Muzyka irlandzka w trójmiejskim wydaniu – wywiad z członkiem zespołu Hydrofonika
8 min readJej początki datowane są na około 2000 lat temu. W Polsce jest raczej czymś niecodziennym i rzadko spotykanym. W Trójmieście istnieją zaledwie dwa zespoły wykonujące muzykę irlandzką, a jednym z nich jest Hydrofonika. O charakterystyce gatunku, początkach i kulisach przygotowań grupy rozmawiamy z Olkiem Żytko – jednym z założycieli i członkiem Hydrofoniki.
Skąd wziął się w Twojej głowie pomysł właśnie na muzykę irlandzką?
Zawsze lubiłem słuchać muzyki typowo instrumentalnej, a piosenki współczesne nie wpasowują się w moje gusta. Cały świat muzyki folkowej odkryłem podczas Festiwalu Dźwięki Północy w Gdańsku, gdzie brałem udział w warsztatach skrzypcowych, prowadzonych przez artystów z Danii, którzy uczyli duńskiej muzyki ludowej. Tamten moment odkrył przede mną świat nowych dla mnie muzycznych możliwości. Stwierdziłem, że chcę podążać w tę stronę i zacząłem poznawać muzykę folkową różnych krajów.
Czym charakteryzuje się ten gatunek muzyki?
Jest to muzyka bardzo żywa, szybka, z bogatą ornamentyką, o raczej nieskomplikowanej harmonii. Znaczna część utworów była pisana z myślą o tańcu irlandzkim, który jest kolejnym elementem irlandzkiej tradycji, również bardzo znanym na całym świecie. Muzykę irlandzką w niektórych przypadkach można także kojarzyć pod nazwą muzyki celtyckiej. Inspirowana nią była na przykład w ścieżka dźwiękowa do filmu Braveheart, jeden z tradycyjnych utworów muzyki irlandzkiej pojawił się też w Titanicu.
Warto też wspomnieć, że ten gatunek jest chyba najbardziej popularny i rozwinięty spośród wszystkich rodzajów muzyki folkowej. Można znaleźć wiele nagrań i nut, więc łatwo wejść w ten temat nawet osobom z zewnątrz, niebędącymi Irlandczykami. Jest wiele znanych na całym świecie zespołów grających tę muzykę. Istnieje także cała społeczność, która dzieli się doświadczeniami, nagraniami czy nutami.
Jakie wydarzenie należy uznać za początek artystycznej drogi zespołu Hydrofonika?
Ukończyłem szkołę muzyczną już parę lat temu i było mi szkoda, żeby moje umiejętności nie były dalej podtrzymywane. Nie chciałem, żeby to przepadło, więc spotykaliśmy się, żeby grać. Na pewno pandemia i lockdown ułatwiły nam stworzenie zespołu, ale chcieliśmy grać już wcześniej. Spotykaliśmy się w różnych składach, to nie zawsze wychodziło, nie zawsze wszyscy mieli czas, natomiast pandemia umożliwiła regularne spotykanie się i takie wspólne granie weszło nam w nawyk. Każdy z nas podrzucał swoje pomysły, nuty. Ja proponowałem nuty właśnie muzyki irlandzkiej i to się bardzo spodobało. W pewnym momencie zdecydowaliśmy się, że chcemy pozostać i grać w tym stylu.
Jakie instrumenty wchodzą w skład zespołu?
Ja gram na skrzypcach i mandolinie. Skrzypce to instrument występujący w muzyce irlandzkiej od bardzo dawna, a mandolina jest częścią tej muzyki od około 100 lat. Monika jest flecistką, gra zarówno na klasycznym flecie poprzecznym, jak i na tradycyjnych fletach irlandzkich. Hubert gra na bodhranie, czyli obręczowym bębnie irlandzkim. Technika gry jest dosyć nietypowa i charakterystyczna dla muzyki irlandzkiej, ponieważ gra się za pomocą pałeczki, a drugą dłoń trzyma się wewnątrz bębna, tłumiąc membranę w odpowiedni sposób. Dzięki temu można uzyskać bardzo różne brzmienia, tylko z jednego bębna. Michał gra na akordeonie, a Kamil jest gitarzystą i buzukistą. Właśnie te dwa instrumenty są dosyć nowe w tym gatunku. Co ciekawe, bouzuki nie jest instrumentem tradycyjnie irlandzkim, a greckim. Do Irlandii zawędrował pod koniec lat 60. XX wieku, gdzie bardzo dobrze się odnalazł. Sama forma instrumentu, a także technika gry uległa pewnym zmianom, więc można mówić, że jest to bouzuki irlandzkie.
