Przegląd Wydarzeń w NBA #8: Witamy w 2024!
9 min readOd ostatniego, przedświątecznego Przeglądu Wydarzeń w NBA minęło już sporo czasu. Niektórzy powiedzieliby nawet, że cały rok. To prawda – stare kalendarze wylądowały w koszu, a my przywitaliśmy 2024. Zapowiada się on wyjątkowo dobrze dla koszykówki, nie tylko ze względu na skojarzenia z Kobem Bryantem. Trzeba jednak spojrzeć trochę w przeszłość i podsumować ostatnie tygodnie w najlepszej koszykarskiej lidze świata!
Flop: Los Angeles Lakers
Ten odcinek wyjątkowo rozpocznie się rubryką Flop. Wszystko za sprawą Los Angeles Lakers, którzy w bardzo krótkim czasie przeistoczyli się z contendera w ekipę walczącą o wejście do Play-In. Jeszcze 10 grudnia cieszyli się z wygrania pierwszego w historii In-Season Tournament, by następnie zanotować bilans 4-10 i spaść w tabeli Konferencji Zachodniej. Na przestrzeni ostatniego miesiąca byli więc jedną z najgorszych drużyn w całej NBA i nie zmieni tego nawet ich ostatnia wygrana z Clippers.
Spora w tym zasługa Darvina Hama, który chyba nie do końca radzi sobie ze znalezieniem odpowiednich rotacji. Nawet we wspomnianym starciu z rywalem zza miedzy prawie doprowadził do katastrofy, zdejmując przed końcem z parkietu Christiana Wooda i Jarreda Vanderbildta. Do tego za często wystawia razem Austina Reavesa i D’Angelo Russella, którzy co prawda potrafią urozmaicić atak, ale sparowani w defensywie stanowią łatwy cel. Można też wspomnieć o upartym trzymaniu na placu gry Taureana Prince’a, ale nie kopie się leżącego.
Całej otoczce wokół Lakers nie pomaga fakt, że narasta frustracja obu liderów zespołu – LeBrona Jamesa i Anthony’ego Davisa. Obaj otwarcie przyznają, że wiele rzeczy nie funkcjonuje należycie, a już na pewno na tyle, by walczyć o pierścienie mistrzowskie. Jeziorowcy muszą szybko się pozbierać, jeśli marzą o zaistnienie w Playoffach, tym bardziej, że poza Russellem nie mają kim handlować podczas trade deadline. Najgorsze w ich położeniu jest to, że nawet dobry transfer może niewiele pomóc w wykorzystaniu do maksimum ostatnich lat kariery Króla.
Hot: Nikola Jokic
W dotychczasowych Przeglądach Wydarzeń było bardzo mało wzmianek o Serbie i jego drużynie – Denver Nuggets. Tymczasem panujący mistrzowie utrzymują wysoką formę i nie ustają w pogoni za liderującą na Zachodzie Minnesotą Timberwolves. Można nawet powiedzieć, że przypomina to wyścigi koni, których tak wielkim fanem jest przecież właśnie Jokic. Center zresztą wydajnie pomaga swojemu zespołowi w tym biegu, zaliczając dotychczas 25,5 punktu, 9,2 asysty i 11,8 zbiórek na mecz. Wydaje się, że wszedł w obecny sezon powoli, by rozpędzać się w miarę jego trwania.
Mimo że nie jest wymieniany w wyścigu po statuetkę MVP tak często, jak Joel Embiid czy Giannis Antetokounmpo, jest z pewnością najwszechstronniejszy z całej trójki. Przykład? Ostatnie spotkanie z Detroit. Serb zdobył w nim zaledwie 4 oczka, ale za to popisał się 16 asystami, wywierając znaczący wpływ na ostateczne zwycięstwo Nuggets. W zasadzie nie da się go zatrzymać. Gdy go podwoisz, ryzykujesz utratę kosza po fenomenalnej asyście. Pozostawiony sam na sam z obrońcą – odda najpewniej celny rzut.
Co ciekawe, znany ze swojej sylwetki i często luźnego podejścia do treningów Jokic, jest omijany przez kontuzje (w tym miejscu fani Denver powinni odpukać w niemalowane). Można na niego liczyć w ponad 70 meczach sezonu, a na Playoffy stawiłby się zapewne nawet bez nogi. Taka gwiazda to skarb dla każdej drużyny koszykówki. Oprócz tego w zasadzie co wieczór zaskakuje wszystkich niesamowitymi podaniami albo kosmicznymi rzutami. I pomyśleć, że to Rafał Juć odkrył go dla NBA.
Flop: Toronto Raptors
Seria porażek Detroit Pistons musiała się kiedyś skończyć. Tłoki walczyły zaciekle, by przerwać ją jeszcze przed końcem 2023 roku. Przed starciem z Raptors zaliczyli serię 3 bardzo wyrównanych potyczek z Brooklyn Nets (2 razy) i Boston Celtics. Ich pojedynek z tymi drugimi skończył się nawet dopiero po dogrywce. W Toronto wiedzieli, że stoją przed szansą na pogrążenie swoich rywali i bycie numerem 29. w bilansie 0-29. Stanowiłoby to niekwestionowany rekord w całej historii najlepszej koszykarskiej ligi świata. Z drugiej strony, porażka przeciwko tak słabej ekipie równałaby się z ogromnym wstydem. Wręcz kompromitacją.
