Stańko i Masecki – żywa legenda i młody geniusz
3 min readZaskakujące dźwięki i przenikające się frazy, nagłe zmiany tempa i tonacji… Taki właśnie jest free jazz. Legenda muzyki Tomasz Stańko i wschodząca gwiazda Marcin Masecki po raz kolejny na jednej scenie. Tym razem w Gdańskim klubie Żak.
W sobotę 10 maja w Gdańskim Żaku zagościły sławy muzyki jazzowej. Chętnych na koncert było tyle, że aby wszystkich pomieścić miejsca były wyłącznie stojące. Nie przeszkadzało to jednak w odbiorze. Rozpoczęta z małym opóźnieniem impreza, trwała łącznie prawie 1,5 godziny. Przez ten czas cała publika stała niczym zahipnotyzowana tą jazzową improwizacją. Pierwsze dźwięki, wydobyte z fortepianu Maseckiego, skoncentrowane były na jego górnych oktawach. Wraz z głosem trąbki linia melodyczna pianina zeszła na niższe tony. Początkowo dwa instrumenty wydawały się dość niesynchronizowane. Lecz ten dysonans nie rozpraszał, a wręcz skupił uwagę słuchaczy. Tak naprawdę już te pierwsze minuty uświadomiły (tego, kto wcześniej nie był pewny), że mamy do czynienia z wybitnymi postaciami.
Tomasz Stańko to już żywa legenda. Po raz kolejny udowodnił, że to określenie nie przywarło do niego bez powodu. Swoją przygodę na scenie jazzowej rozpoczął już pod koniec lat 50. w Krakowie. Mimo wielu lat na scenie artysta nadal jest w świetnej formie. Choć współcześnie zaliczany jest bardziej do klasyków free jazzu – co mogliśmy usłyszeć podczas koncertu, dźwięk jego trąbki wciąż urzeka swoją niepowtarzalną barwą. The New York Times napisał kiedyś o nim „Trębacz wolności ducha, myśli i jazzu” i to chyba doskonale oddaje charakter jego gry. Na swojej drodze spotykał wielu wybitnych twórców. Doskonałym przykładem może być Krzysztof Komeda, z którym nagrał wybitny album „Astigmatic”. Dziś Stańko wspomina go jako niezwykłą osobowość. Nadal jednak poszukuje nowych inspiracji, rzeczy które po prostu go zaciekawią. I takie natchnienie zdaje się nieść Marcin Masecki.
Pianista słynie ze swojego awangardowego podejścia do muzyki. Mimo młodego wieku bierze udział w wielu projektach, współpracując z twórcami światowej sławy. Choć opinie o jego twórczości bywają różne (od słów zachwytu do totalnego niezrozumienia), jedno jest pewne – jest to artysta z krwi i kości. Wciąż poszukujący nowych inspiracji, przekraczający granice między gatunkami i tym co wypada, nie boi się eksperymentować.
Stańko przyznał kiedyś, że Masecki jest bardzo interesujący, obserwujący samego siebie. Określił go nawet mianem „poważnego artysty” – słysząc takie słowa z ust legendy, wiele więcej nie potrzeba. Już po wcześniejszym koncercie wyrażał chęć dalszej współpracy. Po tym w Żaku ponownie to potwierdził.
Podczas koncertu to Masecki rozpoczynał większość fraz muzycznych. Stańko jakby czekając na pierwszy krok, niejako oddawał głos przedstawicielowi młodego pokolenia. Pianista inicjując większość tematów, zadziwiał swą energią. Dźwięki wydobywające się z jego fortepianu odznaczały się spontanicznością przy jednoczesnym zachowaniu niezwykłej rytmiczności. Przenikające się frazy, nieustannie zmieniające tematy i tempo znaczyły o prawdziwym kunszcie free jazzu. W końcu słyszeliśmy tylko jeden powtarzający się akord lub pojedynczy klawisz, uderzający w ludzkie wnętrzności… Trąbka brzmiała przy nim nieco bardziej tradycyjnie – słysząc ją nie moglibyśmy przypisać autorstwa wygrywanych dźwięków komuś innemu, jak tylko Tomaszowi Stańko. Charakterystyczne dla obu muzyków jest nieco mroczne brzmienie. Zatem spora część koncertu przesiąknięta była właśnie takim powodującym dreszcze klimatem. Nie brakowało jednak też durowych tonacji, zaskakujących swą lekkością. O warsztacie technicznym wspominać oczywiście nie trzeba, bo tutaj chyba wątpliwości brak. Po około godzinie wspólnego grania Stańko dał znak do zakończenia koncertu. Masecki wydawał się jednak wciąż niezaspokojony. Nakłonieni oklaskami publiczności muzycy bisowali przez kolejne 15 minut. I tym zakończeniem postawili kropkę nad i.
Zdjęcie: Klub Żak