„Najbardziej cieszy mnie sztuka użytkowa” – wywiad z Karoliną Peek
5 min readKażdy chciałby w życiu łączyć pracę z pasją… i niektórym się to udaje. Karolina Peek prowadzi w Kościerzynie własną działalność, gdzie tworzy torebki i ubrania wykonane od początku do końca przez nią. Co sprawiło, że zrezygnowała ze stałej posady i porwała się na niepewną przyszłość? Co jest dla niej inspiracją? Dla kogo tworzy?
Poprzednia praca wiązała się ze stabilizacją, pewną przyszłością – czy w ciągu lat spędzonych w handlu, myślała Pani o otworzeniu działalności z własnymi wyrobami?
Praca w handlu była przymusem, taką życiową potrzebą. Miała być chwilowa, lecz z tej „chwili” zrobiło się prawie 10 lat. Myśląc o mojej przyszłości, nie spodziewałam się, że będę pracować u kogoś na etacie. Ciepła posadka – to nie był mój cel. Dążyłam do tego, by robić to, co lubię. Oczywiście, mogłam pracować w firmie oferującej kreatywną pracę, lecz na kościerskim rynku i w okolicy nie było satysfakcjonujących ofert. I to właściwie zadecydowało o samozatrudnieniu.
Czy była to łatwa decyzja?
To była szalenie trudna decyzja, ale nie dlatego, że trudno było rozstać się z poprzednią pracą. Było to zetknięcie się z czymś innym, z czym nie miałam jeszcze do czynienia.
Co było bodźcem do otworzenia Pracowni Torebek?
Kiedy nadarzyły się sprzyjające warunki na zmianę pracy – mąż miał stabilną posadę, dzieci podrosły. To wtedy zaczęłam myśleć na poważnie o podjęciu własnej działalności. Wtedy też pojawiły się dofinansowania, więc były środki na przedsięwzięcie. Lecz nadal towarzyszył mi strach przed nieznanym. Postanowiłam razem z córką i serdeczną przyjaciółką spojrzeć na życie z innej strony. Pojechałyśmy „na wariata” do Barcelony (śmiech). Spędziłyśmy tydzień w zupełnie nowym miejscu, które odmieniło moje życie. Tam spojrzałam na siebie z zupełnie innej perspektywy, nabrałam siły i odwagi do zmian. Gdy wróciłyśmy pożegnałam się ze starą pracą i po pewnym czasie otworzyłam Pracownię. Na drodze spotkałam wielu przychylnych mi ludzi, którzy mnie wspierali, dopingowali, wierzyli we mnie.
Ile zmieniło się od otwarcia Pracowni Peek?
Dużo, naprawdę dużo się zmieniło. Przede wszystkim, gdy otwierałam działalność, polegała ona na produkcji filcowych torebek. Wtedy te torebki były jeszcze rzadko spotykane -było tylko kilka osób, które się tym zajmowały. Moim atutem jest to, że do swoich produktów wkładam dużo rękodzieła i torebki również były wykańczane haftem ręcznym i szydełkiem. Teraz tworzę głównie ubrania. Można powiedzieć, że w naturalny sposób przeszłam z robienia torebek do ubrań. Jeszcze co do początku działalności – mówi się o szczęściu początkującego. Na początku jest fajnie, jest duże zainteresowanie czymś nowym, ale po roku przychodzi kryzys. Byłam biedna i zawiedziona. Na pierwszą belkę materiału koleżanka pożyczyła mi pieniądze. Gdy ją przerobiłam to było mnie już stać na dwie (śmiech). I wtedy ruszyłam z kopyta. W tej branży nie ma nic pewnego i tak naprawdę Pracownia cały czas ewoluuje. Co pojawi się na rynku i „chwyci” jest natychmiast kopiowane, najczęściej tanim kosztem i nieudolnie. W związku z tym trzeba cały czas myśleć o czymś nowym, być o krok dalej od konkurencji. Z drugiej strony, w tej branży i bez tego szuka się i tworzy ciągle coś nowego.
Wyobraźnia jest niezwykle ważną cechą w tej profesji, a rzeczy, które Pani tworzy są unikalne. Skąd Pani czerpie inspirację?
Inspiracją może być wszystko. Film, kobieta spotkana na ulicy, obraz, rozmowa, spotkanie, wyjazd, ale też trendy z lat młodości, które stale się przypominają, zataczają koło. Niezbędne jest przeglądanie różnych czasopism, nie tylko modowych, ale też wnętrzarskich. Te ostatnie są niezawodne szczególnie jeśli chodzi o wzornictwo i kolorystykę. Zdarza się też, zwłaszcza na wyjazdach, że widzi się czyjąś pracę, która zainspiruje do natychmiastowego działania. Co roku jeżdżę do Węgorzewa na Międzynarodowy Jarmark Folkloru. Tam przyjeżdżają rękodzielnicy, i nie tylko, z całej Europy. To w tym miejscu zobaczyłam między innymi serbskie stroje ludowe, które są przepiękne. Ludzie wiele dają. Trzeba wychodzić do nich i z nimi rozmawiać, bo człowiek jest wielką inspiracją.
Zetknęłam się z wieloma pozytywnymi opiniami na temat Pani rękodzieł. Bywa tak, że kiedy pasja staje się pracą, człowiek zaczyna traktować to jak konieczność. Czy jest tak w Pani przypadku?
Oczywiście, praca obrzydza pasję. I to jest ta pułapka. Do kiedy coś jest pasją, każda chwila jest przez nią ukradziona. W momencie kiedy staje się pracą to ta przyjemność zostaje, ale pojawia się obowiązek – coś trzeba dokończyć, klient czeka, często jego oczekiwania są inne niż to, co ma się w głowie. Ale te ubrania są dla ludzi, to nie są prace haute couture, które mają być po prostu wystawione do oglądania i na tym kończy się ich rola. Przychodzą takie momenty, że chce się wszystko rzucić, ale to tylko takie chwile, bo zaraz z tyłu głowy pojawia się „przecież to jest moja pasja, to jest to, co chciałam robić”. Trzeba znaleźć równowagę pomiędzy pracą, a przyjemnościami. Czasami mam takie dni, że mimo pracy obowiązkowej robię sobie wolne i tworzę coś, na co mam akurat ochotę.
Jaki procent wnoszą do Pani pracy klienci?
Bardzo duży. Ja jestem dla ludzi, Pracownia jest dla ludzi. Gdyby nie oni nie byłoby mnie tu dzisiaj. Klientki mają wielki udział w Pracowni – tworzą ją. Zawsze kiedy widzę kogoś noszącego moje ubrania, a zwłaszcza jeśli nosi rzecz sprzed paru lat, to zawsze mam łzę w oku. Jest przemiłe to, że coś po mnie zostało. To jest największa nagroda.
To wiele mówi o Pani pracy.
Tak. Zawsze podobała mi się sztuka użytkowa. Odkładanie rzeczy do muzeum, tylko do podziwiania jest, owszem, inspirujące, ale mnie najbardziej cieszy sztuka użytkowa – coś, co będzie miało swoje zastosowanie w dniu codziennym i będzie dawać satysfakcję ludziom. Jest parę osób, które zainspirowały się Pracownią i otworzyły swoje działalności. Przy otwieraniu mogłam im służyć pomocą. Cieszę się, że dzięki temu, że ja przebrnęłam tę drogę, mogłam im pomóc. Nawet mąż się mną zainspirował (śmiech).
A oto strona, na której można podejrzeć małe dzieła sztuki wykonane przez Karolinę Peek.
Fot. Marcinking King