24/12/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Substancja – młodsza, lepsza, PERFEKCYJNA

4 min read

eventival gallery ,,The Substance"

Określana jako szokujące arcydzieło i  film dekady Substancja podbiła nie tylko sale kinowe, ale również cały Internet. Żadna produkcja od dawna tak bardzo nie podzieliła widzów. Na portalach społecznościowych można przeczytać skrajne opinie – od całkowitego obrzydzenia po świętobliwą adorację. Czy Substancja otworzyła nie tylko ciało, ale też i serce? 

Substancja opowiada o starzejącej się gwieździe programu telewizyjnego Elizabeth Sparkle (Demi Moore). Jej kariera podupada, ponieważ uważa się, że nie pasuje już ona do konwencji programu. Ma ją zastąpić młodsza i ładniejsza kandydatka. To skłania Elizabeth do zażycia Substancji, która co tydzień i na tydzień ma wygenerować jej młodszą, lepszą wersję. Z pozoru historia porusza zagadnienia takie jak ageizm i obsesja młodości, ale Substancja to coś dużo więcej.

Aktywator, stabilizator, jedzenie

Podczas oglądania filmu towarzyszy nam uczucie ,,wiem co ona czuje” i o to właśnie chodzi. Film jest od kobiety dla kobiet i w trakcie oglądania filmu mamy poczucie jakby sama reżyserka – Coralie Fargeat – mówiła do nas ustami swoich bohaterów. Fargeat w materiałach prasowych napisała, że film opowiada o kobiecych ciałach – jak wszystko kręci się wokół nich, fantazjuje się o nich, komentuje, krytykuje, bada, obserwuje. Wmawia się dziewczynkom od najmłodszych lat, że ciało musi być piękne, sexy, szczupłe, młode, perfekcyjne. A, gdy kończysz 40 lat, to wszystko stracone, bo nie ma już szans, że będzie ono tak wyglądać. Ten przekaz widać już od samego początku filmu. 

Mimo to produkcja momentami wydaje się być odrobinę zbyt oczywista. Postać, którą gra Dennis Quaid jest stereotypową ,,wydmuszką”, podobnie jak jego filmowi koledzy z branży. Mieszkanie Elizabeth z widokiem na wielki baner z jej twarzą czy własny, ogromny  portret w salonie, to wszystko wydawało mi się przerysowane do przesady, jakby reżyserka musiała upewnić się za wszelką cenę, że widz zrozumie przekaz – Tu chodzi o wygląd! Osobiście wolę subtelniejsze ,,mrugnięcia” do widza, choć domyślam się, że wszystkie te i inne aspekty były wykonane przez autorkę nieprzypadkowo.

Gra aktorska

Demi Moore za swój występ zbiera wysokie oceny i moim zdaniem nie są one w żadnym stopniu przesadzone. Aktorka świetnie ukazuje rozdarcie swojej postaci między pogonią za ideałem, a akceptacją siebie. Film wymagał od niej wielu poświęceń, ale nie w postaci zmian fizycznych czy nauki nowych umiejętności, ale emocjonalnych. Obnaża aktorkę nie tylko w scenach nagości. W jednym z wywiadów wspomniała, że najtrudniejszą sceną nie były wcale wspomniane sceny, a konfrontacja jędrności jej ciała z ciałem jej koleżanki z planu Margaret Qualley, która gra lepszą wersję Elizabeth.

Wspominając o Qualley, również należą się brawa dla pracy jaką wykonała. Wspaniale patrzy się na przemianę, jaką przechodzi jej bohaterka od opiekuńczej dziewczyny chcącej spełnić swoje marzenia do egocentrycznej gwiazdy. Wśród ludzi urocza i słodka, samotnie w mieszkaniu była prawdziwie przerażająca.

Uczucie dyskomfortu, smutku czy przerażenia to w głównej mierze właśnie zasługa obu aktorek. Dzięki ich pracy rysuje się na naszych oczach doskonały body horror, który w swoim przesłaniu niesie prawdę o rywalizacji ciał, z jaką mierzymy się na co dzień, nie tylko w Internecie.

Produkcja 

Długie ujęcia i zbliżenia na konkretne części ciała, które wzbudzają w nas obrzydzenie, strach czy niepokój to m.in powód dla którego ludzie opuszczali sale kinowe. Film jest bardzo dosłowny i obrazowy. Nie brak w nim rozmachu. Raz jeszcze pragnę powtórzyć, jak świetnie wykonany jest to body horror. Każdy centymetr ciała miał swoje pięć minut koszmarnych scen. Paradoksalnie pomimo wszelkich obrzydliwości, film ma piękne zdjęcia i intensywną kolorystykę, co sprawia, że trudno oderwać od niego wzrok. Wąskie, wręcz klaustrofobiczne kadry, muzyka drażniąca zmysły, a na ekranie piękno przeplatające się z przerażającą rzeczywistością. Tak krótko i bez spojlerów można by podsumować Substancję.

Reżyserka pokusiła się również o wiele nawiązań do klasyków horroru m.in Kubricka. Od fali krwi niczym w Carrie czy Lśnieniu po subtelniejsze kadry z Psychozy. Inspirację widać zwłaszcza w ostatnim akcie, który jest powodem wielu nieporozumień i negatywnych komentarzy widzów. Wątek monstrum jednocześnie kontrastuje i podsumowuje całą poprzednią część filmu. Podczas, gdy mieliśmy okazję śledzić perfekcyjną wersję Elizabeth – Sue oraz rozterki tej pierwotnej wersji, trzecia, w postaci monstrum, jest reżyserskim ujściem wszelkich emocji i poczucia bezsilności wobec postrzegania kobiecych ciał. To przejaw ogromnego poczucia niesprawiedliwości, bo mimo tak wielu manifestów przeprowadzanych na ten temat, społeczeństwo i tak wydaje się głuche na wszelkie nawoływania do zmian. Ostatni akt, mimo kontrowersji, był ewidentnie bardzo personalny i nie miał na celu trafić do każdego, podobnie z resztą jak cały film.  

Nadal marzysz o ,,lepszej” wersji?

Substancja może nie spodoba się każdemu, ale z pewnością dostarczy niezapomnianych wrażeń. Dla jednych zbyt oczywisty dla innych oryginalny i twórczy, film zdecydowanie niesie za sobą nie jedno przesłanie. Jedno jest pewne, problemem nie jest starość, a świat wmawiający, że proces ten jest czymś złym i wymagającym zmiany.