Jak wyglądają Wasze przygotowania do występu? Jak dobieracie repertuar?
Rok temu, kiedy debiutowaliśmy, graliśmy przede wszystkim tradycyjne utwory irlandzkie oraz kilka coverów współczesnych twórców muzyki tradycyjnej. W ciągu ostatniego roku powstało też kilka naszych kompozycji, a aranżacje stały się bardziej złożone.
Podczas przygotowań najpierw rozczytujemy melodie, a akordeonista i gitarzysta myślą nad aranżacją harmoniczną. Wspólnie dyskutujemy, jak to wszystko ułożyć, każdy wnosi coś od siebie. Część solowych wstawek jest improwizowana i taka pozostaje też na scenie, także każde nasze wykonanie może być nieco inne. Zwykle atmosfera na próbach jest bardzo luźna, ale oczywiście przed koncertami bardziej się dyscyplinujemy. Spotykamy się raz w tygodniu, więc to nie jest tak, że ćwiczymy tylko przed koncertem. Nawet jak nie mamy żadnego zaplanowanego występu, to i tak próby się odbywają.
Jeśli chodzi o przygotowanie kolejności repertuaru na koncert, to jest to robione już bezpośrednio przed koncertem. Zastanawiamy się, który utwór pasuje bądź też kontrastuje z innym, aby repertuar był urozmaicony. Na początku zdarzało się tak, że graliśmy kilka kompozycji typowo tradycyjnych i potem po koncercie słyszeliśmy komentarze ze strony publiczności, że ciężko było odróżnić poszczególne kawałki, bo były do siebie tak bardzo podobne.
Wspomniałeś o własnych kompozycjach, chciałem dopytać, jak wygląda proces tworzenia takiego niecodziennego utworu?
Nasze własne kompozycje staramy się pisać w taki sposób, aby brzmiały podobnie do muzyki tradycyjnej. Nie jest to oczywiście czysta tradycja, bo możemy sobie poszaleć z aranżacją. Napisanie utworu w stylu muzyki irlandzkiej, nie jest dla nas zbyt proste i oczywiste, bo nie jesteśmy Irlandczykami i wychowywaliśmy się, słuchając zupełnie innej muzyki. Mamy jeden taki utwór, który pisałem w stylu jig (irlandzki taniec w metrum na trzy). Po zagraniu nut, stwierdziłem, że brzmią one bardziej jak polski mazurek niż irlandzki jig. W takich momentach wychodzi właśnie tożsamość narodowa.
Co wymieniłbyś jako najtrudniejszy element w przygotowaniach zespołu do występu?
Samo nauczenie się i zapamiętanie melodii jest kwestią indywidualną, ale zwykle parę prób wystarczy, żeby wszystko opanować. Powiedziałbym, że najtrudniejsze dla zespołu jest ustalenie i zapamiętanie formy całego utworu. Im bardziej skomplikowane stają się aranżacje, tym więcej pozostaje czynników do zapamiętania. To już nie tylko melodie, których musimy się nauczyć, każdy musi pamiętać, kiedy wejść i kiedy się wyłączyć. Kluczowa staje się kwestia komunikacji całego zespołu na scenie. Im bardziej utwory odbiegają od tradycyjnej muzyki, tym jest po prostu ciężej. Na klasycznych sesjach muzyki irlandzkiej forma jest bardzo prosta, żeby ludzie z zewnątrz mogli dołączyć i grać. My jako Hydrofonika celowo to komplikujemy, żeby utwory były bardziej urozmaicone i atrakcyjne dla słuchacza.
A co sprawia Wam największą przyjemność?
