Niedocenieni superbohaterowie

men-in-blackOd kilku lat świat szaleje na punkcie filmów o superbohaterach. I tak, jak wcześniej triumfy święciły komiksy, tak teraz palmę pierwszeństwa przejęły kinowe ekranizacje. W panteonie znajdzie się kilkunastu, których pseudonimów nie trzeba przedstawiać. Ale są też i tacy, którzy mimo sympatii fanów pozostają w cieniu. Oddajemy pełny szacunek niedocenionym bohaterom. Przygotujcie się na zestawienie tych, naszym zdaniem, najbardziej niezwykłych.

Ula: Przyznaję się bez bicia. Ja też jestem fanką Marvela i mam swoich ulubieńców wśród jego gwiazdorskiej plejady, ale dziś stawiam na bohaterów z innej beczki. Przede wszystkim, będą to Faceci w Czerni, czyli Agent K i Agent J. To właśnie oni uratowali świat przed kosmitami kilka razy więcej niż wszyscy Avengersi razem wzięci i to nie mniej spektakularnie. Nie mieli specjalnych strojów ani nadnaturalnych mocy, ale za to jaką broń i zapał do walki! Od kiedy pojawiła się pierwsza filmowa część zmagań rozbrajająco nieporadnego, choć w miarę angażowania się w misje co raz to bardziej szlachetnego Willa Smitha i bohaterskiego niczym prawdziwy tajny agent Tommy’ego Lee Jonesa, kino science-fiction już nigdy nie było takie samo. I chociaż pewnie do efektów specjalnych można byłoby się przyczepić, to umówmy się – znakomita obsada i skrzące się dowcipem dialogi stawiają trylogię w czołówce komedii. Poza tym, po obejrzeniu filmu sama chciałam ratować świat, a przynajmniej mieć wymazywacz pamięci. I przyznajcie, uzależnionych od kawy kosmicznych robali też nie da się nie lubić.

legolasMagda: Chociaż temu przeglądowi towarzyszy hasło „superbohaterowie bez peleryny” to w tym przypadku robimy wyjątek. Ten pan ma pelerynę, choć pewnie nie tak bardzo oryginalną jak wdzianko Supermana. „Władca pierścieni” pełen jest postaci, które spokojnie można nazwać superbohaterami. Łącznie 6 filmów osadzonych w Śródziemiu dało światu całą paletę walecznych. Wybór mógł paść na każdego z nich, ale w tym wypadku ukłon należy się wreszcie Legolasowi. Perfekcyjny słuch, zwinność, łuk na plecach i heros gotowy. Przez lata jego postać pozostawała gdzieś z boku, choć trudno powiedzieć, że niezauważona. Któż by mógł zapomnieć o bujnej blond fryzurze i stalowo-niebieskich oczach? Wyobraźcie sobie Legolasa wśród alternatywnej wersji ekipy Avengersów…

Ula: Skoro dryfujemy w stronę fantasy, to chciałabym wyróżnić kogoś z rodzimego podwórka. I od razu uprzedzam reakcje czytelników – tak, w książkach jest wyjątkowo doceniany, tym bardziej w grach, nie ma bowiem chyba innej polskiej gry komputerowej, która wzbudzałaby takie sensacje. W końcu, (a jakże!), my też możemy pochwalić się serią opowieści o niesamowitych mutantach. Oczywiście mowa o Wiedźminie.  Z tym, że chcę obronić tego filmowego. Fakt, pozostawia wiele do życzenia. Efekty są wręcz śmieszne, dialogi często nie trzymają się kupy, ale jedyną postacią, która się broni w filmie, a właściwie jego serialowej wersji jest sam Wiedźmin. Moim zdaniem, Michał Żebrowski sprawdził się w roli Białego Wilka świetnie. Szlachetny, wewnętrznie rozdarty, z zasadami, a do tego amant mimo woli – przecież to klasyczna charakterystyka superbohatera. I do tego głęboki głos Żebrowskiego… Po prostu trudno nie mieć (mimo wszystko) przynajmniej sentymentu do Geralta. Aż szkoda, że został filmowo tak po macoszemu potraktowany. Kto wie, może przyćmiłby innego bohaterskiego odludka, Wolverine’a?

Austin_powersMagda: Kto nie zna tego nazwiska proszony jest o nadrobienie zaległości. Słusznie nazywany Agentem Specjalnej Troski, idealnie nadaje się do naszego zestawienia osobliwości. Austin Powers. Wrogowie w starciu z nim nie mają szans. Powala ich swoim libido i plastikowymi gadżetami rodem z lat 80. i wcześniejszych dekad. Niech ten opis was nie zmyli, bo z tym bohaterem nie ma żartów. Powers walczy przecież z samym Doktorem Zło! Mike Myers w podwójnej roli agenta i złoczyńcy rozbraja swoimi żartami. I do tego jest nieśmiertelny, co praktycznie stawia go na równi z innymi znanymi superbohaterami. Warto zauważyć, że Austin Powers walczył u boku samej Beyonce.

Ula: Jest też bohater, którego wszyscy chcielibyście mieć w domu. Znalazłby rozwiązanie na wszystkie wasze bolączki. Mowa o Baymaksie, robocie z disneyowskiej produkcji „Wielka Szóstka”. I tak, też jest oparta na komiksie Marvela, ale skierowana już typowo do dzieci (bez ciętego i dwuznacznego dowcipu jak w filmach dla starszaków). Spokojnie, wy też się ubawicie. Nie brakuje tu wartkiej akcji, wzruszających momentów, widowiskowych scen walk ze złoczyńcą i grupy geniuszy ratującej świat. Przede wszystkim jednak, to Baymax jest tu największą gwiazdą. Personalny opiekun medyczny przypominający raczej maskotkę Michelin niż robota, to wytwór najwyższej myśli technologicznej. Robi wszystko, by pomóc człowiekowi. A co się stanie, gdyby spróbować go nieco przeprogramować? Sprawdźcie sami. Jedno jest pewne, Baymax jest przyjacielski, gotów nieść ratunek i się poświęcić, a poza tym jest absurdalnie wręcz zabawny. Szczególnie w scenach walki, gdzie wciśnięty w zbroję prawie taką, jaką nosi Iron Man, staje się bohaterem, który ewidentnie ma dwie lewe ręce. I zapewniam, że nie tylko was rozśmieszy, ale podbije wasze serca.

Magda: Last, but not least. Ta postać to jeszcze gorący temat, bo film „Kung Fury” to dzieło (tak, dzieło) z 2015 roku. Tytułowy bohater jest policjantem po przejściach. Jego partner został zabity przez mistrza kung fu i w tym samym momencie, Fury zostaje ukąszony przez Żmiję, która daje mu ogromne moce. Od teraz jest w stanie rozprawić się z niemal każdym wrogiem. Najważniejszym wyzwaniem ma być dla niego Adolf Hitler aka Kung Fuhrer. By go pokonać przenosi się w przeszłość do nazistowskich Niemiec. Przez przypadek znajduje nietypowych sojuszników na czele z Thorem i T-Rexem. Co się wydarzy po drodze – zobaczcie sami. W postać tę wciela się David Sandberg, który też wyreżyserował ten pół godzinny film. Dla zainteresowanych mogę dodać, że „Kung Fury” był wyświetlany na festiwalu w Cannes.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

16 + 4 =