Święto elektroniki – HOSPITALITY w B90
3 min readW sobotni (18 kwietnia) wieczór klubem B90 zawładnęła impreza o nazwie Hospitality, czyli prawdziwe święto fanów drum’n’bass’u. Nic więc dziwnego, że ci, którzy się tam bawili, w niedzielny poranek mogli mieć problemy ze słuchem.
Event zorganizowała organizacja Illegalbreaks, która po raz kolejny zaprosiła do Gdańska czołowych artystów muzyki elektronicznej. Gwiazdą wieczoru był Netsky, a oprócz niego wystąpili między innymi: jego kolega z wytwórni Hospital Records (i zarazem jej współzałożyciel) – pan ukrywający się pod pseudonimem London Electricity. Headliner wyszedł na scenę z kimś w rodzaju hypemana, który skandował różne hasła przez mikrofon i dbał o to, by fani byli wciąż rozgrzani. Netsky zagrał „gruby” set, w którym nie zabrakło jego najlepszych utworów. Kawałki takie jak „Running Low”, czy „Come Alive” były preludium do tego, co miało się wydarzyć. Bo przy „Everyday” tłum zwariował i rozgorzało szalone pogo. Artysta „spropsował” wyczyny polskiej publiczności, co spotkało się z akompaniamentem okrzyków najbardziej zagorzałych fanów. Podczas koncertu Netsky zagrał jeszcze oprócz swoich – kawałki innych artystów, takich jak Rusko czy Skrillex.
Po Netsky’m na scenie zawitał weteran d’n’b, czyli brytyjski DJ London Electricity. Zyskał uznanie publiki dając pozytywną energię i niesamowity vibe swoimi kawałkami. Zaprezentował ciekawy set, który w połączeniu z potężnym basem i epilepsjogennymi laserami ożywił wszystkich zmęczonych po pogo na pierwszym koncercie. DJ zaskoczył wieloma ciekawymi remixami znanych kawałków takich artystów, jak Kanye West czy Chase & Status.
Organizacja wydarzenia była poprawna. Netsky wszedł na scenę zgodnie z planem, a jeżeli miał nawet jakieś opóźnienie, to było ono niezauważalne. Podobnie z London Electricity. Jedyne, do czego można się przyczepić, to piętrzące się kolejki do kasy i baru. Tłumy przy tych strategicznych miejscach wywoływały wrażenie, że klub jest wypełniony po brzegi. Można się zastanawiać, czy B90 jest większe od CSG, ale wydawało się, że na Skrillexie, zaproszonym przez tych samych organizatorów do CSG ludzie walili drzwiami i oknami. A tutaj owszem, sporo ludzi na środku gibało się w transie, ale tylko w trakcie setu Netsky’a. Przed koncertem głównej gwiazdy większość ludzi odpoczywała na leżakach bądź w palarni. Można się doszukiwać dobrych i złych stron takiej frekwencji. Z jednej strony daje to pole do popisu sceptykom, mówiącym, że nie było klimatu, a z drugiej strony powody do radości, bo uniknęło się ryzyka bycia stratowanym. W porównaniu z koncertem Skrillexa zwiększyła się średnia wieku. I całe szczęście, bo nic tak nie psuje atmosfery koncertu jak dzieciaki, które przeholowały z imprezą. To duży plus, bo można było spokojnie nacieszyć się koncertem zamiast pozostawać w ciągłym strachu o swoje bądź cudze życie.
Jedno można powiedzieć organizatorom: Oby tak dalej! Fajnie, że trójmiejska scena d’n’b i dubstepu nie ogranicza się do Sfinksa. Miejmy nadzieje, że w naszym rejonie będzie się działo jeszcze więcej, bo jak widać zarówno kluby jak i publiczność dają radę. Do następnego razu!
fot. Edyta Serocka