Samo granie sprawia dużo przyjemności, nawet nie biorąc pod uwagę występowania przed publicznością. Oczywiście występujemy przed innymi po to, żeby podzielić się tym, co nam sprawia przyjemność. Myślę, że samo poczucie efektu finalnego daje ogromną satysfakcję. Kiedy czujemy, że dobrze się zgrywamy, świetnie to brzmi, bo każdy wnosi do zespołu coś dobrego. Podczas koncertu towarzyszy nam wszystkim stres. Dla mnie takim stresem nie jest samo granie, bo w tym czuję się dobrze, ale konferansjerka. Podczas koncertów spada na mnie rola prowadzącego, co zwłaszcza na początku było dużo bardziej stresujące niż samo granie. Przerwy między utworami, w których trzeba było zabawić publiczność, opowiedzieć coś o naszych utworach, historii instrumentów czy muzyki irlandzkiej zaprzątały mi głowę, a podczas grania mogłem się rozluźnić.
Czy w karierze Hydrofiniki był już jakiś moment przełomowy, coś, co dało Wam wiatr w żagle?
Jak to powiedział kiedyś nasz bodhranista, im więcej gra się koncertów, tym więcej gra się koncertów. Na występy przychodzą osoby, które wcześniej o nas nie słyszały i to jest bardzo dobra forma promocji. Nie chcemy, żeby na każdy występ przychodzili nasi znajomi, bo wtedy nie rozwijalibyśmy się w żaden sposób, nie wnosiłoby to nic nowego.
Na ostatnim koncercie w Dzień Świętego Patryka, po naszym występie odbył się pokaz szkoły tańca irlandzkiego i bardzo dużo osób, które docelowo przyszły właśnie na ten pokaz, miało okazję posłuchać także zespołu Hydrofonika i naszych autorskich kawałków. Bilety się wyprzedały, część naszych znajomych chciała przyjść, ale nie było już miejsc. W rezultacie wiele nowych osób, które znają i lubią muzykę irlandzką, o nas usłyszało. Zawsze komentarze po koncertach są bardzo miłe, dają nam motywację do dalszej pracy. Tak też było po tym występie. Nic tak nie cieszy jak pozytywne komentarze od ludzi, którzy idąc na koncert nie wiedzieli czego się spodziewać i po raz pierwszy słyszeli nas na scenie.
Żyjemy w świecie muzyki komercyjnej, często wykreowanych postaci, a gatunki sięgające do korzeni nie są na wyciągnięcie ręki dla przeciętnego słuchacza. Orientujesz się, jak aktualnie wygląda stan muzyki irlandzkiej, zarówno w samej Irlandii, jak i w Polsce?
W Irlandii muzyka ta ma się bardzo dobrze i żyje. Jest to element ich tożsamości narodowej. Irlandczycy są bardzo muzykalnym społeczeństwem, mają swój narodowy instrument. Polacy mają narodowe zwierzę, które znajduje się w godle, natomiast Irlandia w godle ma instrument – harfę. Jak widać, już na poziomie symboli ta muzyka istnieje. Tradycja spotykania się w pubach i wspólnego muzykowania na sesjach jest cały czas żywa w tym kraju.
Jeśli chodzi o Polskę, to myślę, że około 10 lat temu działo się najwięcej, było wiele festiwali muzyki irlandzkiej. Ostatnimi laty trochę to przygasło, a festiwale przestały być organizowane. Jeśli chodzi o obecność tej muzyki w północnej części naszego kraju, to w Toruniu jest festiwal celtycki Gotyk, na którym chcielibyśmy kiedyś wystąpić. W Trójmieście jesteśmy jednym z zaledwie dwóch zespołów obracających się w tym gatunku.
A jakie jest aktualne największe marzenie zespołu Hydrofonika?
Nie jesteśmy profesjonalnymi muzykami, każdy z nas na co dzień zajmuje się czym innym. Nie jest to nasz życiowy priorytet, żeby jeździć i koncertować po całym świecie. Mimo wszystko po każdym koncercie znajduje się kilka osób, które pytają o naszą płytę. Z racji tego, że mamy coraz więcej autorskiego repertuaru, to planujemy w tym roku poczynić kroki w celu nagrania kilku kawałków, które można by opublikować i promować w Internecie, jednocześnie zbierać materiał do przyszłej płyty. Mamy też nadzieję, że w tym roku uda nam się wyjechać z koncertami poza granice Trójmiasta. Na razie są to takie małe marzenia, ale zobaczymy, co przyniesie przyszłość.
Więcej informacji o zespole Hydrofonika można znaleźć na ich profilu na Facebooku.