26/12/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

„Granie na streecie to lwia część mojej działalności” – wywiad z Adamem Kalinowskim, finalistą „The Voice of Poland”

9 min read

fot. Facebook - Adam Kalinowski

fot. Facebook – Adam Kalinowski

W sobotę 5 grudnia odbył się finał 11. edycji programu The Voice of Poland, w którym udział brał mieszkający aktualnie w Gdańsku, a niegdyś student ekonomii na Uniwersytecie Gdańskim – Adam Kalinowski. Ostatecznie zajął drugie miejsce, a kilka dni temu udzielił mi dość obszernego wywiadu.

Nie mogę nie zacząć tej rozmowy od innego pytania. Emocje po finale The Voice of Poland już opadły?

Opadają, powoli opadają. Ciągle odpisuje na wiadomości od ludzi, fanów i dziennikarzy w mediach społecznościowych. Zainteresowanie moją osobą wzrosło, ale można powiedzieć, że na tym mi zależało. Bardzo się też cieszę, że Ty jako przedstawicielka CDN-u do mnie się odezwałaś, bo mam mega miłe wspomnienia z Uniwersytetem Gdańskim, na którym studiowałem ekonomię. Bardzo mi miło, że tyle osób zaczęło mnie obserwować, a wszystko to właśnie dzięki programowi.

Czym był dla Ciebie udział w programie The Voice of Poland? Rozpatrujesz to drugie miejsce w kategorii sukcesu, drzwi do kariery czy może nauki?

Prawdę mówiąc, wręcz zależało mi na drugim miejscu bardziej niż na pierwszym. Wygrana w The Voice of Poland wiąże się z koniecznością podpisania umowy z wytwórnią, która dość mocno ogranicza pole do muzycznej działalności. Ja niekoniecznie chciałem się taką umową związać. Sukces osiągnięty, tak naprawdę doszedłem jak najdalej, bez konieczności podpisywania czegokolwiek. Od samego początku szedłem do programu, aby powiększyć sobie zasięgi słuchaczy i odbioru tego, co robię nie od dzisiaj. Całą przygodę wspominam bardzo dobrze i sądzę, że drugie miejsce to sukces. Jestem usatysfakcjonowany.

fot. Facebook – Adam Kalinowski

Na przesłuchaniach w ciemno odwróciłeś dwa fotele – Tomsona i Barona oraz Michała Szpaka. Czemu wybrałeś chłopaków z Afromental na swoich trenerów?

Wybór był prosty, od zawsze chciałem być w ich drużynie. Afromental to chyba jeden z tych zespołów na całej polskiej scenie muzycznej, który doceniam najbardziej. Jestem fanem i słucham ich już chyba od 10 lat, wtedy kawałki chłopaków pierwszy raz do mnie dotarły. Jak obserwowałem ich działalność i twórczość, to zawsze mi imponowali, bardzo ich ceniłem. Dlatego też wybór dla mnie był oczywisty. Nie zawiodłem się, są spoko ludźmi. Poza tym doszedłem też do ścisłego finału, a gdybym wybrał drużynę Michała Szpaka, to niekoniecznie mogłoby się tak stać. Mógłbym odpaść wcześniej, skoro w finale przegrałem z Krystianem Ochmanem, właśnie z ekipy Michała. Uważam więc, że wybór chłopaków był najlepszą decyzją.

Jak będziesz wspominał współpracę z chłopakami z Afromental, ale też w ogóle całą voice’ową rodzinę? Będzie Ci brakować tej atmosfery?

Zdecydowanie, tak naprawdę już zaczyna mi brakować atmosfery i ludzi. Śmiem twierdzić, że te znajomości zostaną na długie lata i że z większością nie widziałem się pierwszy i ostatni raz. Ta edycja była wyjątkowa, co najmniej ta szesnastka finałowa to byli super ludzie. Każdy z nich miał dystans do siebie, szacunek do drugiego człowieka i też sam prezentował swoją osobą dużą wartość artystyczną, więc to było chyba najlepsze w tej całej przygodzie.

Natomiast to nie było też do końca tak, że Tomson i Baron mnie jakoś coachowali. Jednak samo przebywanie z nimi i współpraca to czysta przyjemność. Super jest poznać swoich idoli i się na nich nie zawieść – to jest bardzo ważne. Zawsze nasze spotkania odbywały się w świetnej atmosferze, czuć było dobre flow i to, że nadajemy na podobnych falach.

Co dał Ci program i współpraca z tak, jak sam mówisz, wspaniałymi ludźmi?