Ku rozczarowaniu całej Kanady, Raptors nie podołali wyzwaniu i w Sylwestra ulegli Pistons 127-129. Tak oto dobiegła końca jedna z dwóch najdłuższych serii przegranych w historii profesjonalnej amerykańskiej koszykówki. O wątpliwej klasie zespołu z Detroit niech świadczy fakt, że od tamtego momentu zaliczają kolejny streak, który wynosi na razie 4 spotkania w plecy. Tym samym Toronto ma się czego wstydzić. Dali się pokonać ekipie, która ma wszystko, by zostać najgorszą w historii NBA.
Ta porażka stanowi również podsumowanie fatalnej kampanii 2023/2024 w wykonaniu Dinozaurów. Póki co zajmują 11. miejsce w Konferencji Wschodniej, ale wszystkie drużyny przed nimi, łącznie z Chicago Bulls, są dużo lepiej poukładane. W dodatku tuż za ich plecami czekają Atlanta Hawks, którzy wciąż nie chcą odpuścić walki o dostanie się do postseason. Zapowiada się, że Toronto czeka bolesna przebudowa i pożegnanie z kilkoma zasłużonymi graczami. Oddali już w wymianie O.G. Anunoby’ego, a teraz w kuluarach słyszy się o planach wymiany Pascala Siakama. Mistrzowie z 2019 roku zamykają ważny rozdział w swojej historii w mało elegancki sposób.
Hot: Dallas Mavericks
Drużyna z Teksasu nie była wymieniana w gronie pewniaków do Playoffów na Zachodzie. Ba, sam umieściłem ich na 11. miejscu w przedsezonowej zapowiedzi! Okazuje się, że nigdy nie powinno się skreślać Luki Doncicia i jego kolegów. Słoweniec robi wszystko, by ta kampania była udana dla Mavericks. Jak na razie wychodzi mu to świetnie. Dallas zajmują wysokie, 6. miejsce w swojej konferencji. A to wszystko mimo sporej przerwy Kyrie Irvinga! Wygląda na to, że fatalna końcówka poprzedniej kampanii była tylko wypadkiem przy pracy.
Wybitne statystyki Doncicia (33,7 PPG, 9,2 APG, 8,7 RPG) to jedno, ale sam nie dałby rady zaprowadzić zespołu tak wysoko. Dallas funkcjonują świetnie jako całość. Są na 2. miejscu w NBA pod względem trafianych rzutów za 3, co nie powinno dziwić przy ogromnej ilości prób. Jason Kidd wie, że Tim Hardaway Jr., Seth Curry czy Dwight Powell nie są orłami w obronie. Z tego powodu trener wyznacza podopiecznym jedno podstawowe zadanie – rzucać ile się da.
Ofensywne nastawienie skutkuje oczywiście sporą ilością strat (1. miejsce w NBA), ale kto by się tym przejmował! Dopóki skutkuje to zwycięstwami, wszyscy mogą być zadowoleni. Co więcej, taki styl gry odpowiada Luce, który rozgrywa sezon życia i jest coraz bliżej włączenia się do walki o nagrodę MVP. Dallas Mavericks z pewnością będą jedną z atrakcji tegorocznego postseason. Pytanie brzmi, czy ich atak przeważy świetne defensywy rywali. W końcu, jak mówi stare porzekadło, to obrona zdobywa mistrzostwa.
Flop: Nieubłagany czas
Zawsze przykro jest patrzeć na starzenie się swoich idoli. Niestety, nawet wobec najwybitniejszych gwiazd koszykówki czas jest nieubłagany. Pokolenie gwiazd, które zbudowało dzisiejszą NBA powoli zjeżdża do bazy. LeBron James, Stephen Curry i Kevin Durant to tylko pierwsze przykłady z brzegu. Owszem, wciąż notują świetne statystyki i czarują niesamowitymi zagraniami, ale mają coraz większe problemy z prowadzeniem swoich drużyn do wygranych.
Dość powiedzieć, że Los Angeles Lakers, Golden State Warriors i Phoenix Suns zajmują obecnie odległe miejsca w tabeli. Okazuje się, że ci niesamowici gracze zwyczajnie mają coraz większe problemy z wejściem na swój poziom. Przez lata przyzwyczaili fanów na całym świecie nie tylko do magicznych zagrań, ale też do seryjnych zwycięstw. Obecnie jest to już tylko melodia przeszłości. Problem nie tyczy się tylko wyżej wymienionej trójki, ale też takich weteranów jak Chris Paul, Mike Conley czy Jimmy Butler. Liga wchodzi właśnie w nową erę, a pałeczka została już przekazana.
