Selah Sue i Sister Wood zagrali w B90
5 min readŻadnych przypadków. W tych dwóch słowach można podsumować poniedziałek, 1 czerwca, w gdańskim B90. Belgijka, Selah Sue, zagrała tam przedostatni koncert w ramach trwającej od tygodnia polskiej trasy. Ale tego wieczoru odbyły się właściwie dwa koncerty, a nie jeden…
A wszystko za sprawą polsko-angielskiego składu Sister Wood. Mądre głowy dyskutują w telewizji o plusach i minusach otwartych granic, a my swoje wiemy – dzięki temu, że świat się skurczył, rodzą się takie projekty jak Sister Wood! – takie informacje można znaleźć na ich oficjalnym profilu na Facebooku. I całe szczęście, że takie projekty powstają! Mimo, że znają się już jakiś czas, to płytę, która miała premierę trzy miesiące temu, nagrali w zaledwie parę dni. I zważywszy na całokształt brzmienia, jest to nie lada wyczynem. Sister Wood w składzie podstawowym to trzy osoby: Rachel Wood, Sarah Wood i Łukasz Moskal. Siostry pochodzą z Wysp Brytyjskich, śpiewają od paru lat, natomiast Łukasz to polskie ogniwo w tym trio, jest uznanym perkusistą (na koncie ma współpracę między innymi z zespołem Zakopower czy Kasią Nosowską).
Zazwyczaj jest tak, że na koncertach supporty ściągają jedynie największych fanów głównych gwiazd wieczoru, którzy pod sceną pojawiają się jak najszybciej, by z bliska zobaczyć swoich idoli. Jedyną reakcją, na którą supportująca kapela może liczyć to kilkusekundowe oklaski po każdym z numerów. W przypadku Sister Wood tak nie było – publiczność zwabiona anielskimi wokalami sióstr, biciem perkusji i elektryzującym dźwiękiem gitary, zdawała się przeżywać każdy dźwięk, każdą sekundę, w pełni przyjmować to, z czym muzycy wyszli na scenę i co mają do zaoferowania.
Wnioski? Trzy. Po pierwsze – było bardzo festiwalowo. Po drugie – nic tak nie irytuje muzyków jak porównania do innych składów, ale trudno od nich uciec. Idąc tym tropem – chyba mamy polskie Haim, choć w mniejszym składzie i bardziej wyważonej, nieco mrocznej, tajemniczej wersji. A po trzecie, i najważniejsze – Sister Wood to kolejny dowód na to, że muzyka w naszym kraju ma się naprawdę świetnie! Szkoda tylko, że grali tak krótko i że nie był to pełnowymiarowy koncert. Ale o to, że propozycje będą się pojawiać znacznie częściej, możemy być spokojni.
Jednak głównym powodem, dla którego B90 w poniedziałek było wręcz pełne, wciąż pozostała Selah Sue. Przypomnijmy – artystka w marcu tego roku wydała drugą płytę zatytułowaną „Reason” i w ramach jej promocji w ostatnim tygodniu maja i na początku czerwca, koncertowała w Polsce. Niepozorna, filigranowa kobieta, z charakterystycznym kokiem na głowie i z głosem jak dzwon – najprostsza i najkrótsza charakterystyka Belgijki. Na scenę wyszła z wielkim uśmiechem na twarzy, co od razu dało sygnał, że będzie dobrze. Bo jak artysta się uśmiecha, to znaczy że musi być dobrze.
Na pierwszy ogień poszedł utwór „Fear nothing”. Wersja studyjna tego utworu, ale i nie tylko tego, jest w pełni dopracowana, ale zbyt przepełniona elektroniką. Natomiast na żywo, za sprawą muzyków grających z wokalistką, brzmi to o niebo lepiej. Bardziej prawdziwie. Głos Selah, czy to w niskich rejestrach czy wysokich, jest imponujący. Na świecie jest cała masa zdolnych pań stojących za mikrofonem, ale niewiele z nich ma taką lekkość śpiewania, potrafi tak kontrolować swój głos czy z łatwością lawirować między górami i dołami. Trzeba to szczególnie docenić, bo daje to słuchaczom ogromny komfort – raz, że nie są torturowani dźwiękami, które w ogóle paść nie powinny, a dwa, że dzięki temu mogą się w pełni skupić na odbiorze.
Jeśli chodzi o materiał z nowej płyty to pojawiły się między innymi niezwykle klimatyczne, tytułowe „Reason”, „Together” w którym Selah… naprawdę nieźle rapowała czy „Always home”, które rozpoczęło akustyczny set. Chyba każdy podczas niego czuł, że Selah śpiewa wyłącznie dla niego. Jednym z najbardziej wzruszających momentów był utwór „Daddy”, który jak sama nazwa wskazuje, opowiada o szczególnej więzi łączącej ją z tatą. Ze staroci były oczywiście „Raggamuffin”, „Crazy vibes” czy „Piece of mind”. Pod sam koniec rozbrzmiała sztandarowa kompozycja, czyli „This world”. Lubicie wersję oficjalną? Owszem, jest dobra, ale ani trochę nie umywa się do wersji live! Oby ktoś wspaniałomyślny nagrał ten moment i wrzucił na YouTube – warto to zobaczyć!
Selah gra ze wspaniałym składem muzyków, którzy tworzą piękne tło i pozwalają jej błyszczeć, niczym największej gwieździe światowego formatu. To jest nasz drugi koncert, pierwszy był w Sopocie w Zatoce Sztuki. Dziś było jeszcze piękniej, jeszcze bardziej emocjonalnie, było jeszcze więcej energii. Dwa pokolenia – moja prawie dorosła córka i ja, bawiłyśmy się świetnie! Jesteśmy mega szczęśliwe. Jest dzień dziecka i nie ma większej radości niż być na tym koncercie – powiedziała Dorota, która jak kilkadziesiąt innych osób, cierpliwie czekała na tradycyjne już po koncercie Selah, zdjęcia i autografy.
Mamy czerwiec, pół roku za nami. Czas na małe podsumowania. Koncertowo pierwsza część roku wyglądała naprawdę dobrze. Patrząc na to, co planowane jest w najbliższych tygodniach w Trójmieście, nie trzeba się martwić – na brak muzycznych doznań nikt narzekać nie powinien. Koncert Selah Sue był doskonałym potwierdzeniem tego jak ważnym miejscem na koncertowej mapie Polski jest B90 i że światowe gwiazdy chętnie przyjeżdżają koncertować nad Bałtyk. Aha, jeszcze jedno, dla wszystkich którzy już tęsknią ze Selah albo dla tych, którzy na koncert nie dotarli i żałują – obiecała, że wróci do nas, prawdopodobnie w przyszłym roku. Trzymamy za słowo!
fot. Hanna Jakóbczyk