Czułe podróże. Recenzja książki „Lawenda i gadające koty” Małgorzaty Masłowieckiej
6 min readDorośli bywają nad wyraz poważni i są pochłonięci tymi wszystkimi „ważnymi” sprawami, ale nie widzą, co jest tak naprawdę ważne. Myślę, że to zdanie mogłaby wypowiedzieć Lawenda – główna bohaterka w książce Lawenda i gadające koty Małgorzaty Masłowieckiej. A co jest tak naprawdę ważne? Czas, który poświęcamy drugiemu człowiekowi a przede wszystkim dziecku. Nie prezenty, drogie zabawki, najnowszy model iPhona czy markowe ubrania. Nie gromadzenie dóbr materialnych, tylko te wspólne chwile pomiędzy powrotem z pracy a książką na dobranoc.
Lawenda i jej brat Rumianek spędzili całe wakacje i jesień na wsi u babci Róży. Rodzice po prostu odjechali. Dziewczynka długo nie rozumiała ich decyzji, a kontakt z nimi był zdawkowy i niewystarczający:
Przyszła jesień, a rodzice nie wracali. Napisali co prawda list, w którym tłumaczyli, że pracy jest więcej, niż myśleli, ale list to nie to samo co rozmowa. Rozmowa z kolei to nie to samo co spotkanie, podczas którego można kogoś objąć i pocałować w policzek. Lawendzie bardzo tego brakowało[1].
Praca zawładnęła światem rodziców i przesłoniła inne potrzeby rodziny: bliskość, rozmowę i poczucie bycia ważnym, niepominiętym we wspólnocie, jaką jest rodzina. Z drugiej strony nie można zero-jedynkowo oceniać ich zachowania. Autorka próbuję pokazać czytelnikowi, że rodzice chcą przychylić nieba swoim pociechom. Dać to, czego sami nie mieli i pewnie zapełnić też własne deficyty. Jednak problemy, priorytety tych najmłodszych i dorosłych po prostu różnią się. Rodzice trochę pogubili się po drodze, ale w tym momencie cenniejsze wydaje się pytanie: Czy uda się im wrócić na właściwe tory?
Lawenda pomimo okoliczności, w których się znalazła, tęsknoty za rodziną dostrzeże walory nowego miejsca. To tutaj nauczy się nazwy ziół od swojej babci, zresztą te dwie bohaterki bardzo zbliżą się do siebie. Lawenda będzie żyła powolnym rytmem wsi, blisko natury i z szacunkiem, miłością do niej. Powrót do miasta okaże się trudniejszy, niż mogła przypuszczać. Tym razem w mieście zatęskni za wsią, ale jak sama się przekona nawet tutaj można znaleźć odrobinę magii i spokoju. Pod jednym warunkiem, że szukamy.
Moje, Twoje i bohaterów lekcje do odrobienia?
Małgorzata Masłowiecka daje cenne lekcje zarówno młodym czytelnikom, jak i dorosłym, którzy czytają im książkę. Uczy uważności, zatrzymania się na chwilę i zachwycenia nad tym, co nas otacza. Nie chodzi o patrzenie dla samego patrzenia, ale dla widzenia, dostrzeżenia pewnych miejsc, sytuacji, ludzi. Chodzi o detale, dzięki którym intensywniej żyjemy.
W Lawenda i gadające koty nakładają się na siebie dwa różne światy: rzeczywisty i fantastyczny. Wszystko staje się możliwe za sprawą trzech kotów – Wichurka, Chmury, Grzmotu. Są życiowymi nauczycielami dziewięciolatki. A oto jedna z ich mądrości: „Nieważne, gdzie się rodzisz, ale gdzie w życiu zachodzisz[2]”. Uwierzcie mi, koci bohaterowie uwielbiają chodzić własnymi ścieżkami, a najlepiej tymi niewydeptanymi. Dzięki nim Lawenda uczy się obserwacji i podąża za swoją ciekawością, spontanicznością i odrobiną dzikości. Podglądamy jak zmienia się za sprawą różnych wydarzeń, nie zawsze łatwych. Przeżywa chorobę babci Róży i jej pobyt w domu spokojnej starości „Pod Jesionami”. Dziewczynka chce dotrzymać słowa danego Róży. Nie poddaje się i próbuje znaleźć rozwiązanie. Ta z pozoru cieniutka książeczka pokazuje dziecku, że ma prawo do smutku i tęsknoty. Ma prawo do wszystkich emocji.
