Poganie lepsi niż Amerykanie
3 min readCzy byliście już dzisiaj pytani o to, czy świętujecie Halloween? Nie, nie zaczynamy kolejnej dyskusji na temat przerażających kostiumów i dyń, za to przedstawiamy wam historię jednego z najstarszych obrzędów słowiańskich, czyli Dziadów.
Dziady to święto analogiczne do dzisiejszych Zaduszek. Kultywowali je niegdyś Słowianie zamieszkujący tereny przy granicy białoruskiej. Co ciekawe, szerokie grono Słowian i Bałtów obchodziło kiedyś nawet do sześciu podobnych świąt rocznie. Najważniejsze z nich w maju oraz na przełomie października i listopada (do dziś niektórzy mieszkańcy woj. Świętokrzyskiego spotykają się przy grobach bliskich 2 maja). Obecnie jedyną pozostałością przebogatych tradycji pogańskich jest nasze listopadowe Święto Zmarłych.
„Czego potrzebujesz, duszeczko, żeby się dostać do nieba?” – pytał w swoim dramacie Adam Mickiewicz. Odpowiedź kryje się w całym wachlarzu dziadowskich obrzędów. Musimy pamiętać, że Słowianie wierzyli w reinkarnację, ale w ich przekonaniu człowiek odradzał się w ramach swojego rodu, a dusza wracała do wioski wraz z ptakami – np. bocianami. Aby takie przejście mogło się dokonać niezbędne było odprawienie „Uczty Kozła”. Uczestniczyli w niej tylko starzy ludzie i żebracy, czyli ci, którym do śmierci było najbliżej. Obrzęd odprawiało się w domach – przy otwartych drzwiach i oknach, przez które mogły dostać się dusze, lub w miejscach uważanych przez pogan za święte. W okresie gdy instytucje kościelne zaczęły ingerować w obchodzenie świąt pogan, obrzęd przenoszono do pustych domów przycmentarnych. Dziady zaczęto odprawiać w tajemnicy, gdyż przyłapanie przez osoby duchowne groziło nieprzyjemnymi konsekwencjami. Absolutnie niezbędne były dary w postaci trunków, owoców, dań (najważniejsze to miód, jajka, kasza), które miały pożywić i dać siłę wędrującym duszom. Jeszcze w I połowie XIX wieku powszechne było rozdawanie ubogim specjalnego rodzaju pieczywa, które pozornie było zapłatą za modlitwę za zmarłych, jednak w rzeczywistości stanowiło pokarm przekazywany w mistyczny sposób wędrującym duszom.
Drugim ważnym elementem był ogień. Na rozstajach dróg palono ogniska, które miały wskazywać duszom drogę do domów bliskich. Ogień mógł też działać odwrotnie – uniemożliwiać wyjście na świat upiorom i samobójcom (palono niektóre tajemnicze mogiły lub miejsca tajemniczych zgonów). Co ciekawe, palenie w kominku było w dzień Dziadów absolutnie zabronione. Słowianie wierzyli, że to mogłoby przeszkodzić zmarłym w dostaniu się do „serca domu”.
Jeśli obrzęd odprawiano na zewnątrz, prowadzący starzec ubierał się w białą szatę guślarza, a reszta uczestników rozpalała duże ognisko. Słowianie wywoływali kolejno dusze zmarłych i jedli małymi kęsami chleb namaczany mlekiem i miodem. Pod żadnym pozorem nie można było złamać zasady obowiązującej ciszy, ponadto, obowiązkiem było nałożenie chusty okrywającej twarz. Według słowiańskich wierzeń spojrzenia mogły spowodować porwanie przez dusze w zaświaty. Obrzęd musiał zakończyć się przed wybiciem północy.
Dlaczego stopniowo zapominamy o Dziadach? Ekspansja chrześcijaństwa wpłynęła na stopniowe zwalczanie wszelkich obrzędów uważanych za „pogańskie”. Walczono z nimi, jednak nie zostały one wyparte do końca. To dzięki pradawnym Dziadom co roku obchodzimy Zaduszki, a znicze prawdopodobnie stanowią inną formę „oświetlania drogi zmarłym”. Zastanawiać może tylko jeden fakt – dlaczego często przekonuje nas lekko kiczowate, amerykańskie święto dyń i strachów, a wypieramy z pamięci bogate tradycje naszych przodków? Jeśli znacie odpowiedź, napiszcie ją w komentarzu.