Życie jest za krótkie – „Sześć stóp pod ziemią”
3 min readTrudno sobie wyobrazić serial, w którym zginęło więcej bohaterów niż w „Grze o Tron”, jednak jak się okazuje, nie trzeba daleko szukać. Wyprodukowany przez HBO w 2001 roku serial o rodzinie Fisherów, prowadzącej dom pogrzebowy, zaskakuje tym, że opowiada przede wszystkim… o życiu.
„Sześć stóp pod ziemią” po piętnastu latach od premiery zyskał już miano kultowego. Nikogo nie powinno dziwić, że serial otrzymał wiele nagród takich jak Emmy czy Złote Globy. Znalazł się również na wysokich miejscach w wielu zestawieniach prestiżowych gazet, takich jak np. „Time”. Niejednokrotnie zdobywał również wyróżnienia za najlepsze zakończenie oraz czołówkę.
Pomysłodawcą serialu jest scenarzysta nagrodzonego Oscarem filmu „American Beauty” – Alan Ball. W ten sposób, chciał złożyć hołd swojej zmarłej w wypadku samochodowym siostrze. Od dziecka intrygowała go śmierć i wszystkie jej aspekty. Już jako mały chłopiec zauważył, że ludzie traktują ją jako temat tabu. Jak sam napisał – śmierć była czymś sekretnym, tajemniczym, przerażającym. Czymś, co należy omijać i nie obserwować z nazbyt bliska. Ball umiejscowił historię w Los Angeles, twierdząc, że jest to światowa stolica zaprzeczania o istnieniu śmierci – średnia wieku wynosi tu 34 lata, jednak średnia długość życia – 80.
Serial opowiada historię, na pozór przeciętnej amerykańskiej rodziny, prowadzącej rodzinny biznes. Jeśli przyjrzymy się bliżej, okazuje się, że Fisherowie nie są aż tacy zwyczajni. Prowadzą bowiem dom pogrzebowy, co w oczach wielu czyni ich dziwakami. Smutek otaczający ich na co dzień miesza im życiu, powodując ogromne emocje. Krematoria i kostnice to ich naturalne środowisko. Co więcej, ze śmiercią mijają się codziennie w swoim holu – zarówno w sensie metaforycznym, jak i dosłownym. To sprawia, że każdy z członków rodziny jest na swój sposób oryginalny i wyjątkowy. Ci, którzy szukają wielkiego widowiska na ekranie, mogą stwierdzić, że serial jest po prostu nudny, ale nic bardziej mylnego. Najważniejsza jest tu warstwa emocjonalna bohaterów, z którymi utożsamiamy się i zaprzyjaźniamy od pierwszego odcinka. To co przeżywają Fisherowie, przeżywa również każdy z nas.
Warto również wspomnieć o aktorstwie, które w tym przypadku jest bez zarzutu. Twórcy dzieła postawili na świeżość, dlatego nie chcieli zatrudnić nikogo, kto byłby wcześniej znany z ról telewizyjnych. Michael C. Hall, który zagrał jednego z głównych bohaterów – Dave’a, nigdy przedtem nie występował na małym ekranie, a jak wiadomo, kilka lat później wykazał się w znakomitej roli Dextera Morgana. Ciekawostką jest to, że początkowo, na jego miejsce polował Peter Crause, który po drugim castingu stwierdził, że zdecydowanie bliżej mu do brata Davida – Nate’a. Serialowa żona starszego Fishera – Brenda, miała być zagrana przed Juliette Lewis, jednak reżyser postanowił zatrudnić australijską aktorkę Rachel Griffiths, która specjalnie do roli, musiała nauczyć się amerykańskiego akcentu. Od pierwszego do ostatniego klapsa, przez plan filmowy przewinęło się mnóstwo aktorów, którzy pojawili się później w znanych telewizyjnych produkcjach.
I wreszcie… epickie, znakomite ostatnie 10 minut, które ukazują prawdziwą istotę bytu. Żadne zakończenie nie potrafi tak doprowadzić do łez swoją prostotą i przede wszystkim prawdą o istnieniu człowieka. Każdy kto przebrnął przez wszystkie pięć sezonów ma nieodparte wrażenie, że w jego życiu zaszła jakaś nieodwracalna zmiana. „Sześć stóp pod ziemią” jest dramatem obyczajowym, jednak ukazujące się bohaterom duchy, sceny musicalowe czy śmieszne reklamy gadżetów pogrzebowych, wprowadzają do serialu elementy makabreski i czarnego humoru. To wszystko powoduje, że serial jest niepowtarzalny i wpisuje się na listę „do zobaczenia przed śmiercią”.
– Nikt z nas nie wie, ile nam zostało. I dlatego musimy sprawić, by każdy dzień miał znaczenie. – Nathaniel Samuel Fisher Jr.