W książce poznajemy także dwie sąsiadki Lawendy – Ciocię Żabę i Ciocię Wujka. Zajmują się dziećmi, kiedy rodzice są zajęci. Tę pierwszą do reszty pochłania lęk przed nieznanym. Ciocia Żaba nie potrafi opuścić terenu osiedla. Paraliżuje ją myśl o wyjściu ze swojej strefy komfortu, zmianie. Wybiera to, co bezpieczne: obwiązuje się niewidzialną liną do wygodnego fotela w salonie i ogląda kolejne odcinki ulubionego serialu. Swoją drogą Ciocia Żaba jest zabawną i trochę nawiną postacią – raz wpuściła złodzieja i zaproponowała mu herbatę. Z kolei Ciocia Wujek wiecznie martwi się o zdanie innych osób. Gonitwa myśli nie pozwala jej na odrobinę wolności, oczekiwania ludzi są ważniejsze. Czasami również bywa przemęczona, a wtedy traci cierpliwość do uczniów.
Nie oceniaj, doceniaj
Ocenianie i krytykowanie innych przychodzi nam z taką łatwością, wręcz czasami wydaje się, że wystarczy jedno spojrzenie i już kogoś znamy. A wcale tak nie jest, nie wiemy jaki bagaż doświadczeń dźwiga drugi człowiek i z czym się mierzy w danym momencie. Nie wiemy, dlaczego ktoś zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Dopiero kiedy zbliżymy się do tej osoby, a ona zechce nam opowiedzieć o sobie, poznamy jej perspektywę i motywacje. Tak postępuje Lawenda wobec nowo poznanego chłopca – Oseta, którego imię zmienia później na Miłek. Dziewczynka nie ocenia, stara się zrozumieć. Malutkimi krokami zbliża się do niego. Chociaż wydaje się szorstki i nieuprzejmy. Oset również twierdzi, że niczego się nie boi, a już na pewno wysokości. Pisarka rozprawia się ze stereotypowym podziałem na to, co chłopięce i dziewczęce. No przecież każdy czegoś się boi – nawet dorośli. Czy może się mylę?
Między dziewięciolatkami nawiązuje się nić porozumienia. Mają wspólne cele, które postanawiają zrealizować razem. Oni po prostu potrzebują siebie nawzajem. Kiedy Oset obdarzy zaufaniem Lawendę, zadzieją się prawdziwe cuda:
Kiedy więc Lawenda docierała wreszcie na działkę z niebieską altanką i niezwykłym drzewem, Oset pracował w pocie czoła. Bardzo się zmienił, odkąd miał w niej pomocnika. Nie kłuł już nikogo słowami, nie marszczył brwi i nie przeganiał kotów. Nawet zaczął stawiać dla nich w cieniu miseczkę z wodą[3].
Ilustracje w Lawenda i gadające koty
Co to za książka dla dzieci bez ilustracji? Oczywiście, w książce Lawenda i gadające koty Małgorzaty Masłowiecka nie zabrakło opracowania graficznego. Zresztą autorka jest również ilustratorką, w książce napisała o sobie:
Pisząca ilustratorka, rysująca pisarka, czasem po prostu ilustratorka, na co dzień projektantka wzorów na tkaniny i ceramikę. Jako autorka książek dla dzieci zadebiutowała powieścią „Detektyw Szukajko i zaginiona foka”. Wierzy, że szczegóły są ważne. Lubi domyślać się historii ludzi, miejsc i przedmiotów. Uczy się rozumieć rośliny i zwierzęta i stara się nie zapomnieć języka wyobraźni dzieci[4].
Szczegóły Małgorzaty Masłowieckiej widać zarówno w tekście, jaki i na obrazkach, chociaż kreska jest rozmyta i delikatna – nie brakuje detali. Ilustracje również przynoszą ukojenie, uspokajają w trakcie czytania. Autorka postawiła na stonowane kolory, chociaż odniosłam wrażenie, że zmieniają się one – stają się bardziej żywe, nasycone – kiedy pojawiają się koty. Może takim zabiegiem, ilustratorka próbowała podkreślić przemianę Lawendy. Rude włosy dziewczynki podkreślają jej żywiołowość. Wielkim atutem grafik są dynamika, ich „ruch”. Wprost widzę jak faluje łąka, czy unosi się dym z ziołowego naparu.
Chciałabym spojrzeć bardziej krytycznym okiem na książkę Małgorzaty Masłowieckiej Lawenda i gadające koty, ale tym razem nie potrafię. Pisarka i ilustratorka rozkochała mnie w tej książęce, w jej delikatności i subtelności. Z pewnością podaruję – i przeczytam – książkę małemu członkowi mojej rodziny. Tę lekturę polecam dzieciom w przedziale wiekowym 4-8 lat. Dziękuję Grupie Wydawniczej Literatura Inspiruje za przesłanie książki!
P.S. Okładka naprawdę pachnie lawendą – sprawdzałam kilka razy.
[1] Małgorzata Masłowiecka, Lawenda i gadające koty, Wydawnictwo Lemoniada, Gdańsk/Warszawa 2023 r., s. 10.
[2] Tamże, s. 33.
[3] Tamże, s. 53.
[4] Tamże, s. 4.