tle reszty. Każdego dnia w Polsce wydawane jest średnio 99 książek. Gdybym napisał coś takiego samego jak większość, mógłbym mieć problem z przebiciem się przez taki ogrom nowości.

Zdarzyło się, że idąc ulicą, ktoś Pana rozpoznał i prosił o autograf, zdjęcie lub po prostu na chwilę zagadnął?

Nie, nigdy. Mało kto wie, jak wyglądam i dobrze mi z tym (śmiech). Poza tym obecnie, ze względu na pandemię, raczej rzadko wychodzę z domu lub uczęszczam w zatłoczone miejsca. Wolę pojeździć rowerem wzdłuż Wisły lub wybrać się na spacer do lasu.

Pisze Pan o hejcie w swoich książkach i jego konsekwencjach, przejawach. Czy teraz też się Pan z nim spotyka osobiście à propos własnej twórczości? 

Krytyczne opinie dotyczące moich książek zdarzają się regularnie, co uważam za coś całkowicie normalnego. Wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś legalnie nabył moją powieść i przeczytał lub wysłuchał ją od początku do końca, to może sobie o niej mówić, co mu się tylko podoba. Jako twórca, który wypuszcza w świat swój produkt, nie mogę naiwnie liczyć, że przypadnie on do gustu wszystkim. Oczywiście, że chciałbym, by tak było, ale to niemożliwe. Jeszcze nie powstało na świecie coś, co podobałoby się każdemu. Stąd staram się pisać takie książki, które przypadną do gustu większości odbiorców. I muszę przyznać, że z każdą kolejną książką zauważam wzrost pozytywnych recenzji. Mój najnowszy thriller, „Nie krzycz”, na obecną chwilę ma na portalu „Lubimyczytać” średnią ocen 8,2/10. Wszystkie książki razem – 7,5/10. Bardzo mnie to cieszy.

Cofnijmy się do przeszłości. Wiele Pan przeszedł w swoim życiu. Jakich rad udzieliłby Pan nastoletniemu sobie?

Jako nastolatek, który zmagał się z licznymi traumami, powtarzałem sobie, że muszę zacisnąć zęby i to przeczekać. Nawet jeśli wydaje nam się, że nigdy nie będzie lepiej – zapewniam, że będzie. Jedyne czego żałuję, to tego, że tak bardzo brałem do siebie krytyczne opinie, które inni wygłaszali na mój temat. Młoda osoba dopiero poznaje siebie i kształtuje swój światopogląd. Brakuje jej pewności i przekonania o tym, że jest coś warta. Moja samoocena runęła przez nieustanną krytykę, której musiałem wysłuchiwać. Brakowało mi kogoś, kto by mi powiedział: „Nie słuchaj ich. Nie robisz nic źle. Jesteś wspaniały”.

Ma Pan jakieś plany, np. wydawnicze na przyszłość? Cele, marzenia?

Mam bardzo ambitne plany na najbliższy rok i liczę, że uda mi się je zrealizować. Pisanie nie jest jednak moim głównym zajęciem. Obecnie traktuję je bardziej jako hobby, stąd poświęcam większą uwagę innym realizowanym przez siebie projektom zawodowym. Nie ukrywam, że spodobał mi się jednak widok własnych książek na półce. Chciałbym, by pewnego dnia stało się to moim jedynym zajęciem.

Po tej mini-podróży w czasie powracam do teraźniejszości. Bardzo dziękuję za wywiad i szczerość.

Dla zainteresowanych:

Fanpage na Facebooku – https://www.facebook.com/zwierzenie
Profil na Instagramie – https://www.instagram.com/marcelmoss.autor/
Książki – https://lubimyczytac.pl/autor/183506/marcel-moss

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

11 − one =