29/09/2025

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

50 lat minęło…

6 min read

Plakat 50. FPFF autorstwa Oli Jasionowskiej/materiały prasowe FPFF

Jest taki tydzień w roku, kiedy Plac Grunwaldzki w Gdyni zapełnia się filmowcami, artystami i widzami. Wszystkich na sześć dni łączy jeden cel: oglądanie filmów. Najczęściej tyle, ile się tylko da. Nie mają znaczenia nieprzespane noce, poranne pobudki na logowanie się do systemu, bieganina z jednej projekcji na kolejną, czy niemające końca rozmowy. Przecież każdy ma swojego faworyta, a zwycięzca może być tylko jeden.

Jest to jednak jedyny taki moment w roku, kiedy nie dziwią nikogo poszukiwania płaszcza Agnieszki Holland. Nikt nie jest zaskoczony twórcami przesiadującymi w lokalnych kawiarniach czy snującymi się gdzieś po plaży. W Rivierze urzęduje Michał Sikorski owinięty szalikiem Arki Gdyni (oczko dla tych, co widzieli „Życie dla początkujących”), w Gdyńskim Centrum Filmowym Marek Koterski ogląda dwudziesty drugi raz „Popiół i diament”… Są to przeżycia na miarę imprezy, jaką jest Festiwal Polskich Filmów Fabularnych, od 1987 r. organizowany właśnie w Gdyni.

Nostalgiczny powrót

Ta edycja była dodatkowo specjalna ze względu na jubileusz. Pięćdziesiąt festiwali minęło, pozostawiając masę wspomnień. Tę nostalgię dało się wyraźnie odczuć. Przenieść się do przeszłości można było dzięki wystawie „Na fali czasu”. Celem tej specjalnej ekspozycji było przedstawienie sięgającej 1974 r. historii imprezy. Sentyment i wzruszenie dało się odczuć też w trakcie obydwu gali – otwierającej i kończącej festiwal.

Nic tak mocno nie pokazało upływu czasu jak wspomnienie dotychczasowego Dyrektora Festiwalu, Leszka Kopcia, który zmarł w kwietniu tego roku. Jego wkład w rozwój festiwalu jest niepodważalny, a zasługi dla kina polskiego ogromne. Poświęcono mu wyjątkowy film „Wspomnienie” (reż. Marcin Borchardt, Jerzy Rados), a Gdyńskie Centrum Filmowe otrzymało jego imię.

Gala Zakończenia była przeplatana archiwalnymi nagraniami z ubiegłych dekad. Pojawiały się wyjątkowe momenty zapisane na taśmie, znajome z ekranów twarze i wiele produkcji, które złotymi zgłoskami zapisały się w historii kina.

Gdynia kocha film

Nie byłoby jednak powodu do corocznych spotkań, gdyby nie ekipy twórców i ich wysiłek. To właśnie one stoją za prezentowanymi produkcjami. W tym roku szczególnie ciekawie wypadły filmy młodszych twórców, chociażby fenomenalny „LARP. Miłość, trolle i inne questy” Kordiana Kądzieli oraz kapitalne „Życie dla początkujących” Pawła Podolskiego. W pamięć szczególnie zapadło „Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej” Emi Buchwald, zgarniające szereg nagród. Ta młoda energia, nowa wrażliwość pewnie wkroczyła na festiwalowe ekrany. Pokazało to, że filmy można tworzyć inaczej. Często czulej, wrażliwej. Była to jednak impreza, gdzie nie zabrakło również głosu dobrze już znanych twórców. Pasikowski, Holland, Smarzowski – oni również mieli swoje produkcje w konkursie!

Gdyby jednak poszukać motywu wspólnego dla większości filmów, które znalazły się w Konkursie Głównym, to mógłby nim zostać pewnego rodzaju niepokój. Lęk przed otaczającą rzeczywistością, poszukiwanie samego siebie w świecie. Te – nomen omen – nuty wyraźnie wybrzmiały chociażby w „Chopin, Chopin!”. Rozdwojony Fryc – z jednej strony pragnący uznania, z drugiej brzydzący się sztucznym blichtrem salonów. Przerażony samotnością, zagubiony wśród zmieniającego się świata, postępującej choroby. Tych elementów nie jest pozbawiony również „Franz Kafka”. Jeden z bardziej znanych pisarzy, zdający się być zagłuszonym przez tych, co narodzili się po nim (napisano o nim nieskończenie więcej słów, niż on sam po sobie zostawił!). Kafka jako trend na TikToku, Kafka jako marka, Kafka jako hashtag, Kafka jako atrakcja turystyczna. Pisarz, którego dzieł nie spalono zgodnie z jego życzeniem. Człowiek, w którego myśli i emocje próbuje zajrzeć cały świat.

