Herkules Poirot naszych czasów – recenzja filmu „Na noże”
4 min readGdy James Bond i Kapitan Ameryka spotykają się w jednym filmie, oznacza to tylko jedno – tego nie sposób przegapić. Szczególnie jeśli jest to kryminał mocno inspirowany twórczością legendarnego artysty. Czy listopadowa premiera filmu „Na noże” to obowiązkowa pozycja na liście koneserów kina? Czy może jest to kolejny, słaby i infantylny kryminał, którego rozwiązanie widz odnajduje już w pierwszych minutach filmu?
Najnowsze dzieło Riana Johnsona w opinii krytyków uchodzi za swoistą laurkę dla legendarnej już autorki światowej sławy kryminałów – Agathy Christie. Reżyser opowiada w nim historię zagadkowej śmierci Harlana Thrombeya (w tej roli Christopher Plummer), lokalnego pisarza, który – paradoksalnie – zajmuje się pisaniem powieści kryminalnych. Harlan ma liczną rodzinę, na którą może zawsze liczyć i której zapewnił świetny start w dorosłość. Zarówno jego dzieci, jak i wnuki mają zagwarantowane bezpieczne życie, przede wszystkim wolne od wszelkich problemów finansowych. Ta sielanka dobiega końca, gdy poeta postanawia zaprzestać finansowania swej rodziny, aby ta rozwinęła w końcu swe skrzydła i uniezależniła się. Dla staruszka pomysł ten wydaje się wspaniały, dla jego potomnych zaś to koniec dobrobytu i lenistwa. Jedynym sprzymierzeńcem dla mężczyzny w tej patowej sytuacji okazuje się jego opiekunka Marta (Ana de Armas) – młoda dziewczyna, z sercem na dłoni, która jako jedyna jest z nim na dobre i na złe. To właśnie ona ma tę „przyjemność” odnaleźć go martwego, z poderżniętym gardłem.
Wtedy też pojawia się Daniel Craig, tym razem zdejmując elegancki garnitur brytyjskiego szpiega, po to, by przyodziać strój prywatnego detektywa Benoita Blanca. Obserwując wstępne przesłuchiwanie wszystkich członków rodziny przez policję, usiłuje odkryć, co tak naprawdę się stało. Jak się okazuje, zdruzgotani członkowie rodziny denata nawzajem się oskarżają, choć tak naprawdę każdy z nich widzi ogrom korzyści w śmierci Harlana.
Z początku film nie zachwycał. Sądząc po reakcjach osób zgromadzonych w sali kinowej, wiele z nich miało ochotę wyjść, kiedy przez 20 minut nie działo się nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób zaskoczyć czy szczególnie przykuć uwagę. Film rozpoczął się od krótkiej retrospekcji ze śmierci pisarza, co z jednej strony było słabym zabiegiem, ponieważ przez długi czas nie było wiadomo, kim jest ten martwy człowiek. Na szczęście jednak w końcu się rozkręcił i zahipnotyzował na tyle, że pozostały czas minął bardzo szybko.
Dzieło Johnsona, które początkowo wydawało się błahe i po prostu nudne, okazało się zawiłym i wymagającym myślenia. Reżyser zawarł w nim mnóstwo charakterystycznych dla klasycznego kryminału elementów, które w pewnym momencie wywrócił o 180 stopni, tak, że widz nie był znudzony filmem, mimo że znał już jego zakończenie. Tajemnicza śmierć okazała się trudniejszą do rozwikłania, niż mogłoby się wydawać, a sama fabuła nie była w żaden sposób przewidywalna. Johnson doskonale budował napięcie, które kontrował komicznymi scenami, a niekiedy nawet i czarnym humorem.
Na pochwałę zasługuje również obsada. „Na noże” to film, w którym pierwsze skrzypce grał Daniel Craig. Doskonale wpasował się on w rolę eleganckiego, prywatnego detektywa, znanego z niezwykłej błyskotliwości i nienagannego podejścia do ludzi. Bardzo zręcznie prowadził on śledztwo, tak że jego zakończenie okazało się wręcz absurdalne. Nie należy również zapominać o opiekunce Harlana, Marcie, w której rolę wcieliła się Ana de Armas. Aktorka doskonale oddała dobro i ciepło tej postaci, grając z ogromną lekkością i wdziękiem. Chris Evans również nie zawiódł – swą grą udowodnił, że ma predyspozycje, by grać w tego typu produkcjach, starając się tym samym, aby nie utożsamiano go tylko i wyłącznie z postacią Kapitana Ameryki. W tak gwiazdorskiej obsadzie sztuką jest znaleźć sferę, w której wszyscy aktorzy dostaną swoje pięć minut. Na szczęście Johnson tak pokierował swą produkcją, że każdy z członków obsady mógł się zaprezentować z jak najlepszej strony. Warto również wspomnieć o perfekcyjnej scenografii. Klimatyczny dworek na obrzeżach miasta, w którym rozgrywa się większość wydarzeń w filmie, nadaje mistycznego charakteru produkcji i przenosi nas do czasów zamierzchłych, mimo że tak naprawdę wszystko rozgrywa się we współczesności.
Rian Johnson za sprawą „Na noże” udowadnia, że umie zapanować nad liczną gwiazdorską i międzynarodową obsadą, konstruując przy tym niemalże kunsztownie, zabawną intrygę. Przedstawia znany nam dobrze gatunek w zupełnie nowym świetle, odkurzając przy tym legendarnego detektywa Herkulesa Poirot i pokazując go w nowej, współczesnej wersji – w postaci Benoita Blanca. Film można więc nazwać kompletnym – zachwyca on każdym swoim elementem, zapewniając przy tym wybitną rozrywkę. Trudno znaleźć w tej produkcji jakąś wadę – góruje tu przede wszystkim intryga i bardzo inteligentny scenariusz. Jeśli więc jeszcze nie mieliście okazji, by zobaczyć film, który ma doskonałe predyspozycje do zostania klasykiem kryminału, koniecznie nadróbcie zaległości!