Najwyższa pora przyzwyczaić się do kontuzji swoich ulubieńców, ale także ich gorszych występów. Ciało sportowca jest potężnie eksploatowane, a każde wejście na parkiet kosztuje coraz więcej. Z każdym dniem LeBron skacze niżej, Steph biega wolniej, a Durant jest mniej zwrotny. To samo przed nimi przeżywali Kobe, Shaq, Jordan i wielu innych. Na szczęście w sporcie zawsze pojawiają się następcy. Nadszedł czas Jokicia, Embiida, Giannisa i Doncicia, a w kolejce czekają Tatum, Gilgeous-Alexander czy Wembanyama. Koszykówka jest w dobrych rękach.
Hot: Tyrese Maxey
Na jedną z gwiazd młodego pokolenia wyrasta z pewnością Tyrese Maxey. Stanowi najlepsze możliwe wsparcie dla Joela Embiida w Sixers, osiągając career high we wszystkich kluczowych statystykach. 25,9 punktu, 6,6 asyst i 3,6 zbiórek na mecz to świetne wyniki. Budzą jeszcze większy podziw, gdy spojrzy się na fakt, że młody guard w debiutanckim sezonie zaczynał z pułapu zaledwie 8 oczek. To dopiero jego 4. sezon w NBA, ale ciągły rozwój i nastawienie na sukces spowodowały, że gracz Philadelphii jest obecnie 5. wśród zawodników backcourtu na Wschodzie w głosowaniu do All-Star Game.
Udział w Meczu Gwiazd będzie wymarzoną nagrodą dla młodzianina, który jeszcze nie tak dawno był tylko jednym z wielu. Odejście Jamesa Hardena zrzuciło na jego barki większą odpowiedzialność, ale on nie przestraszył się wyzwania. Maxey stanowi idealną drugą opcję 3. zespołu Konferencji Wschodniej. Idealnie dopasowuje się do swojego centra, rozciągając grę. Rzuca za 3 ze skutecznością 37,4%, więc rywale muszą mieć na niego oko, a to woda na młyn dla gry całej drużyny. Ponadto potrafi dobrze podać, więc podwojenia nie stanowią problemu.
Dawno już przegonił w hierarchii Tobiasa Harrisa, stając się jednym z ulubieńców coacha Nurse’a. Trener ma z niego pociechę także po bronionej stronie parkietu, gdzie Tyrese jest prawdziwym wulkanem energii. Wyróżnia go jednak styl gry w ataku. Niesamowicie miękkie ruchy i wrodzony atletyzm czynią z niego gracza, dla którego przychodzi się na mecze. Musi tylko uważać, by nie nabawić się poważniejszych urazów, bo bez niego Sixers nie mają czego szukać w Playoffach.
Kącik Rodzynka
Jeremy Sochan dopiero pod koniec ubiegłego roku odnalazł w sobie pociąg do atakowania kosza rywali. Zaowocowało to serią 3 meczów pod rząd z ponad 10 punktami na koncie. W spotkaniach z Dallas, Utah i Portland zdobywał kolejno 23, 19 i 16 oczek. To dopiero jego druga taka seria w rozgrywkach 2023/2024. Szkoda tylko, że w ostatnim czasie znowu przygasł, a jego San Antonio Spurs dołują, zamykając tabelę Zachodu. Mimo tego Polak wciąż utrzymuje się w wyjściowej piątce i dostaje naprawdę solidne minuty.
Największym problemem naszego Rodzynka jest fakt, że coraz więcej obserwatorów zarzuca Ostrogom, że nie potrafią obsłużyć Victora Wembanyamy. Coraz szersze kręgi zataczają kompilacje momentów, w których podopieczni Gregga Popovicha nie dostrzegają dobrze ustawionego Francuza. Spory procent czasu w tych dołujących filmikach należy do Jeremiego. Ta narracja z pewnością nie pomoże Sochanowi w wyrobieniu marki w NBA. Powinien nad tym pomyśleć i wypracować w końcu nić porozumienia z gwiazdą swojej drużyny.
Polak może jednak mieć także powody do zadowolenia. Jego skuteczność za 3 skoczyła z poziomu 29,5% w ubiegłym sezonie do 36,7% w obecnym. To o tyle zadowalający wynik, że zmusza obrońców rywali do krycia go na łuku. Dzięki temu można rozciągać grę, na czym najbardziej zyskuje center, a więc Wembanyama. Sochan rozwija się i pracuje, więc jeśli jego inne statystki poszybują w górę tak, jak ta, może z optymizmem patrzeć w przyszłość. Tak trzymaj Jeremy!
W NBA zbliża się szalenie interesujący okres. Już niedługo Martin Luther King Jr. Day oraz Rivals Week. Znowu dostaniemy całą masę ciekawych spotkań. Trudno uwierzyć, ale to właściwie półmetek sezonu! Krótko potem czeka nas All-Star Week, a stąd już prosta droga do Playoffów. Najlepsza koszykarska liga świata nigdy nie zawodzi, więc zapewne najbliższe tygodnie przyniosą mnóstwo interesujących historii!