Co widział „Ostatni świadek” w Katyniu?
2 min readAndrzej Wajda swoim filmem „Katyń” zapisał się na stałe w historii Polski. Teraz kolejny obraz o masakrze nakręcił Piotr Szkopiak. Czy jego „Katyń” także stanie się kultowy?
Rok 1947. Stephen Underwood (Alex Pettyfer) jest dziennikarzem, który nie chce pisać na temat festiwali i nieznaczących wydarzeń. Marzy mu się poważny temat, dzięki któremu zyskałby sławę. W okolicy zdarzają się tajemnicze samobójstwa polskich oficerów, ale przełożeni Stephena nie są nimi zainteresowani. Przez splot wydarzeń dziennikarz trafia na trop masakry pod Katyniem. Poznaje świadka tych wydarzeń – Michała Łobodę (Robert Więckiewicz). Czy dziennikarzowi uda się udowodnić winę ZSRR, czy świat wciąż będzie wierzył, że zbrodni dokonali Niemcy?
Film Szkopiaka, mimo że dotyka poważnej tematyki, nie zachwyca. Jedyne co może się podobać, to piękne krajobrazy szarego, powojennego Bristolu i Londynu. Cały film utrzymany jest w odcieniach ziemi – szarościach, brązach i zieleniach. Jedynymi mocnymi punktami tutaj są usta dziewczyny Stephena – Jeanette (Talulah Riley). Szczególnie piękna jest ostatnia scena, kiedy Jeanette stoi na daleko wysuniętym pomoście, patrząc na wodę. Jest to pewna klamra kompozycyjna – taki sam krajobraz otwierał film.
Plusów byłoby na tyle. „Ostatni świadek” zawiera tajemnicę, którą główny bohater próbuje rozwiązać, mimo że jest to niebezpieczne. Jest wątek miłosny, nieszczęśliwego małżeństwa, zdrady i zbrodni. Dodatkowo niespełniony dziennikarz, samobójstwa i władza zamieszana w ukrywanie prawdy o masakrze w Katyniu. Poza tym zakończenie łatwo przewidzieć. Nie powala też gra aktorska. Pozytywnie zaskoczył mnie drugoplanowy Piotr Stramowski, którego znałam do tej pory z filmów Patryka Vegi. Jako tajemniczy przyjaciel Michała Łobody, ochraniający go od upokarzających Anglików, jest naprawdę dobry. Szczególnie dowodzi tego scena w sądzie.
Na początku fabuła filmu osnuta jest na wątku dziennikarskiego śledztwa. Potem scenariusz Paula Szambowskiego i Piotra Szkopiaka opiera się głównie na miłości Jeanette i Stephena, która musi zwalczyć nieprzychylność okoliczności. W to wpleciony jest wątek sprawy katyńskiej. Proporcje powinny być tutaj odwrócone. Historia po prostu nie wciąga. Wątek tytułowego „Ostatniego świadka” (najciekawszy, wymagający rozbudowania) szybko się kończy i widz zostaje już tylko z nieokazującym uczuć dziennikarzem, który podąża za kontrowersyjnym tematem.
Nominowany do Oscara „Katyń” Andrzeja Wajdy uważa się dzisiaj za klasykę polskiego kina. Jego następca „Katyń – Ostatni świadek” Szkopiaka przejdzie bez echa. Oczywiście ciężko tutaj było debiutującemu reżyserowi dogonić mistrza. Jednak niektóre wątki mogłyby być zrealizowane lepiej, np. rozwinięty wątek Łodoby i bardziej „ludzki” dziennikarz, zarysowany psychologicznie. Sam scenariusz nie jest zły, jednak realizacja – do poprawy.