„Nasze funkcjonowanie to ciągła potrzeba zmiany” – wywiad z B.O.K
11 min readWidmo wilka ponownie zagościło w głowach fanów grupy, która po kilkumiesięcznej przerwie w wielkim stylu wróciła na scenę. Tuż po premierze swojego drugiego legalu B.O.K wyruszyło w trasę koncertową. W pierwszym wywiadzie po rozpoczęciu Labirynt Babel Tour, Bisz oraz Oer opowiedzieli nam o tworzeniu nowych jakości, ewolucji jaka zaszła w grupie, możliwościach, które stwarza hip-hop oraz o tym, co było najtrudniejsze w tworzeniu ich nowego albumu.
Koncert w Gdańsku inauguruje długo oczekiwany Labirynt Babel Tour. Za wami pierwsze spotkania z fanami. Jak określilibyście ich odbiór albumu? Jakie macie oczekiwania, wyobrażenia wobec najbliższych kilku tygodni?
Bisz: Jesteśmy przede wszystkim pozytywnie zaskoczeni jej pierwszym odbiorem. Pracując nad płytą, będąc totalnie nad nią skupieni, baliśmy się, że odpłynęliśmy trochę za daleko w stronę, która niekoniecznie może być dla słuchaczy łatwa w odbiorze. Tworząc ją, mieliśmy cały czas świadomość, że jest to płyta zupełnie inna od tych, które ukazują się aktualnie na rynku. Dajemy w niej wyraz naszych inspiracji muzycznych, ideowych, w zakresie treści. Ale pierwsze spotkania potwierdzają, że mamy bardzo otwartych odbiorców, którzy czekają, by wysłuchać co ciekawego mamy im do powiedzenia.
Otwartych i cierpliwych. Długo przyszło nam czekać na nowy materiał. Co było dla was najtrudniejsze w tworzeniu „Labiryntu Babel” po sukcesie „Wilka chodnikowego”?
Bisz: „Wilk chodnikowy” był ogromnym przełomem w moim życiu. Głównie chodziło o to, że nie chciałem się powtarzać. Pragnąłem zrobić coś innego, pójść w zupełnie innym kierunku, napisać o rzeczach, które zawsze mnie dręczyły, ale o których nie pisałem, ponieważ nie czułem, bym posiadał odpowiedni warsztat. Chciałem też być pewien, że mam wystarczającą liczbę osób, która będzie słuchała takiej nawijki. Napisanie dobrych utworów i dobranie odpowiednich bitów było bardzo czasochłonne i wymagało ogromnego zaangażowania.
Oer: Pod względem muzycznym trwało to długo, ponieważ nie chcieliśmy powtórzyć takiej różnorodności, jaka pojawiła się na albumie „W stronę zmiany”. Nowy materiał od początku chcieliśmy zamknąć w koncept. Nie jest on łatwy i taki też okazał się przy aranżacjach. Poukładanie kilkunastu elementów przy tak licznym składzie wymagało dłuższego poświęcenia czasu.
Patrząc na wasz dorobek, przy „Labiryncie Babel” zdecydowanie obraliście kurs w stronę zmiany. Jest to materiał różniący się od poprzednich. Na pewno trudniejszy, dojrzalszy, przeładowany semantycznie. Nie baliście się jak na taką zmianę zareaguje publika?
Bisz: Single, które ukazały się przed premierą całego albumu nie oddawały tego, jaka jest płyta. Liczyłem się z tym, że może odbić się od ludzi, ponieważ faktycznie jest trudna, przeładowana semantycznie. Nasz debiut na liście OLiS, szybka sprzedaż preorderu, które były dla nas wszystkich pozytywnym zaskoczeniem udowadniają, że dzięki swojej pracy osiągnęliśmy twórczą niezależność. Zebraliśmy wokół siebie grono ludzi, którzy nie poszukują drogi na skróty, ale chętnie zagłębiają się z nami w labirynt.
Oer: Nikt z nas nie ma żadnego wpływu na to, jaki będzie odbiór tego, co robi się z serca. Towarzyszył nam nie strach, ale świadomość, że może być to zbyt ciężkie. Baliśmy się raczej tego, że nie podołamy własnym oczekiwaniom. Postawiliśmy sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Spełnienie własnych ambicji stało się najważniejsze, ponieważ tak naprawdę utwór tworzysz z i dla siebie. Dopiero po wykonaniu wyzwania, jakie przed tobą stawia, trafia do ludzi. Zrobiliśmy to. Trafiło.
Cały czas mówimy o tym, że materiał jest wymagający, ciemny, troszkę dekadencki. Skąd pomysł na optymistyczny przecież sampel „podaruj mi trochę słońca” rzucający na te ciemności nieco optymizmu?
