Kolejny wszechmogący: Czego dusza zapragnie

7698444.3

Źródło: filmweb.pl

Brytyjczycy słyną ze swojego przywiązania do wielowiekowej tradycji. Widoczne jest to również w kinematografii, która w dalszym ciągu produkuje staromodne komedie z dziwacznym humorem, takie jak „Czego dusza zapragnie”.

Pewnego dnia brytyjski nauczyciel – Neil Clark (Simon Pegg) otrzymuje wyjątkową moc, dzięki której jest w stanie zrobić wszystko czego zapragnie. Włącznie ze zdobyciem obiektu swoich westchnień – Catherine (Kate Beckinsale).

Komedia Terry’ego Jonesa (reżyser serii filmów o Monty Pythonie) jest idealnym przykładem jak nie należy robić filmów. Na pierwszy rzut oka widać bowiem, że obraz ten jest zwyczajnie brytyjską, mało nowatorską kopią hitu Toma Shaydaca – „Bruce Wszechmogący”. Z tą różnicą, że o ile Bruce otrzymuje moc od Boga, o tyle Neil – od istot pozaziemskich. Ponadto trickiem starym jak świat jest wykorzystanie w filmie efektów komputerowych do kreowania gadających zwierząt. Za bardzo przypomina to sztampowe filmy familijne z lat 90. (w stylu „Babe – świnka z klasą”). Dowcipy i sytuacje komiczne w „Czego dusza zapragnie” są na ogół trywialne i żenujące. Efekty te potęguje również fakt, że są one w większości oparte na stereotypach czy na tematach związanych z seksem.

Bardzo słaba gra aktorska Simona Pegga („Star Trek”, „Mission: Impossible”) i Kate Beckinsale („Underworld”, „Aviator”) sprawia, że tworzą oni duet irytujących i głupkowatych postaci. Cały film jest zresztą bardzo przewidywalny. Brakuje w nim jakiegokolwiek elementu zaskoczenia, napięcia, punktu kulminacyjnego czy zszokowania widza. Przez co produkcja Jonesa w pewnych momentach nuży i wystawia cierpliwość ludzi na dużą próbę.

Jednak całe szczęście, że „Czego dusza zapragnie” jest stosunkowo krótki i niewymagający  myślenia, przez co odbiorca będzie raczej w stanie obejrzeć go do końca. Z trudem to przyznać, ale mimo wszystko zdarzały się w tej komedii też takie momenty, przy których można było się uśmiechnąć (co najwyżej cicho zaśmiać!). Jednak mógłbym je policzyć na palcach jednej ręki.

Produkcji Jonesa z pewnością nie pomogło zaangażowanie do filmu Kylie Minogue (która nagrała specjalnie piosenkę na potrzeby filmu), ekipy Monty Pythona ani laureata Oscara – Robina Williamsa. Te zręczne chwyty marketingowe może i miały sprawić, że widzowie chętniej wybiorą się na ten seans. Co najwyżej aby się zrelaksować. Jednak na pewno nie spowoduje to, że stwierdzą po nim: śmiechu warte!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sześć + pięć =