Kolorowanki dla dorosłych – słuszna moda?
4 min readChwilowa moda czy odłam ruchu slow life? Dziecinada czy normalna rozrywka? Czyli o tym, jak kolorowanki podbiły serca dorosłych.
Po wejściu do Empiku, w oczy od razu rzucają się trzy wydania kolorowanek. „Tajemny ogród”, „Zaczarowany las” czy kalendarz „52 tygodnie z rysunkami” – to jednak tylko nieliczne z tytułów. Moda na kolorowanie dopiero nadchodzi. Dalej ukazuje się kilka półek wypełnionych kolorowankami. Nie, nie tych z „Gwiezdnymi wojnami” dla dzieci. To szczegółowe kolorowanki w całkiem osobnym sektorze. Główna tematyka – roślinność, zwierzęta, ale też tatuaże, ubrania czy arabeski. Na tych ostatnich jest nawet dopisek „Kolorowanki antystresowe”. Tak się je nazywa, bo ich głównym odbiorcą ma być zapracowany dorosły. Tutaj pojawia się kluczowe pojęcie – mindfulness, czyli uważność. Czy w czasach, w których mamy do czynienia ze zjawiskiem natychmiastowej odpowiedzi, może udać się przestawienie ludzkich umysłów na skupienie? W pędzącym świecie uważność zaczęła stawać się coraz popularniejsza, a kolorowanki zdają się sięgać nawet dalej. Wciąż ukazuje się ich coraz więcej.
Na jednym z egzemplarzy widnieje tytuł „Antystresowe kreatywne kolorowanie dla dorosłych”. Czy to już ta faza, kiedy z małego pomysłu, powstaje marketing? Co jest w tych kolorowankach takiego, że podkreśla się ich przeznaczenie dla dorosłych? Na pewno wpływ na to ma ich niezwykła szczegółowość – dla dziecka mogą stanowić sporą trudność. Ich cel jest też jasny – mają być odprężeniem, chwilą relaksu po męczącej pracy, oderwaniem od obowiązków. Pomysł wydaje się być strzałem w dziesiątkę, zamiast pustych rozrywek, w końcu proponuje się coś naprawdę kreatywnego.
Kolorowankom tym nie można odmówić pięknego wykonania. W dodatku są w przystępnych cenach – średnio od 19,90 do 29,00 zł, a część wzorów jest nawet udostępniona za darmo w internecie. Nie trzeba się długo zastanawiać przy wyborze – choć różne koncepcje, projekty poszczególnych wydawnictw są dosyć podobne.
A co na to inni? Autorka bloga Zwierz Popkulturalny, w pełni oddana kolorowankom, pisze:
„(…) okładka części z nich twierdzi że mamy do czynienia z treningiem antystresowym czy ćwiczeniami estetycznymi, ale zwierz, który pokolorował już nie jedną stronę może wam powiedzieć bez wahania. To są kolorowanki”. Autorka w swoim artykule wychodzi poza zagrania marketingowe i podkreśla, że choć wspaniałe, to te szczegółowe rysunki nadal są tylko kolorowankami. Jednak to nie oznacza, że ich pojawienie się we wzbogaconej formie jest czymś złym.
„(…) Zwierz zwrócił uwagę, że takie drobne czynności, które nie mają większego sensu, są powoli rugowane z naszego życia. Nawet to kolorowanie (po prostu przyjemne) trzeba nazwać treningiem czy ćwiczeniem – żeby stworzyć wrażenie, że w istocie nad czymś pracujemy, poświęcamy czas na samorozwój”. Współcześnie ludzie mają często potrzebę ściśle wypełnionego kalendarza. Chwila bezczynności to dla nich chwila zmarnowana. Takie kolorowanie może więc być czynnością samą dla siebie – nie być relaksem, ale nauką, by wygospodarować trochę luzu.
Jak zauważa dalej Zwierz Popkultury: „(…) nie tyle dziecinniejemy co korygujemy dorosłość”. Autorka pisze, że narzuciliśmy sobie zbyt sztywny wzorzec dorosłości i brakuje nam zwykłych zabaw, pewnej „dziecinności”, ale nie rozumianej jako bycie dzieckiem. Często żyjemy w schemacie praca-relaks. Niestety, odpoczynek często równa się pustej rozrywce. Kolorowanie wydaje się być czynnością nie tyle relaksującą, co po prostu czymś dla nas samych. Skupieniem naszej uwagi na „tu i teraz”, czyli uważnością (mindfulness).
A co na to psychologowie? Portal Zwierciadlo.pl pisze: „Z jednej strony wpisują się one w aktualny trend 'zrób to sam’, z drugiej na pewno odpowiadają potrzebie porządku, spokoju, kreatywności, które w pośpiechu dnia codziennego coraz trudniej nam zaspokoić”. Kolorowanki mogą być więc też realizacją potrzeby estetyki. Przez wieki wymyślano różne style w sztuce. Dziś kryterium stała się masowość, przez co wiele przedmiotów czy nawet budynków sprawia wrażenie takich samych. Zamiast zdobionych ornamentów, mamy jednakowe wieżowce.
A skąd właściwie wzięło się samo zjawisko kolorowania? Wiadomo, że ta moda rozpoczęła się w Wielkiej Brytanii. Spopularyzowała ją Johanna Basford, tworząc w 2013 roku „Tajemny las”. Jej kolorowanka została przetłumaczona na 14 języków i sprzedała się w ponad 1,4 milionów egzemplarzy. Książka w tym roku trafiła również do Polski, a od jej premiery do księgarń trafiło też mnóstwo innych. Na początku października pojawiło się kolejne wydanie Basford – „Zaczarowany las”. Możliwe, że pojawi się ich jeszcze więcej, bo w naszym kraju moda na nie dopiero się rozprzestrzenia, a w innych wciąż jest na fali.
Nieważne, czy kolorowanki mają być rozrywką czy nauką uważności. Pewnym jest, że to zjawisko zdecydowanie można zaliczyć do pozytywnych. Nie jest to kolejny elektroniczny gadżet czy gonienie za nowoczesnością. To powrót do korzeni – coś, co wydaje się w dzisiejszych czasach niespełnioną tęsknotą.