Bailando con Enrique Iglesias – relacja z koncertu
4 min readWielka przestrzeń Ergo Areny, światła, scena, rzesze fanów i on, Enrique Iglesias. Hiszpan dał się poznać trójmiejskiej widowni jako sympatyczny wokalista, dążący do zbudowania więzi ze swoimi słuchaczami obecnymi na koncercie. Ten, kto liczył na energię latynoskich dźwięków, emocje i efekty specjalne na pewno się nie zawiódł.
Emocje sięgały zenitu już przed wejściem Enrique na scenę, a to za sprawą jego dwudziestominutowego spóźnienia. Fani obecni w Ergo Arenie głośno skandowali imię wokalisty, trzymając nerwowo telefony w dłoniach, aby od razu uwiecznić moment wejścia idola na scenę. Koncert rozpoczął się energetycznie piosenką „I’m a Freak”, której towarzyszyły niebieskie neony z nazwą trasy koncertowej – Sex and Love. Same efekty specjalne w postaci różnobarwnych laserów, wybuchów dymu i połączenia kolorowych wizualizacji były także ważnymi elementami koncertu. Dużym zaskoczeniem dla fanów były białe balony z inicjałami Enrique, które opadały z górnych partii Ergo Areny.
„Duele El Corazon”, „El Perdon”, czy „Bailando” to tytuły nowszych singli, na które widownia reagowała żywiołowymi tańcami, bujaniem się, machaniem, czy też klaskaniem w dłonie. Sam wokalista podczas całego koncertu biegał po scenie, skakał, a nawet robił fikołki. Próbował także gry na bębnie podczas wykonania „Bailamos”, a pałeczki, których używał, zostały rzucone w kierunku fanów znajdujących się pod samą sceną. Jednak nie tylko posiadacze najdroższych biletów mogli zobaczyć z bliska Iglesiasa. Podczas piosenki „Hero” Enrique zszedł podziemnym przejściem ze sceny głównej, na scenkę kameralną znajdującą się na płycie. Mogę powiedzieć, że to było największe zaskoczenie tego koncertu, przede wszystkim dla osób, które zdecydowały się na zakup tańszych biletów. W ich kierunku wokalista rzucił swoją czarną bluzę, w której przez chwilę występował. Całe wykonanie „Hero” było bardzo emocjonalne, fani śpiewali jak najgłośniej, a sala została oświetlona latarkami z telefonów.
Enrique pokazał, że bardzo ceni swoich odbiorców i wielokrotnie schodził ze sceny, żeby tylko się z nimi przywitać i uścisnąć ich dłonie. Wskoczył także na najniższe kondygnacje trybun, żeby „zbliżyć się” także do osób, które miały miejsca siedzące. Wokalista, kiedy tylko miał okazję, przytulał fanów, kierował w ich stronę mikrofon, a nawet zabrał od jednej osoby telefon, aby wykonać nim wspólne zdjęcie. Oczywiście słuchacze z Polski także starali się jak najlepiej powitać gwiazdę, więc pod sceną można było zauważyć plakaty, banery, a w kierunku Hiszpana rzucane były flagi Polski, pluszowe zabawki, a nawet części damskiej garderoby.
Należy też zwrócić uwagę na instrumentalistów, którzy towarzyszyli Enrique na scenie. Szczególne wrażenie wywarła na słuchaczach gitara akustyczna wygrywająca charakterystyczne latynoskie dźwięki. Sami gitarzyści ruszali się w rytm muzyki oraz się uśmiechali. Chórek składał się z trzech osób – dwóch kobiet oraz mężczyzny, który wykonywał partie artystów, którzy występowali z Iglesiasem w oryginalnych wersjach. Barwy głosów chórzystek idealnie zgrywały się z głosem wokalisty, można przyznać, że bez nich koncert nie byłby taki udany. W pamięci szczególnie pozostaje zaśpiewanie „Loco”, które wprowadziło nastrój romantyzmu i melancholii, ponieważ Enrique z chórzystką bujali się we wspólnym uścisku w rytm nastrojowej muzyki. Również udanym duetem z jedną z solistek, było wykonanie „Ring My Bells”, podczas którego występujący siedzieli na krzesłach w otoczeniu gitarzystów.
Enrique Iglesias wykonał także jeden cover – „Knockin’ On Heaven’s Door”. Wokalista przedstawił wersję instrumentalną, opartą przede wszystkim na dźwiękach gitar, a publiczność głośno śpiewała doskonale znany im refren. Zaskoczeniem negatywnym było to, że Iglesias nie wykonał swojego najnowszego singla „Sube Me La Radio” i zamiast tego zdecydował się na cover. Koncert zakończył się piosenką „I Liked It”, po której duża część widowni zaczęła opuszczać Ergo Arenę. Jednak większość obecnych osób liczyła na bisy, tym bardziej że na poprzednim koncercie w Krakowie artysta bisował przez prawie dwadzieścia minut. Mimo skandowania jego imienia, Enrique nie wszedł po raz kolejny na scenę, a ochroniarze informowali, że należy już opuścić salę, przez co niektórzy słuchacze wychodzili niezadowoleni, zawiedzeni i głośno porównywali występ w Ergo Arenie z tym w Tauron Arenie Kraków. Mimo dość smutnego i zaskakującego zakończenia, mogę śmiało stwierdzić, że koncert był jak najbardziej udany, a Enrique okazał się otwarty na swoich fanów. Były emocje, zaskoczenia, tańce i znakomita atmosfera, czyli wszystko to, czego potrzeba odbiorcy.
fot. Ewa Herasimowicz