Teatr pod dachem nieba
3 min readOkrągłe, bo już 450. urodziny Williama Szekspira bez wątpienia, świętowane były hucznie. Gdański Teatr Szekspirowski otworzył z tej okazji dach swojego monumentalnego budynku. Równie duże wrażenie jak rozmiary gmachu zrobiła ilość przybyłych widzów.
Fundacja Theatrum Gedanense i Gdański Teatr Szekspirowski przyzwyczaili już od kilku lat mieszańców Trójmiasta do obchodów urodzin Szekspira z pełną pompą. Dużym sukcesem był chociażby zjazd Hamletów i Hamlet dwóch czasów. Także w tym roku, organizatorzy postarali się o odpowiednią oprawę i promocję. I opłacało się, bo 3000 zaproszeń rozeszło się jak świeże bułeczki, a pod gmachem teatru zebrał się ogromny tłum. Wśród zaproszonych nie zabrakło aktorów i twórców trójmiejskich teatrów i przedstawicieli rodzimej kultury. Szczęśliwi wybrańcy mogli usiąść w trzech sektorach trybun, pozostali mieli miejsca stojące na placu budowy. Chłód kwietniowego wieczoru nie przeszkadzał jednak zgromadzonym i dało się wyczuć wśród nich poruszenie i radosne podenerwowanie oczekiwaniem.
Samo otwarcie dachu było widowiskowe. Oświetlony wieloma kolorami budynek teatru prezentował się wręcz bajkowo i zachwycał swoim ogromem. Okazał się też dobrą przestrzenią do spektakli plenerowych. Z jego wnętrza wyłonił się ubrany w strój gladiatora Mariusz Pudzianowski, przygotowujący się do podniesienia dachu. Wydawało się to niemożliwe i dopiero magia sztuki miała go natchnąć do tego wyczynu. Niestety, widać było, że dach unosi się za pomocą mechanizmu, a wysiłek strongmana jest mocno przerysowany. Można by się więc zastanawiać nad zasadnością tego wyczyny, niemniej, był postacią, która wywoływała uśmiech na twarzy.
Duże wrażenie robiły akrobatyczne popisy artystów Teatru Mira Art, zawieszonych na fasadzie budynku. Ich karkołomne wyczyny wraz ze światłami Justyny Łagowskiej ożywiły wielkie ściany i teatr rzeczywiście zagrał. Po murze budynku przeszła także dwukrotnie parada aktorów, złożona z aktorów teatrów Muzycznego i Miniatury oraz studentów studium wokalno-aktorskiego im. Danuty Baduszkowej. Nie zabrakło przedstawicieli teatru Ekspresji, czyli Krzysztofa Balińskiego i bezkonkurencyjnego Krzysztofa Leona Dziemaszkiewicza, którzy zdecydowanie ubarwiali swoją charyzmą korowód. Postaci ubrane były w stroje zaprojektowane przez Zofię de Ines. Były fantazyjne, kolorowe, ale i jakby lekko przykurzone, wyciągnięte z teatralnej garderoby. Mroczny klimat potęgowały nieco upiorne, blade makijaże. Był to jednak korowód, na który przyjemnie się patrzyło.
Widowisko zawierało także wizualizację, która miała przywieść na myśl narodziny sztuki, ale chyba nie do końca spełniła swoje zadanie. Całość dopełniała elektroniczna muzyka napisana przez Olo Walickiego. Biały balon, który miał wzlecieć ponad budynek nie wyłonił się nad dachem z powodu niekorzystnego wiatru i oglądać go można było tylko na telebimach.
Przedstawienie było iście widowiskowe i miłe dla oka, ale pozostawiło niedosyt. Skończyło się nagle, jakby zostało niespodziewanie przerwane. Można się zastanawiać, czy czegoś zabrakło, czy wręcz było wszystkiego za dużo i nie do końca współgrało, ale zabrakło na pewno przemówienia profesora Jerzego Limona. Opinie wychodzących były mieszane, bo choć spektakl wizualnie się podobał, to owy niedosyt spowodował wśród widzów lekkie rozczarowanie. Niemniej, artystom udało się ożywić ogromny budynek i rozpalić ciekawość wnętrza teatru. Pozostaje tylko czekać, kiedy otworzy swoje podwoje i zaprosi na pierwsze przedstawienie.
fot. Agata Kreft