Obawy i walka o tożsamość pojawiły się w debiucie pełnometrażowym Emi Buchwald, „Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej”. Czwórka rodzeństwa próbuje znaleźć dla siebie bezpieczną przestrzeń w życiu. Starają się porzucić lęki. Zaprosić swoje „dusiołki”, nawiedzające w snach i niepozwalające oddychać, na śniadanie, w swoistej próbie ich przezwyciężenia. O siebie walczy także główna bohaterka „Klarnetu” Toli Jasionowskiej. Odważnie szuka swojego miejsca w świecie, narażając się przy tym na wiele cierpienia. Uparcie stara się odnaleźć prawdę o sobie, skrzętnie skrywaną do tej pory przez rodzinę.

Bardziej dosłowną obawę natury społecznej wyrazili Wojciech Smarzowski w „Domu dobrym” oraz Bartosz Paduch w „Terytorium”. Pierwszy film szeroko opowiada o przemocy domowej i jej konsekwencjach. Smarzowski wdziera się z kamerą w życie ofiary. Ukazuje przy tym nieudolność policji i jej skorumpowanie. Paduch natomiast bardziej wgryza się w funkcjonowanie tej instytucji. Nie jest to jednak światło, w którym obywatel chciałby oglądać swoich stróżów prawa.

Nawet wcześniej wspomniane komedie Kordiana Kądzieli i Pawła Podolskiego zahaczają o wątek bycia sobą. Niezależnie od hobby, grupy przyjaciół, obaw o wykluczenie zachęcają do akceptacji, życia w zgodzie z samym sobą.

Wielcy zwycięzcy

Każdy festiwal ma jednak swoje odkrycia i zaskoczenia. Na tegorocznej jubileuszowej edycji Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych takim filmem okazali się wielcy wygrani, czyli „Ministranci” Piotra Domalewskiego!

To historia grupy chłopców, którzy, rozczarowani milczeniem dorosłych i obojętnością Kościoła, postanawiają sami wymierzać sprawiedliwość. Zakładają podsłuch w konfesjonale. Ten pomysł brzmi jak prowokacja, ale tak naprawdę jest pełen rozpaczy i niezgody na świat, w którym autorytety zawodzą, a dorośli chowają głowę w piasek.

Domalewski nie ucieka przy tym w prostą krytykę. Nie ocenia ani Kościoła, ani swoich bohaterów. Chłopcy w swoim buncie chcą być strażnikami moralności, ale z każdym krokiem odkrywają, że władza nad cudzymi sekretami nie daje im spokoju, lecz coraz głębszy niepokój.

W szerszym kontekście „Ministranci” wpisują się w tematykę tegorocznego konkursu –  wątek poszukiwania siebie i próby odnalezienia własnego miejsca w świecie. Tak jak bohaterowie wielu innych filmów z Konkursu Głównego, także chłopcy Domalewskiego walczą o tożsamość i o prawo do prawdy. Tyle że ich droga wiedzie przez niebezpieczne skróty, które zamiast prowadzić do wyzwolenia, mogą stać się pułapką. Można więc powiedzieć, że „Ministranci” są filmem nie tylko o Kościele, ale przede wszystkim o dorastaniu w czasach, w których nikt nie daje gotowych odpowiedzi. Są także o próbie wymierzania sprawiedliwości na własnych zasadach, w świecie, który nie jest uczciwy.

Pół wieku z polskim kinem

Po pięćdziesięciu latach jedno pozostaje niezmienne: magia wspólnego przeżywania filmu. Tej chwili, gdy gasną światła i nagle setki osób milkną, by przez dwie godziny oddychać w tym samym rytmie. To właśnie w tych momentach rodzi się sens festiwalu. Nie w statuetkach czy czerwonych dywanach, lecz w poczuciu, że kino wciąż potrafi nas poruszyć i zbliżyć do siebie nawzajem.

I może to jest najlepsze podsumowanie jubileuszu – pięćdziesiąt lat później wciąż ludzie chcą spotykać się, by wspólnie patrzeć na ekran i szukać w nim odpowiedzi na pytania, które każdy z nas nosi w sobie.