Piękny prezent od Foo Fighters – „Saint Cecilia EP”
4 min read„Saint Cecilia”. Oto rozwiązanie zagadki związanej z Foo Fighters. Nowa EP-ka zespołu to 5 rockowych opowieści: melodyjnych, zadziornych, chwytliwych. To Foo Fighters w najlepszym wydaniu.
Foo Fighters umieją dotrzymać tajemnicy i robić niespodzianki. Po mistrzowsku budowali napięcie, niczym się nie zdradzając. Na stronie zespołu pod koniec października pojawił się zegar odliczający czas do 22 listopada. Fani, karmieni tylko zdawkowymi riffami i wersami osiągali apogeum ekscytacji i ciekawości. I tylko najczujniejsi z nich wykryli przemycane nowe dźwięki podczas koncertów na „Broken Leg Tour”. Pewne było jedno: idzie nowe. Powstawało wiele teorii dotyczących tego, do czego odliczają Foo Figters. Wśród nich królowały przekonania o nowej płycie albo drugim sezonie słynnego już serialu „Sonic Highways”.
Cierpliwość została nagrodzona. Dokładnie 22 listopada (23 listopada według czasu polskiego) światło dzienne ujrzała złożona z 5 piosenek EP-ka. Premiera przypadła na imieniny Cecylii, świętej Cecylii, patronki muzyki i muzyków. O przypadku nie ma mowy. Mini album był nagrywany w niepozornym, małym klimatycznym hotelu Saint Cecilia. I chyba ktoś na górze czuwał, bo muzykom wystarczył weekend, żeby nagrać skondensowany album, w którym „prężą się, stroszą piórka” i prezentują wszystkie swoje atuty, a później następny, by dograć dźwięczne wokale. „Saint Cecilia EP” to 100% Foo Fighters w Foo Fighters. To zapis tego, w jakiej formie jest zespół. A powiedzieć, że w znakomitej, to mało.
Wydawnictwo otwiera tytułowa „Saint Cecilia”. I jest w niej wszystko to, za co kochamy Foo Fighters. Zadziorna gitara na początku, ładna melodia, chwytliwy refren i firmowe ryknięcie Grohla pod koniec. Piosenka daje dużo radości już po pierwszym przesłuchaniu, a gwarantujemy, że po kilku razach mimowolnie będziecie podśpiewywać refren pod nosem. Bardzo mocnym akcentem jest utwór zamykający, czyli „Neverending Sigh”. Rasowy rockowy numer. Dave, Pat Smear i Chris Shiflett mocno się postarali, żeby stworzyć elektryzujące riffy, Nate Mendel podkreślił to linią basu, a Taylor Hawkins też nie szczędził energii, żeby perkusyjną kanonadą rozpędzić rockandrollową machinę. – Rock powinien być wystarczająco ciężki dla chłopaków i wystarczająco słodki dla dziewczyn – powiedział w jednym z wywiadów zaprzyjaźniony z Foo Fighters Josh Homme (z Queens Of The Stone Age i Eagles Of Death Metal). Taki właśnie jest „Neverending Sigh”.
A co ze środkiem EP-ki? On też zasługuje na same pochwały. Szczególnie najspokojniejsza, balladowa piosenka „Iron Rooster”. Nostalgiczny, piękny tekst śpiewany delikatnie przez Grohla wprawia w refleksyjny nastrój i przenika słuchacza. „Czy kiedykolwiek byłeś wystarczająco głupi, żeby zrobić to, co chciałeś zrobić? Czy kiedykolwiek byłeś wystarczająco młody, żeby czuć, co chciałeś poczuć?”. Tekst tak nieskomplikowany, a pozwalający tak odpłynąć i zanurzyć się we wspomnieniach. Oj, Grohl wciąż wie jak zagrać na odpowiednich strunach odbiorców. Urody piosence dodają wysmakowane klawisze nagrane przez Ramiego Jaffee, „szóstego fightera”, sesyjnego i koncertowego muzyka FF. Ale żeby nie popadać za mocno w nostalgiczne tony, panowie częstują soczystym „Savior Breath”. Jest głośno, wściekle i szybko. Połączenie punkowej energii z duchem Motorhead w riffach i zawodowym „wydzieraniem się”. Trudno przy tym kawałku powstrzymać się od machania głową czy tupania nogą. Być może najbledszy jest przy nich najkrótszy kawałek „Sean”, ale to wciąż przyjemne, melodyjne granie w stylu Foo Figthers.
„Saint Cecilia” to wydawnictwo wyjątkowe. Dlaczego? Po pierwsze, nagrane zaledwie w dwa weekendy, przy okazji występu na festiwalu Austin City Limits. Pokoje, recepcja i bar uroczego hotelu stało się studiem-instant. Pojawili się goście: Preservation Hall Jazz Band – powstało więc okolicznościowe jam session, Ben Kweller – razem z Taylorem stworzył później świetne chórki. Foo Fighters nagrywali więc bez presji, wśród przyjaciół, znakomitych gości i w radosnych, imprezowych nastrojach. Prosto, uczciwie, z entuzjazmem i po domowemu, co ewidentnie słychać w każdej piosence. Po drugie, udostępnione fanom do pobrania za darmo. EP-kę można ściągnąć bezpośrednio ze strony http://www.saintceciliaep.com/, a także zamówić i kupić ją na vinylu, w towarzystwie okolicznościowej koszulki i breloczka. Po trzecie, jest opatrzona długim, poruszającym listem od Dave’a Grohla (dostępnym tutaj). Pełnym wspomnień, anegdot i wzruszeń. Co z tego wynika? Foo Fighters są w świetnej formie. To dojrzali muzycy, którzy po prostu wiedzą, jak grać świetnego rocka. Teraz robią sobie przerwę i łapią oddech przed zdobywaniem kolejnych szczytów. Należy im się.
A album jest podziękowaniem dla fanów, za lata wsparcia i miłości, jakie okazują zespołowi. Foo Fighters odpłacają się z nawiązką. Z okazji 20-lecia i intensywnych dwóch lat związanych z „Sonic Highways”, zamiast przyjmować prezenty, dają. EP-ka miała być radosnym dowodem wdzięczności, muzycznym powiedzeniem DZIĘKUJEMY. Terrorystyczne ataki w Paryżu wstrząsnęły światem rocka. Zmieniły też przeznaczenie prezentu od Grohla i spółki. „Saint Cecilia EP” ma być wyrazem nadziei, miłości do fanów, radości życia i pocieszenia w trudnym czasie. Czerpcie z tego prezentu. Peace, love, rock and roll.