Oer: Sampel trafił na album klasycznie. Szukając materiałów sprawdzałem winyle, wpadł mi on od razu w ucho, był mega pozytywny, ale żeby pasował do całościowego konceptu musiałem zrobić z niego coś mniej optymistycznego.
Bisz: Oer podchodząc do niego z zupełnie innej strony zrobił coś niesamowicie kreatywnego. Mi pozostało jedynie utrzymać klimat w tekście. Tak stworzyliśmy cały numer, który serio mnie jara.
„Labiryntu Babel” nie sposób zrozumieć przy pierwszym odsłuchu i jest to opinia zarówno krytyków, jak i słuchaczy. W pierwszych wywiadach podkreślaliście, że chcieliście zaserwować odbiorcom swoistą zabawę intelektualną. Nie bałeś się tego, że liczne metafory i nawiązania kulturowe okażą się nie do przebrnięcia dla sporej liczby odbiorców?
Bisz: To co tworzymy ma być dla słuchacza przygodą, w której odkrywa on przeróżne zaułki w labiryncie. O to właśnie chodzi w samym koncepcie płyty. „Labirynt Babel” to labirynt znaczeń, po których porusza się słuchacz, labirynt w którym nie znasz nawet drogi swojej istoty. Wobec tego musi być czymś nieprzyjemnym, trudnym. Zarazem jednak ma mobilizować do tego, aby znaleźć swoje własne wyjście.
Coraz liczniejsze głosy twierdzą, że „Labirynt Babel” to album roku. Biszu, jesteś uważany za poetę, rozmawiając o twoich kawałkach często pada stwierdzenie, że konsekwentnie dążysz do zintelektualizowania hip-hopu. Poruszasz tematy trudne, niewygodne. Czy to, co robisz postrzegasz jako misję?
Bisz: Płyta jest przemyślanym, a nie zrobionym na siłę konceptem. To, co przedstawiam, jest moją wewnętrzną przygodą, próbą opisania tego, co mam w sobie. Nazywanie tego intelektualizacją kojarzy mi się z historią muzyka, który radzi sobie coraz lepiej, a kiedy znajdzie się na poziomie naprawdę dobrym, słyszy, że ludzie woleli go słuchać, kiedy grał coś słabiej. Wiesz, to wygląda tak, że jeśli nie mam innych pojęć, aby wyrazić to, co chcę, to muszę korzystać z pojęć trudnych, które lepiej opisują pewne rzeczy. Być może ktoś stwierdzi, że powinienem mówić o tym w prostszy sposób, ale często jest to po prostu niemożliwe. Do znaczeń, które wykorzystałem da się bardzo łatwo dotrzeć. Nie wiem więc, czy jest tak przeintelektualizowana, jak się mówi. Ale doceniam, że miejsce, w którym się znajduję pozwala mi zwracać uwagę na rzeczy, które nie zawsze wyglądają tak, jak wyglądać powinny. Nie mówię jednak co jest dobre, co złe, chciałem tylko pokazać, że są rzeczy, które trzeba sobie przemyśleć.
Jesteście u szczytu, wataha rośnie w siłę, ale nie straciliście z widoku rzeczy, które trzeba zmienić. Wspieracie lokalny patriotyzm, udzielacie się charytatywnie w projektach, takich jak Ulica dla hospicjum. Trwale współpracujecie z Catch the Flavą, Akademią Przyszłości. Rozwijacie współpracę z ośrodkiem w Babigoszczy, w którym powstał klip do „Prometeusza”. Powiedzcie proszę kilka słów na temat tych inicjatyw.
Bisz: Można delikatnie próbować zmienić świat. Próbuję to zrobić działalnością w Akademii Przyszłości, która działa w całej Polsce i uczy wygrywać dzieciakom w szkole i w życiu. Jesteśmy tutorami, czyli ludźmi, którzy nie są sensu stricte korepetytorami, tylko kimś, kto próbuje wzbudzać ich poczucie własnej wartości. Staramy się rozbudzać w nich świadomość, że mogą osiągnąć wszystkie cele, które sobie wyznaczą. Stale pracujemy nad rozwojem ich kreatywnego myślenia i po prostu staramy się przekazywać im dobrą energię.
Jak trafiłeś do fundacji?
Bisz: Wcześniej kilka razy słyszałem o niej w różnych miejscach i środowiskach. Powtarzałem sobie, że to super sprawa, która nie wymaga ogromnego wysiłku – to tylko godzina tygodniowo. Czułem, że warto byłoby się zaangażować w taką pomoc. Po pracy nad najnowszą płytą poczułem, że w moim życiu zdarzyło się coś naprawdę dobrego i chciałem, aby coś równie dobrego spotkało kogoś innego.
