Wśród nocnej ciszy – dlaczego kobiety boją się ciemności
5 min read„Przemoc zaczyna się od przyjęcia założenia, które brzmi: mam prawo cię kontrolować”
Rebecca Solnit, „Mężczyźni objaśniają mi świat”
Zima nadchodzi nieubłaganie. Temperatura spada, a słońce z każdym dniem coraz szybciej chyli się ku zachodowi. Wieczorne, zimowe spacery w świetle lampek zawieszonych na miejskich choinkach mają swój urok. Szybko zapadający zmrok nie wszystkim kojarzy się jednak z pięknymi iluminacjami świetlnymi. Dla wielu kobiet pierwsze pełzające po budynkach cienie, zwiastujące nadejście nocy, są sygnałem do powrotu do domu. Bo po zachodzie słońca pojawia się strach.
Często spotykam się ze stwierdzeniem, że feminizm zrobił już swoje. Pokolenia kobiet walczących o wolność dla swoich córek i córek ich córek dokonały dzieła. Mamy prawa wyborcze, możemy prowadzić samochody, zajmujemy wysokie stanowiska państwowe. Kształcimy się i rozwijamy, a przemoc wobec nas jest karana i powoli, ale stopniowo zanika. Wszystko zmierza w dobrą stronę. Powinnyśmy być zadowolone. Jednak wśród nocnej ciszy nadal się boimy. Otwieramy szeroko oczy i nasłuchujemy. Z nerwowo bijącym sercem stawiamy kolejne prędkie kroki. W ciemności, z zaciśniętymi pięściami, przemierzamy drogi tak przecież przychylnego nam świata.
Jesteś taka śliczna. Podejdź na moment
Patrycja mieszka w małej miejscowości. Ostatnio krążyło w niej dużo pogłosek o zaginionych dziewczynach. Samochodach, które podjeżdżały i zabierały kobiety.
– Zdarzyła się raz sytuacja, że ksiądz, który wracał z mszy, zobaczył, jak obok dziewczyny zatrzymuje się samochód. Ona była przerażona. Podszedł do niej bliżej, a samochód odjechał – mówi Patrycja.
Na początku tego roku wracała pociągiem z Gdańska. Jej dom od stacji kolejowej dzieli spora odległość. Nie było bardzo późno, ale ze względu na zimę panował mrok. Była jedyną osobą, która wysiadła na tej konkretnej stacji. Po wyjściu z pociągu zauważyła kilku mężczyzn po czterdziestce, którzy siedzieli na ławce. Mieli w rękach alkohol i głośno krzyczeli. Żeby wyjść z dworca, musiała przejść obok nich. Tutaj pojawił się problem. Kiedy ich mijała, zaczęli do niej krzyczeć. To był typowy cat calling, tylko że nocą wszystko było dużo bardziej straszne.
W jednej ręce, na wszelki wypadek, trzymała między palcami klucze, a w drugiej telefon. Sytuacja pogorszyła się kiedy mężczyźni wstali i zaczęli się do niej zbliżać. Wtedy zaczęła biec.
– Uciekałam do czasu, kiedy ich głosy umilkły. Dziękuję Bogu, że moja koleżanka wyszła wtedy po mnie, bo nie chciała, żebym wracała sama. Spotkałyśmy się po tym, jak przebiegłam kilkaset metrów. Normalnie droga ze stacji do domu zajmuje mi około pół godziny. Wtedy było to kilkanaście minut. Nie chcę wiedzieć, co by się stało, gdybym nie uciekła, lub oni nie dali za wygraną. To było przerażające – opowiada Patrycja. – Teraz kiedy wiem, że będę wracać po ciemku, przyjeżdża po mnie tata. On sam też się boi, że coś mi się stanie. Zawsze mam telefon w dłoni. Kiedyś włączałam 112, żeby w każdej chwili móc zadzwonić. Teraz wiem, że wystarczy kliknąć po prostu kilka razy w przycisk blokady. Kiedy przejeżdża obok mnie samochód lub widzę nadchodzącego z naprzeciwka mężczyznę, trzymam na nim palec. Myślałam też, żeby kupić sobie zestaw, który ma w sobie gaz pieprzowy i nożyk. My, kobiety, nie uciekniemy przed strachem, ale możemy się przygotować – dodaje.
