Futbolowy 16/17 #8
4 min read
El Clasico na remis
Michał F.: Weekend został zdominowany przez najważniejszy mecz w lidzie hiszpańskiej. Barcelona na Camp Nou podejmowała lidera tabeli – Real Madryt. W zespole Królewskich zabrakło kilku najważniejszych zawodników z Garethem Bale’em na czele. Z koli Blaugrana dostała zadyszki i traciła do Los Blancos 6 punktów. Liczyła na przełamanie i odrobienie strat.
Mecz rozczarował z dwóch powodów. Po pierwsze, spotkanie było zwyczajnie nudne, brakowało sytuacji do strzelenia gola. Barcelońskie trio MSN: Messi, Suarez i Neymar zawodziło na całej linii, a podopieczni Zidane’a przez braki kadrowe nie potrafili zagrozić bramce Ter Stegena.
Poziom sędziowania w Gran Derbi był najsłabszy na przestrzeni lat. Wyliczono aż 5 kluczowych dla wyniku meczu błędów, które wpłynęły na przebieg spotkania. Szkoda, że w Hiszpanii w tak ważnych meczach dochodzi do takich sytuacji. Mecz zakończył się sprawiedliwym remisem 1:1. Wynik El Clasico otworzył Suarez, po świetnym dośrodkowaniu Neymara, a odpowiedział w 90 minucie (sic!) Sergio Ramos. Kolejny raz, kiedy kapitan ratuje wynik w szalenie ważnej potyczce. W tabeli bez zmian, Real utrzymuje 6 punktową przewagę nad Barceloną.
Skandale, kupa śmiechu i grad goli
Michał Sz.: Michał dość ochoczo stwierdził, że minione dni zostały zdominowane przez El Clasico, ale zgodzę się z nim jedynie połowicznie. Tak się bowiem składa, że pod względem czysto piłkarskim to Wielkie Derby Anglii, czyli pojedynek Manchesteru City i Chelsea Londyn, okazały się hitem weekendu. Nie zabrakło w nim emocji, bramek (łącznie z samobójczymi), kontrowersji oraz walki do samego końca. Niestety, jego finał nieco przerósł niektórych zawodników i w końcowych minutach futbolowe spotkanie przerodziło się w galę MMA. Ostatecznie największy profit w postaci ósmego zwycięstwa z rzędu otrzymali kibice stołecznej Chelsea, dla których ten sezon to swoista droga do nieba. Lecz mimo wszystko każdy, kto obejrzał ten mecz, może z czystym sumieniem przyznać, że był świadkiem kandydata do miana wydarzenia sezonu.
Podobne odczucia mogą mieć kibice śledzący niedzielny mecz pomiędzy Bournemouth a Liverpoolem. Tam co prawda mało było przepychanek i rękoczynów, ale za to całość została zrekompensowana gradem bramek. Pewnie prowadzenie uzyskane jeszcze przed przerwą przez podopiecznych Kloppa nie było zwiastunem katastrofy, jaka miała wydarzyć się w drugiej połowie. Wtedy właśnie rozpoczęła się pogoń drużyny Artura Boruca i ze stanu 1:3, w przeciągu niespełna 17 minut udało im się dojść do wyniku 4:3, który okazał się finałowym rozstrzygnięciem. I tutaj mógłby rozpocząć się śmiech, ale…
Raz na wozie, raz pod wozem
Michał F.: Lechia przyjeżdżała do Krakowa jako lider tabeli z aspiracją, by zakończyć rok w czubie Ekstraklasy. W drużynie Biało-Zielonych zabrakło dyrygenta obrony Mario Malocy. Jego absencja była bardzo widoczna i stąd też stracone dwa gole w ciągu 30 minut. Wisła dwukrotnie wyprowadziła skuteczne kontrataki, które kończyły się utratą bramki. W drugiej połowie Lechia miała rzut karny, ale nie wykorzystał go Marco Paxiao. Pod koniec meczu dobił gdańszczan Zachara, ustalając wynik na 0:3.
Jagiellona wykorzystała potknięcie Biało-Zielonych pokonując Lecha Poznań 2:1. Zrównała się punktami z Lechią i prowadzi w tabeli.