Kolejny „Terminator”
3 min read„Terminator: Mroczne Przeznaczenie” jest kontynuacją kultowej drugiej odsłony serii wydanej w 1991 roku. Na rzecz nowej części producenci postanowili przywrócić do życia Sarę Connor, graną przez Linde Hamilton, tym samym zapominając o wydanych wcześniej częściach cyklu. Pytanie brzmi, czy ta zmiana zmieni los podupadającej już marki?
Produkcja ta rysuje „starymi kredkami” niby nową historię o mesjaszu postapokaliptycznego świata, którego i w tym przypadku pragnie zabić sztuczna inteligencja. A jak chce to zrobić? Oczywiście wysyłając w przeszłość zabójczą maszynę. To dowodzi, że założenia i podstawy fabularne filmu nie uległy zmianie od lat 90. Jednakże czy jest w tym filmie coś, co może odróżnia ją od poprzedników? Niestety nie. Jest to wprawdzie część lepsza od „Terminator: Genesis”, jednak nie jest to wielkie osiągnięcie. W filmie widać, że scenarzyści w każdej kwestii poszli na skróty, kopiując i tylko lekko zmieniając użyte już wcześniej elementy. Produkcja składa się głównie z klisz widzianych wielokrotnie w innych filmach akcji, czy nawet w innych odsłonach tej serii.
Mamy tutaj Sare Connor, która nie zmieniła się nic od czasu Terminator 2. Wystąpienie Arnolda Schwarzeneggera można podsumować tym, że rola, jaką odgrywa, nie wymaga wielkich umiejętności aktorskich (taka postać). Dlatego nie warto się jej czepiać. Pojawia się tu także postać Dani (granej przez Natali Reyes), która odgrywa po prostu Sarę Connor z T1. Jedyną nowością jest Grace (grana przez Mackenzie Davis) żołnierz z przyszłości, dzięki której film chociaż trochę różni się od poprzednich odsłon.
Fabularnie nie ma tam niczego wyjątkowego, chociaż pierwsze 20-30 minut zasługuje na pochwałę, gdyż w bardzo klimatyczny sposób przedstawia wydarzenia oraz starcia z antagonistą. Jednakże jedyną tajemnicą tej części jest to, jak Arnold pojawił się w przedstawionym świecie i dlaczego pomaga naszym bohaterom. Wyjaśnienie tego fanów serii pewnie „wybije z kapci”, niestety w negatywnym znaczeniu. Wszystko przez to, że jest to rozwiązanie po prostu niedorzeczne i bardzo głupie.
Pochwalić muszę aktora wcielającego się w nową wersję robota zabójcy. Gabriel Luna, pomimo bardzo słabej ekspozycji swojej postaci i założeń scenariusza, w których ma tylko „chodzić i zabijać”, wypadł zadziwiająco dobrze. Pomimo że nie ma on budowy Schwarzeneggera (z młodości), wzbudza niepokój prawie za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie. Jednak, czy pomimo tylu wad nowy Terminator spełnia, chociaż założenie prostego „akcyjniaka”, jakim jest wartka i dobrze przedstawiona akcja? Jak już wspomniałem pierwsze 20-30 minut wygląda dobrze i ma swój klimat, później jednak dochodzi do scen dosyć przesadzonych i słabo zrealizowanych (chodzi mi o starcie w samolocie). W trakcie tej sekwencji „walki”najbardziej też widać ubogość CGI. Na szczęście pozostałe momenty trzymają poziom. Nie zachwycają może tak jak w „Alita: Battle Angel”, ale spokojnie da się to obejrzeć.
Wskrzeszenie Sary Connor oraz powrót Lindy Hamilton niestety nie przyniosły fanom serii tego, czego oczekiwali. Terminator to marka ciągle bardzo cierpiąca na brak nowych pomysłów. Żeruje ona na sentymencie i ciągle zatacza koło wśród wielokrotnie powtarzanych schematów. Według mnie tej serii potrzebny jest zasłużony odpoczynek tak jak Terminatorowi, który tym razem zapewnił wszystkich, że: „I won’t be back” (nie wrócę).