Samochody nie latają – Szybcy i wściekli 7
3 min readProdukcja już w dzień premiery zdominowała rynek kinowy, notując najlepsze otwarcie poza granicami USA oraz najlepszy zagraniczny start produkcji Universal Pictures w historii. Czy kolejna odsłona „Szybkich i wściekłych” powtórzy swój sukces również w Polsce?
W poprzedniej części Toretto (Vin Diesel) i jego załoga wysłali na intensywną terapię groźnego najemnika, Owena Shawa (Luke Evans). Teraz wszyscy nareszcie mogą powrócić do Stanów Zjednoczonych, a Brian O’Conner (Paul Walker) może poświęcić się rodzinnie. Ich sielanka nie trwa jednak długo, bo na horyzoncie pojawia się Deckard Shaw (Jason Statham), starszy brat Owena, który za wszelką cenę chce pomścić brata.
Ciężko jednoznacznie ocenić najnowszą odsłonę „Szybkich i wściekłych”. Od strony rozrywkowej jest po prostu genialny, od strony fabularnej… cóż przyznajmy, że fabuła od dawna nie była mocną stroną serii. Od czasów czwartej części chyba nikt nie oczekiwał również zbytniego realizmu ze strony twórców. Jeżeli dziwiły was dwa dodgery holujące przez centrum miasta kilkutonowy sejf albo pościg po kilkunastokilometrowym pasie lotniska, to po siódemce możecie spodziewać się jeszcze więcej nietypowych wybryków.
Tym razem reżyserowi całkowicie puściły hamulce. I chociaż sam Brian mówi, że samochody nie latają, to James Wan postanowił wyprowadzić go z błędu. Stąd mamy w filmie kilkanaście scen, gdzie załoga Doma, przecząc wszelkim prawom fizyki, wprawia w lot swoje pojazdy. Dzięki temu ekipa od efektów kaskaderskich miała okazję się wykazać i trzeba przyznać, że przeszła samą siebie. Zwłaszcza w sekwencji, gdy Brian biegnie po opadającym w przepaść autobusie.
W „Szybkich i wściekłych 7” główni bohaterowi stali się wręcz nieśmiertelni. Gdy dookoła giną niewinni przechodnie, nasza drużyna cało wychodzi nawet po zderzeniu z helikopterem. Film wyreżyserowany przez Wana ma wszystko to, co znamy już z poprzednich części. Wysportowani mężczyźni, piękne dziewczyny, uliczne walki, humor i przede wszystkim samochody. Siódemka to pełne eksplozji kino akcji. Zatem fani nie powinni narzekać.
Na chwilę uwagi zasługuje również antagonista drużyny Doma. Od pierwszej sceny widz nie ma wątpliwości, że Deckard Shaw to ciężki przeciwnik. Demoluje połowę budynku, mordując w pojedynkę kilku agentów SWAT, a to wszystko przy okazji szpitalnej wizyty u brata. Jason Statham sprawdził się jako żądny zemsty czarny charakter, ale to Paul Walker skupia większość uwagi. Po jego śmierci twórcy stanęli przed trudnym zadaniem. Trzeba było zmienić scenariusz po pierwsze, tak aby możliwa była kontynuacja. Po drugie jednak, aby pożegnać aktora w jak najlepszym stylu. O dziwo wyszło im to nadzwyczaj dobrze. Hołd oddają mu wszyscy bohaterowie, a ostatnie sekwencje filmu to wzruszające epitafium na jego cześć. Tym razem słowa Doma – Ride or die, remember – nabierają zupełnie nowego znaczenia.
„Szybcy i wściekli 7” to film, do którego nie należy podchodzić zbyt serio. I chociaż kolejne scenariusze niektórych odstraszają swoją absurdalnością, to Universal już zapowiada kolejną odsłonę serii. A siódemka, ostatnia, czy nie, z prawami fizyki, czy bez, sprawdza się nawet jako samodzielne, relaksujące kino akcji.