24/11/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Klimatyczny kryminał z zespołem Tourette’a w tle, czyli „Osierocony Brooklyn”

3 min read

Edwart Norton, Willem Dafoe, czy Bruce Willis. Świetni aktorzy, doskonały klimat Nowego Jorku lat 50. Adaptacja powieści jednego z najzdolniejszych pisarzy amerykańskiego młodego pokolenia. Czy wplecenie choroby do świata Noir zapewniło niezapomnianą opowieść?

 

 

 

„Osierocony Brooklyn” opowiada historię, cierpiącego na zespół Tourette’a Lionela Essroga (Edward Norton). Schorzenie, które z jednej strony jest przekleństwem, z drugiej okazuje się niezwykłym darem. Protagonista ma niesamowitą umiejętność zapamiętywania, czy łączenia ze sobą faktów. Filmowemu „Czubkowi” (bo tak nazywają go koledzy z pracy) pomocną dłoń wyciąga Frank Minna (Bruce Willis). Prywatny detektyw pokazuje mu, jak może obchodzić się ze swoją odmiennością i zatrudnia Lionela do pracy. Motorem napędowym dla fabuły jest śmierć Minny. Grany przez Bruce’a Willisa bohater ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Historia ekranizacji powieści Jonathama Lethema pod tym samym tytułem toczy się wokół prywatnego śledztwa Essroga. Główny bohater próbuje odnaleźć sprawców i powód, przez który jego przyjaciel stracił życie.

Już na początku poszukiwań Lionel poznaje Paula (Willem Dafoe), który naprowadza go na ciekawy trop. Widzowie mogą się dowiedzieć, że Nowym Jorkiem nie rządzi tak naprawdę burmistrz, a Moses Randolph. Grana przez Aleca Baldwina postać była najprawdopodobniej wzorowana na kontrowersyjnym urbaniście Robercie Mosesie. Można się więc domyśleć, kto będzie robił w filmie za  „czarny charakter”. Historycznych smaczków w obsadzie „Osieroconego” możemy doszukać się jeszcze w Gabby Horowitz (Cherry Jones). Jest ona głównym oponentem filmowego Randolpha, tak samo, jak przeciwnikiem Mosesa była zmarła w 2006 roku Jane Jacobs. Warto jeszcze wspomnieć o postaci Laury Rose (Gugu Mbatha-Raw) i jej środowiska, nakreślającego wątek społeczności ciemnoskórej w USA. Choć uprzedzam, kwestia segregacji rasowej najwidoczniej nie spędzała snu z powiek autorom filmu.

Reżyserem produkcji, jak i odtwórcą postaci pierwszoplanowej Lionela jest Edward Norton. Aktor znany z takich produkcji jak „Birdman”, czy „Iluzjonista”, znakomicie wywiązał się z odegrania roli inteligentnego, lecz chorującego na zespół Tourette’a Lionela. Sam motyw schorzenia nie został przerysowany do granic możliwości. Po czasie można było się po prostu przyzwyczaić do niekontrolowanych ataków postaci. W niektórych scenach potrafiły one wywołać nawet uśmiech sympatii (szczególnie, gdy umysł Lionela sam nadaje sobie imię), więc ta kwestia wyszła twórcom zdecydowanie na plus. Znakomitą kreację lekko zwariowanego Paula stworzył Willem Dafoe. Nie jest to postać pojawiająca się bez przerwy na ekranie, ale na pewno kluczowa dla fabuły, więc aktorowi należą się należne honory. Ogólnie rzecz biorąc, aktorstwo w filmie nie kuleje. To, co jednak trzyma się kurczowo laski podtrzymującej nogę, nazywa się fabuła. Jest to po prostu historia kryminalna z wątkiem rodzinnym. Nic nowego, a czasem nazbyt przewidywalnego. Natomiast na pewno film ciekawie przedstawia problem nieograniczonej władzy, skupionej wokół jednego człowieka. Podkreśla to nawet cytatem na początku seansu.

To, co jednak za filmem przemawia dodatkowo, nie jest dziełem aktorów (choć pośrednio może też). Akcja „Osieroconego” ma miejsce w latach 50. XX wieku. Choć czasem mój wewnętrzny głos na całą salę krzyczał „więcej tego Nowego Jorku”, to twórcy dobrze ukazali klimat tamtego okresu (choć mały niedosyt pozostał), a w szczególności afroamerykańskie kluby jazzowe i wiążącą się z nimi muzykę. Nawet jeśli nie jesteś fanem wyżej wymienionych, to musisz docenić ten zabieg. Do tego dochodzi kapitalna ścieżka dźwiękowa autorstwa Thoma Yorke’a. Dzieło Nortona jest typowym przedstawicielem gatunku Neo-Noir, biorącego garściami wzorce z kina kryminalnego w USA lat 40. i 50.

Film jest po prostu dobry. Żadnych fajerwerków dla potomnych raczej nie zostawi, lecz wstydzić się twórcy nie muszą, a nawet nie mogą. Dobrze odegrane role, niepowtarzalny klimat Nowego Jorku lat 50. i świetna ścieżka dźwiękowa. Tymi elementami produkcja stoi. Idealna propozycja dla fanów kina (szczególnie miłośników podróży w czasie) na ten świąteczno-noworoczny okres. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

16 − jedenaście =