Oer: Zabrzmi to patetycznie, ale naprawdę nic nie dzieje się bez przyczyny. Miejsca o których wspomniałaś mają misję i trafiliśmy tam, bo los tak chciał. Pomagamy wygrywać, ale i sami dużo wygraliśmy. Poznaliśmy tam wiele osób, które podobnie myślą, mają zbieżne z naszymi spostrzeżenia na świat, sztukę, tworzenie muzyki. W przywołanym ośrodku w Babigoszczy, który zajmuje się art terapią, poznaliśmy wielu młodych ludzi z ogromnym potencjałem i pasją. Kiedy opuszcza się swoją macierz, okazuje się, że w wielu miejscach na świecie są osoby, które podobnie myślą. Jedynym wysiłkiem, który musimy podjąć jest próba dotarcia do nich. Dzięki naszej działalności muzycznej możemy je poznawać. Biorę udział w warsztatach Catch the Flava, w których prowadzę zajęcia z produkcji dźwięku. Wypełnia je czas twórczej edukacji, w którym od rana do wieczora siedzimy w studiu stworzonym specjalnie pod ten projekt. Dzieciaki mogą uczestniczyć też w zajęciach z breakdance, które przeplatane są zajęciami z psychologii.
Biszu, mimo pracy zawodowej i działalności charytatywnej udało ci się zrealizować coś, na co słuchacze czekali już od zeszłego roku, a mianowicie audycję „Notatki z podziemia”, która spotkała się z bardzo dobrym odbiorem. Skąd czerpiesz inspiracje do jej tworzenia?
Bisz: Nazwa audycji nawiązuje do jej klimatu i jest zaczerpnięta z tytułu jednego z opowiadań Dostojewskiego. Ukrywają się w niej mroczne treści, pochodzące z zupełnie innej strony życia. Tej, do której nie zawsze się zagląda. Pomysł na jej stworzenie nosiłem w sobie bardzo długo. Dużo czytam, mam mnóstwo notatek z książek, które mnie w jakiś sposób poruszają. Słucham dużo muzyki, z którą nie mam się często jak podzielić z szerszą liczbą odbiorców. Audycja jest świetnym pomysłem na połączenie moich inspiracji zarówno muzycznych, jak i literackich. Jej przygotowanie jest pracochłonne, ale łączenie dwóch pasji, pozwolenie na ich wzajemne przenikanie się, sprawia mi ogromną przyjemność. Mam sporo pomysłów, jej formuła spodobała się słuchaczom, dlatego na pewno pojawią się kolejne audycje.
Oer, ty również nie próżnujesz. Widziałam, że szykuje się EP-ka z Chuchujesz. Niedawno ukazał się ich nowy singiel „Na szczęście”, dla którego stworzyłeś bit, który ma zupełnie inny klimat od poprzednich. Mając na uwadze ten kawałek, a także to, co zrobiłeś na „Labiryncie Babel” wytłumacz proszę, jak ktoś, kto potrafi wywoływać emocje zarówno jednym akordem, jak i przy pomocy kilku muzyków nie wydał nowej płyty producenckiej?
Oer: Powodów jest wiele, ale na przeszkodzie stoi mi głównie brak czasu. Stworzyć bity na taką płytkę mógłbym w dwa miesiące, rok zajęłoby mi zbieranie raperów. Ale jestem już z tylu stron przypierany do ścian, że w końcu ją zrobię. Ze mną jest tak, że nieustannie chcę czegoś nowego. Trudno jest mi się zabrać za jedną robotę. Często po kilku próbach odbijam w inny klimat, zostawiam to i szukam, szukam, szukam… Hip-hop cały czas jest w moim sercu i na maxa jaram się klimatem z lat 90., który jest dla mnie mekką czystości hip-hopu, ale wydaje mi się, że niekoniecznie chciałbym zrobić coś w tym klimacie. A może jednak coś wykreuje się w mojej głowie, usiądę, zbiorę raperów i zrobię płytę na klasycznych bitach?
Bisz: Czekam na taką płytę! Płytę, która będzie poszerzała horyzonty. Jesteś mega świetny w ciężkich, smakowitych perkusjach i mógłbyś zrobić taki hip-hop zupełnie po swojemu. Położyłbyś na to kilka zwrotek. Na pewno wiele osób czeka na taki projekt. Ale najdoskonalej rozumiem, że jego sukces zależny jest od własnych przesunięć, emocji. Musisz to po prostu poczuć!
