Sensacja w GP Australii! Carlos Sainz zwyciężył w Melbourne!
5 min readMax Verstappen zdetronizowany! Na torze Albert Park w Melbourne najlepsi byli kierowcy Ferrari. Zwyciężył Carlos Sainz, a drugi był Charles Leclerc. Weekend w Australii mocno namieszał w klasyfikacji zarówno kierowców, jak i konstruktorów.
Skandaliczna decyzja Williamsa
W treningach zwykle nie dzieje się nic szczególnego. Zespoły realizują swoje programy treningowe i przygotowują się do wyścigu. Jednak wiele mówiło się o decyzji Williamsa po drugim treningu. Alex Albon rozbił tam swój bolid. Nie mając zapasowego wozu, zespół postanowił oddać mu samochód drugiego kierowcy, Logana Sargeanta. Wzbudziło to wiele kontrowersji w padoku F1, bo była to niespotykana sytuacja. Moim zdaniem decyzja ta była niesprawiedliwa. Albon zniszczył swój wóz, więc powinien ponieść za to konsekwencje. Tymczasem to niczemu winny Sargeant nie pojechał przez resztę weekendu. Amerykanin mówił wprost, że to najtrudniejszy moment w jego karierze.
Najszybsze w dwóch sesjach treningowych było Ferrari. Zwiastowało to emocjonujący weekend, bo Red Bull nie prezentował się tak dobrze. Po dwóch tygodniach przerwy do czerwonego bolidu wrócił Carlos Sainz. Włosi mówili, że tor w Melbourne może im sprzyjać, jednak nikt nie popadał w huraoptymizm. Przed GP Bahrajnu Red Bull w treningach też nie wyglądał dobrze, a w wyścigu byli niepowstrzymani. Pierwszy trening był dużo krótszy ze względu na wspomnianą kraksę Alexa Albona, Przeszkodziło to wielu kierowcom w ustanowieniu swoich czasów.
Max robi swoje w kwalifikacjach
Przed czasówką wielu stawiało Ferrari w roli faworyta. W Q1 odpadł zaś faworyt australijskiej publiczności, Daniel Ricciardo, jednak do sporej niespodzianki doszło w Q2. Odpadł wtedy Lewis Hamilton. To nie był udany weekend dla kierowcy Mercedesa, a sprawy potoczyły się jeszcze gorzej następnego dnia. Bardzo dobrze spisał się Yuki Tsunoda (Visa Cash App RB), który zajął 8. miejsce. W Q2 odpadli poza Hamitonem Alex Albon, Kevin Magnussen, Valtteri Bottas i Esteban Ocon.
W Q3 przed GP Australii na szczyt wrócił Red Bull. Sergio Perez zajął 3. miejsce, jednak dostał karę cofnięcia o 3 pozycje za rzekome blokowanie Nico Hulkenberga. Decyzja dość dyskusyjna. Ataki kierowców Ferrari odparł Max Verstappen, który przejechał dwa świetne okrążenia i w spektakularnym stylu zdobył pole position. Drugi czas osiągnął Carlos Sainz, a po karze dla Pereza trzeci na starcie ustawił się Lando Norris. Rozczarowany swoim wynikiem był Charles Leclerc, który skończył dopiero 5.
Sensacja na starcie
Na początku GP Australii Verstappen ruszył dobrze i utrzymał pozycję lidera. Jednak wyścig Holendra nie potrwał długo. Zaczął on narzekać na swój samochód i na 3. okrążeniu wyprzedził go Sainz. Na następnym Max wycofał się już z wyścigu. Powodem były przegrzewające się hamulce. W trakcie wyścigu zaczęły się już palić, a gdy Holender zjeżdżał do garażu, jedna tarcza hamulcowa wybuchła. Reakcja mistrza świata nie nadaje się do cytowania, ale był on wyraźnie zdenerwowany. Miał szansę wyrównać rekord 10. zwycięstw pod rząd. Po raz pierwszy nie ukończył on wyścigu od GP Australii 2022. Tor w Melbourne wyraźnie jest pechowym dla Maxa.
Tymczasem Carlos Sainz objął prowadzenie i prezentował wyborne tempo. Spokojnie odjeżdżał Norrisowi i Leclerkowi na 2. i 3. miejscu. Pozycję stracił Sergio Perez i długo nie mógł uporać się z Georgem Russellem. Po pierwszych pit-stopach zaszły pewne przetasowania. Leclerc i Oscar Piastri znaleźli się przed Norrisem, a Perez przed Russellem. Na 15. okrążeniu wycofał się Lewis Hamilton. Wszystko ze względu na awarię jego Mercedesa. Był to fatalny weekend dla Brytyjczyka. On i Max Verstappen po raz pierwszy nie ukończyli razem wyścigu od pamiętnego GP Włoch 2021.
Stabilizacja na czele
Po awarii bolidu Hamiltona zarządzono Wirtualny Safety Car. Skorzystał na tym Fernando Alonso, który jeszcze nie zmieniał opon. Znalazł się on przed Perezem i Russellem. Nie potrwało to długo, bo Meksykanin szybko uporał się z Hiszpanem i odzyskał 5. pozycję. Na przedzie stawki nie było wielu zmian. Pewnie prowadził Carlos Sainz, 2. był Charles Leclerc, 3. Lando Norris, a za nim Oscar Piastri. Alex Albon w bolidzie zespołowego partnera radził sobie nieźle do połowy wyścigu. Został jednak wyprzedzony przez dwa Haasy i pożegnał się z marzeniami o punktach.
Kiedy wyścig miał się spokojnie zakończyć, inne plany miał George Russell. Na ostatnim okrążeniu, ścigając Fernando Alonso, roztrzaskał swój bolid. Po raz pierwszy od GP Austrii 2018 żaden Mercedes nie dojechał do mety. Co zaskakujące, karę za to otrzymał Alonso. I to aż 20 sekund kary! Sędziowie dopatrzyli się, że Hiszpan nieprzepisowo blokował Brytyjczyka i wymusił jego nagłą reakcję, co poskutkowało kraksą. Według mnie to kolejna błędna i przesadzona reakcja sędziów. Dystans między oboma kierowcami był dość duży. Alonso spadł z 6. na 8. lokatę.
Konkurencja dla Red Bulla?
I tak oto w GP Australii Ferrari zdobyło pierwszy dublet od GP Bahrajnu 2022. Trzeba powiedzieć, że w pełni zasłużenie. Kierowcy Scuderii byli najszybsi niemal przez cały weekend. Carlos Sainz imponuje swoją formą. Dwa tygodnie temu przeszedł operację usunięcia wyrostka, a teraz w Melbourne był bezkonkurencyjny. Jego kolega, Charles Leclerc też prezentował dobre tempo i zajął 2. miejsce. Podium uzupełnił Lando Norris. Pobił on jednak niechlubny rekord. To było jego 14. podium bez odniesienia żadnego zwycięstwa.
Red Bull prezentował się wyraźnie gorzej niż przedtem. Max szybko się wycofał, a Sergio Perez mógł osiągnąć maksymalnie 5. miejsce. Wynik z GP Australii przetasował obie klasyfikacje. Wśród kierowców, Max Verstappen ma zaledwie 4 punkty więcej od Charlesa Leclerka i 5 więcej od Sergio Pereza. U konstruktorów, Red Bull ma tylko 4 punkty przewagi nad Ferrari. Co wydawało się być absolutną hegemonią Austriaków, może przerodzić się w ekscytującą walkę między Red Bullem, a Ferrari. Następna runda już za dwa tygodnie, na torze Suzuka w Japonii. Znów trzeba wcześnie ustawić budziki.