Wszystko i nic – Ave, Cezar!
2 min readPrzemysł filmowy rządzi się swoimi prawami, mawiają niektórzy. Bracia Coen w swojej kolejnej produkcji opowiadają historię o ludziach sławy, komunistach, religii i nagrywaniu filmu. Zastanawiają się, czy plan filmowy to miejsce biznesu czy prawdziwej sztuki. Jak im to wyszło? 19 lutego „Ave, Cezar!” pojawił się w kinach.
Film jest o… wszystkim i niczym. Historia, wokół której rozgrywa się fabuła, to porwanie gwiazdy kręconego właśnie filmu – Bairda Whitlocka (George Clooney). Główny bohater Eddie Manix (Josh Brolin), zarządca wielkiego studia, produkującego filmy, próbuje zaradzić problemowi. Po okup zgłaszają się… komuniści. W między czasie możemy też podglądać produkcję innych obrazów w studiu, a także zobaczyć, jak sztucznie tworzy się wizerunek gwiazd. Całość jest osadzona w latach 50. XX wieku.
Bracia Coen są znani z takich filmów jak „To nie jest kraj dla starych ludzi”, „Poważny człowiek” czy „Tajne przez poufne”. Postawili na gatunek, po który najczęściej sięgają – komedię. Rozmach w obsadzie i realizacji wydawałby się przepisem na sukces. Niestety, efekt nie jest zbyt przekonujący. Coenowie jak zawsze bardzo mieszają wątki i symbole.
Nawiązują do religii, komunizmu i praw rządzących przemysłem filmowym. Niestety, nieskutecznie podejmują się tych tematów. Choć miły dla oka (kostiumy i scenografia są bardzo dobrze dobrane), „Ave, Cezar!” jest mocno „pocięty”. Dużo tam ładnych obrazków, ale brak elementów spajających. Tak jak Tarrantino, Coenowie wykorzystują dużo konwencji (choćby musical), ale efekt jest o wiele gorszy. Oprócz kilku lepszych momentów, film jest płaski i o niczym. Bracia po raz kolejny użyli języka, który jest zrozumiały tylko dla nich samych.
Film ratuje jedynie bardzo dobra obsada. Scarlett Johansson jest zadziorna i niesamowicie przekonująca. Z kolei Channing Tatum skutecznie próbuje pozbyć się z etykiety „przystojny, więc drugorzędny”. Jego aparycja faktycznie jest problematyczna z lepszych rolach, jednak jeszcze kilka filmów i aktor powinien wyrwać się z zaszufladkowanej pozycji. W obrazie pojawia się również Tilda Swinton, grająca siostry bliźniaczki, a także Ralph Fiennes jako ambitny reżyser.
Produkcja porusza różne tematy, w tym bardzo aktualny – przemysł filmowy, a co za tym idzie kulturę masową. Coenowie podejmują polemikę z tym, czy studio ma jedynie na celu zarobek czy może zależy mu na wartości artystycznej. Pojawia się również wątek, w którym wyśmiani są komuniści. Na świeczniku zostają też postawione walki pomiędzy religiami. Tematy ambitne, jednak film w żaden sposób nie porusza odbiorcy. Pozostawia go takiego samego, jakiego zastał. Jedyne, co trzeba przyznać, to że obraz czasem zachwyca takimi scenami jak sekwencja ze Scarlett Johansson czy taneczne popisy Channinga Tatuma. Jednak to zbyt mało na dobry film. Zwiastun dużo obiecywał, tym czasem produkcja wygląda zupełnie inaczej.