Afromental ,,Mental House” – recenzja

okladka

fot. materiały prasowe

Płyta na dziesięciolecie zespołu? Dlaczego nie! Taki prezent w ostatnim czasie sprawił sobie i swoim fanom Afromental.

Historia zespołu przypomina trochę typowy american dream. Punktem zwrotnym jest jednak listopad tego roku, w którym to Wozzo, Tomson, Baron, Torres, Lajan, Śniady i Dziamas otwierają nowy Afro – etap i zapraszają słuchaczy do nieco mrocznego świata. Świata, któremu przyświeca hasło ,,Welcome to the Mental House!”. Rozgośćcie się. Chęć pozostania na dłużej gwarantowana.

Album rozpoczyna pierwszy, tytułowy singiel. Ujrzał on światło dzienne wiosną, kiedy to zespół wykonał go w ,,The Voice of Poland”. Nie powiem, wyrwało z butów! Nagle wśród występów delikatnych, eterycznych wokalistek, prawdziwa petarda. Co do wersji na płycie, wszystko jest jak trzeba, mocny akcent na początek. Ma się ochotę na więcej. Co ciekawe, numer ten powstał zupełnie przypadkowo, z innego, który najzwyczajniej w świecie ,,nie żarł” na próbach. Jak widać, opłaciło się nie kombinować na siłę.

Kolejne jest ,,I loved you”, czyli historia przedstawiająca trudne love story – on dobry, ona zła. Wszystko to z bardzo chwytliwą zapowiedzią refrenu i niespodziewanym, brutalnym jego końcem. Jeśli jesteś świeżo po zakończeniu związku lub przeżyłaś/łeś zawód miłosny, nic tak nie postawi cię na nogi jak ten właśnie numer. A frazę z refrenu będziesz nucić mimowolnie.

Jedną z najmocniejszych pozycji na płycie jest zdecydowanie ,,Return Of The Cavemen”. Perkusja nie pozwoli spokojnie wysiedzieć w miejscu! Wyczuwam potencjał na drugi singiel.

Jedynym polskojęzycznym akcentem jest ,,We want it”. Utwór ten powstał dużo wcześniej i znalazł się płycie ,,Playing with pop” . Idea big cars, big house, sweet girls, big fun najwyraźniej nie przestała przyświecać chłopakom. Jedyne zmiany – nieco bardziej zadziorne wokale niż w przypadku pierwszej wersji, mocny dźwięk gitary i gotowe, ,,staroć” odświeżony. W dobrym stylu.

Do moich ulubieńców nie należy natomiast ,,Forever young”, bardziej wpisujący się w klimat wcześniejszej twórczości. Utwór nie stanowi spójnej całości z resztą, jest przeskokiem do nieco innego świata – złoto, garnitury, Justin Timberlake. Nie to od pierwszej sekundy oferował krążek.

Album kończy nostalgiczne, wyciszające ,,Differences”. Dwa głosy i gitara. Tyle wystarczy. Efekt zaskakująco dobry. Chwila oddechu od mocniejszego grania. Nie tylko ono jest w cenie.

Najnowsze wydawnictwo Afromental, może nie odkrywa nieznanych przestrzeni muzycznych, ale z pewnością nie jest to album obok którego można przejść obojętnie. Tak samo sprawa wygląda w przypadku koncertów. Kto nie był, temu polecam. Temu, kto był, również polecam. Dobrej energii nigdy za wiele. Wracając do płyty, wysuwam dosyć śmiałą tezę, że jest ona jedną z najlepszych polskich płyt wydanych w ostatnim czasie. Warto śledzić poczynania siedmiu dżentelmenów. Jeszcze sporo namieszają. To pewne.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

20 − szesnaście =