Jesteście zupełnie wyjątkowym kolektywem na rodzimej scenie hip-hopowej. Każdy z was posiada nieco inne zainteresowania, również muzyczne. Jak wygląda proces twórczy przy takiej ilości testosteronu? Do kogo należy ostatnie zdanie?
Oer : Do mnie! (śmiech) A tak poważnie, każdy z nas ma swoje zdanie i nauczyliśmy się osiągać kompromisy.
Bisz: Każdy jest odpowiedzialny za swoją działkę i na jej terenie ma totalną wolność. Oczywiście jest producent, który musi ogarnąć całość, jest nasz menedżer, który musi ogarniać większą całość, a uwierz, że jesteśmy niełatwą całością. Zespół jest zbiorem maksymalnie różnych wpływów. Stworzenie czegoś, co wyłamuje się poza schematy jest zatem jeszcze trudniejsze. Udaje się nam jednak tworzyć nową jakość i to jest tego warte.
Oer: Przeszliśmy wiele prób przypominających starcie płyt tektonicznych. Na szczęście wyszliśmy z nich cało. Podobne fajerwerki pewnie będą pojawiać się jeszcze nie raz, ale jesteśmy o tyle dojrzalsi, że potrafimy osiągać kompromisy. Tworzymy związek partnerski dziewięciu facetów, jakkolwiek to dziwnie zabrzmi.
Od pierwszego legalu, przez solowy album Bisza, aż do najnowszej płyty zmienił się i charakter waszej twórczości i skład grupy. Czy na chwilę obecną czegoś wam brakuje? Chcielibyście coś dodać, zmienić?
Bisz: Nasze funkcjonowanie to ciągła potrzeba zmiany. Jako artyści staramy się być coraz lepsi. Jesteśmy bardzo krytyczni wobec siebie i wiemy, że wiele rzeczy można zawsze poprawić. Przed nami dużo pracy, rzeczy, które dopiero chcemy zrobić. Każda płyta to krok dalej, który pozwala nam uczynić następny. To, że coś osiągnęliśmy nie oznacza, że czujemy się spełnieni. Cały czas jesteśmy w drodze, gubimy i odnajdujemy się we własnych labiryntach.
Oer: Z każdą płytą dokładamy sobie na plecy worek kamienia. Widać to nawet na przykładzie nagłaśniania koncertu. Na scenie dominują wciąż raperzy, którzy grają solo lub ewentualnie z DJ-ami. Nie ma problemu z nagłośnieniem takich przedsięwzięć. U nas sprawa się komplikuje. „Ułatwialiśmy” sobie tą drogę przez zebranie dziewięciu osób, ogarnięcie trzech ton sprzętu, akustyki każdej z sal. Nasze występy to wyzwania, każdy z nas musi się dobrze słyszeć, mieć komfort na scenie. Nie jest to łatwe do zorganizowania.
Bisz: Najgorsze dla artysty jest też to, że odbiorcy, słuchacze znacznie wyraźniej widzą efekty niż sam artysta. Siedząc non stop w jednym, traci się dystans, nie dostrzega progresu. Twórca musiałby przez rok się nie widzieć i nie słyszeć, aby dostrzec, że dokonała się w nim zmiana. Często widzimy to, ile można byłoby jeszcze zrobić, co poprawić, ale nie dostrzegamy tego, co udało nam się osiągnąć, a to mogłoby być dobrą, twórczą motywacją.
Wam na szczęście udało się ją odnaleźć, co potwierdza rozpoczynająca się dzisiaj trasa koncertowa. To zadanie na najbliższe tygodnie, a czego spodziewać się po was w nowym roku?
Bisz: Jesteśmy świeżo po wydaniu płyty, ruszamy w intensywną trasę koncertową. Po niej pomyślimy co dalej. Każdy z nas ma swoje projekty, z którymi chciałby ruszyć, ale o nich nie chcę jeszcze nic mówić. Lubię zaskakiwać, ale zaskakuję też siebie. W życiu każdego z nas przychodzi moment, w którym do głosu dochodzą zupełnie inne treści, dotyka inna muzyka, wszystko zupełnie inaczej odczuwamy. To naturalny dowód, że moje życie podlega nieustannej przemianie. Podoba mi się to. Życie jest jedno i fajnie, że może być tak różnorodne.
Oer: Nowy rok? Powiem krótko: ewolucja, ewolucja!
Dziękuję serdecznie za rozmowę!
Bisz: To my dziękujemy! Do zobaczenia pod sceną na kolejnych koncertach Labiryntowej trasy!
fot. Hanna Jakóbczyk , Michal502