Amerykański Snajper
3 min read„Snajper” podbił serca i złupił portfele widowni. Film, który zarobił rekordowe 105 milionów dolarów podczas pierwszego tygodnia emisji jest najbardziej dochodowym tytułem w karierze Clinta Eastwooda. Najnowsze dzieło aktora i reżysera za Oceanem wzbudza kontrowersje od pierwszej chwili pojawienia się na ekranach kin. Czy w Polsce ma szansę powtórzyć swój sukces?
Żołnierz Navy SEALs Chris Kyle (Bradly Cooper) zostaje wysłany do Iraku w jednym celu – ma chronić innych uczestników misji. Dzięki niezwykle celnym strzałom na polu walki ratuje życie wielu żołnierzom. A w miarę jak wiadomość o jego odwadze się roznosi, zyskuje pseudonim „Legenda”. Jego sława dociera również poza linię wroga. Pozbycie się Kyle’a zaczyna być głównym celem rebeliantów, którzy wyznaczają nagrodę za jego głowę. Największym wyzwaniem w życiu Chrisa jest jednak pozostanie mężem i ojcem dla rodziny, od której dzieli go pół świata. Pomimo niebezpieczeństw i rozłąki z bliskimi, Chris odbywa cztery zmiany w Iraku. Jednak po powrocie do żony Tayi (Sienna Miller) i dzieci zdaje sobie sprawę, że nie pozostawi wojny za sobą.
Eastwood w swoim najnowszym filmie stawia przede wszystkim na historię jednego człowieka. Człowieka, który w ogromnym poczuciu misji bezwzględnie służy ojczyźnie i wierzy w słuszność tego, co robi i niczego ze swych dokonań nie żałuje. Potężnie zbudowany, szorstki i zdradzający oznaki zagubienia, wydaje się na zmianę bohaterem i ofiarą. Chris Kyle to najbardziej śmiercionośny snajper amerykańskiej armii. Oficjalnie potwierdzono 160 śmiertelnych trafień strzelca, ale mówi się, że w rzeczywistości zabił około 250 wrogów.
„Snajper” to film-pomnik dla amerykańskiego bohatera. Widz ani przez chwilę nie ma wątpliwości – wszyscy Amerykanie to niezłomni żołnierze, Irakijczycy zaś to sprzedajne dzikusy, od których można kupić pierścionek w niższej cenie. Dlaczego więc warto poświęcić filmowi chwilę uwagi? Jeżeli podchodzimy do „Snajpera” jako kolejnego dramatu wojennego, nie będziemy zawiedzeni. Szczególnie usatysfakcjonowani będą miłośnicy scen batalistycznych. Akcja filmu toczy się dwutorowo – działania Chrisa Kyle’a na misjach przeplatane są wycinkami z jego życia rodzinnego. I o ile sceny wojenne sfilmowane są sprawnie i dynamicznie (ostatnia akcja w Iraku to mistrzostwo reżyserii, montażu i zdjęć), to kadry z domu głównego bohatera, znacznie spowalniają tempo wydarzeń.
Trzeba również przyznać, że reżyser oddał nie tylko realia walk, ale też istotę zespołu stresu pourazowego. To jego najbardziej udany film od lat: ze świetnymi zdjęciami i mocną, być może oscarową rolą Coopera. Aktor jest tutaj miłym zaskoczeniem. Bradley Cooper do roli Chrisa Kyle’a utył aż dwadzieścia kilo, nauczył się teksańskiego akcentu i wzbogacił swoje umiejętności aktorskie. Udało mu się stworzyć człowieka z krwi i kości. Aktor dźwiga ten film w pojedynkę i to bez większego wysiłku.
Czy „Snajper” okaże się przepustką Eastwooda do kolejnego Oscara? Przekonamy się już dziś wieczorem.