Oświetlę ci drogę
Klaudia jak co wieczór wyszła z psem. Stwierdziła, że pójdzie na spacer dróżką przy lesie, który jest niedaleko jej osiedla. W bliskiej okolicy były bloki, więc się nie bała. Do czasu.
– Najpierw zobaczyłam światło latarki świecące ze strony, w którą szłam. Nie przejęłam się tym do momentu, kiedy padło bezpośrednio na mnie. Zobaczyłam mężczyznę, ściągającego spodnie. Zaczął się masturbować. Cała sytuacja nie trwała długo, bo po pierwsze od razu uciekłam w drugą stronę, a po drugie sam mężczyzna też się wycofał. Zobaczył chyba mojego 40-kilogramowego psa, który zaczął warczeć, wyczuwając mój niepokój. Miałam wtedy 15 lub 16 lat. Nie wiem, co by się stało, gdyby mój pies nie wystraszył tego faceta. Nie chcę myśleć o tym, czy wtedy by mnie złapał, czy skończyłoby się „tylko” na onanizowaniu się. Byłam przerażona. Kiedy opowiadam o tej sytuacji, słyszę głosy, że nie musiałam wtedy wychodzić. Nie powinnam pakować się na mniej uczęszczane drogi i to w sumie moja wina. To chyba nie tak powinno wyglądać – mówi Klaudia.
Od czasu spotkania z tym człowiekiem jej strach wzrósł co najmniej dziesięciokrotnie. Poza domem porusza się zazwyczaj w słuchawkach, a wieczorem zawsze jedną wyjmuje. Mówi, że chce wiedzieć, czy ktoś się zbliża. Dzwoni do kogoś bliskiego, pisze do mamy i chłopaka. Informuje, że wraca i zaznacza, za ile powinna być w domu.
– Robię to, żeby wiedzieli, że jeżeli do tego czasu się nie odezwę, to coś się stało. Staram się też zawsze brać ze sobą psa. Nie wspomnę, ile razy szłam gdzieś na około, byleby tylko uniknąć przechodzenia obok krzaków lub lasu. Staram się, jak mogę. Boję się i chcę jak najbardziej zmniejszyć dyskomfort w trakcie poruszania się wieczorami. Jest mi przykro za wszystkie dziewczyny, które muszą doświadczać czegoś takiego. Tak nie powinno być – tłumaczy.
Nasz strach
Historie strachu Patrycji i Klaudii nie są odosobnione. Tysiące kobiet w Polsce i na świecie doświadcza go codziennie. Kiedy muszą wracać z pracy po popołudniowej zmianie, przejść z przystanku autobusowego do domu, w momencie, gdy zimą nie zdążą na ostatni autobus odjeżdżający przed zapadnięciem zmroku. Nasze przemieszczanie się jest uzależnione od strachu, który powodują mężczyźni. Próbujemy za wszelką cenę „ogarnąć sobie podwózkę”, dojść do klatki schodowej, zanim ziemię zaleje ciemność. A kiedy nam się to nie uda? Staramy się nie stukać obcasami o chodnik, trzymamy między palcami klucze, omijamy szerokim łukiem klatki w obawie przed wciągnięciem na nie. Wybieramy w telefonie numer alarmowy i trzymamy palec w gotowości. Modlimy się, abyśmy nie musiały naciskać zielonej słuchawki. Nasz strach jest prawdziwy i uzasadniony. Mówią o nim historie, które chcę przytoczyć w tej serii. Opisują realne doświadczenia kobiet, które boją się zostać same w ciemności. Dowodzą, że nadal potrzebujemy feminizmu, a prawo do głosu, do mówienia nie, jest respektowane rzadziej, niż nam się wydaje.