Program dał mi przede wszystkim to, co można zobaczyć gołym okiem, czyli zasięgi. Pojawili się ludzie, którzy mnie zauważyli i zaczęli obserwować. Ponadto dało mi też większą rozpoznawalność, nic dziwnego, w końcu oglądalność tej edycji też była rekordowa. Dużo ludzi miało okazję usłyszeć mnie pierwszy raz i docenić to, co robię. Spotykam się z przeważającą liczbą pozytywnych komentarzy, wiadomości – co jest dla mnie ważne. Misja została osiągnięta, wypromowałem siebie i mój zespół, więcej ludzi zaczęło interesować się moją muzyką. Mam nadzieje, że po pandemii zacznę więcej działać i dzięki The Voice of Poland będę miał dla kogo. Oczywiście program dał też mi dodatkowe doświadczenie sceniczne i taki rygor pracy, z którego też na pewno dużo korzyści dla siebie zaczerpnąłem.

Cofnijmy się może do przeszłości – kilka lat temu próbowałeś swoich sił w „Idolu”  i w „Bitwie na Głosy”. Można powiedzieć, że trochę ciągnie Cię do tych talent show. Skąd wziął się pomysł, żeby ponownie wziąć udział w programie muzycznym?

Ja zawsze traktowałem te programy rozrywkowe z dużym uznaniem, bo to jest super przygoda oraz możliwość poznania nieprzypadkowych ludzi, których normalnie w życiu ciężko spotkać. Nie miałem nigdy wcześniej okazji współpracować z tak zdolnymi i tak przeróżnymi artystami. Zdecydowałem się pójść do kolejnego programu, bo wiedziałem, że to szansa, by poznać kolejne wspaniałe osoby, ale też złapać nowe doświadczenia. Tym bardziej teraz w czasie pandemii. Zdawałem sobie sprawę, że program to szansa na zdobycie nowych słuchaczy. Dodatkowo rok temu wydałem z zespołem płytę, więc to też okazja do promowania jej.

fot. Facebook – Adam Kalinowski

Który z występów był dla Ciebie najbardziej stresujący – blindy czy finał? A który zapamiętasz najbardziej?

Stresujący? Chyba etap bitew, tak jak zresztą mówiłem w materiale wyemitowanym w odcinku finałowym. To było swoiste być albo nie być, a w dodatku miałem silnego przeciwnika – Przemka Pajdaka, który prawdopodobnie był dla mnie najbardziej konkurencyjny. Obaj prezentujemy podobny, rockowy styl śpiewania i nasze głosy były chyba najbardziej porównywalne w całej drużynie. Uważam, że ta bitwa była bardzo wyrównana i nie byłem pewny, czy uda mi się dalej przejść – dlatego się stresowałem. W gruncie rzeczy, pozostałe etapy programu nie były dla mnie jakieś stresujące. Jedynie ostatni, finałowy odcinek był wymagający – miałem najwięcej materiału do nauczenia, ale byłem też bardzo zmęczony po dwóch miesiącach intensywnej pracy.

Z odcinka na odcinek zaskakiwałeś kolejnymi propozycjami muzycznymi. Nie ograniczałeś się do jednego gatunku. Jakbyś scharakteryzował siebie jako artystę?

Rzeczywiście repertuar chłopaki mi dobierali bardzo dobry. Kilka utworów, które zaśpiewałem, były moimi propozycjami, w przeciwieństwie na przykład do Krystiana Ochmana, który dostawał praktycznie z góry narzucone piosenki. Ja miałem przyjemność zaśpiewać to, co chciałem, między innymi „Natural” czy „Nothing Compares 2U”. A mój profil artystyczny? Ja bym scharakteryzował się po prostu jako wokalista rockowy, a to, że wokaliści rockowi mają często szerokie spektrum możliwości wokalnych, to nie jest też zbyt duża tajemnica. Jednak muzyka rockowa to jest coś, co chciałbym grać i tak też staram się rozwijać swój wokal. Oczywiście chciałbym mieć wiele umiejętności – tu coś wykrzyczeć, tu coś zaśpiewać falsetem.

Mieszkańcy Trójmiasta mogą kojarzyć Cię z koncertów w restauracjach, pubach, klubach, a nawet na ulicach. Skąd wzięła się w ogóle miłość do muzyki i właśnie taki styl zarabiania na życie?

Przede wszystkim sam solowo gram w Trójmieście i to jest lwia część mojej działalności. Jeśli była taka możliwość, to grałem przede wszystkim po lokalach gastronomicznych, pubach, na streecie. Są to występy, gdzie siadam sobie z gitarą i wykonuje covery w moich interpretacjach akustycznych, to jest główna rzecz, którą się zajmuje od kilku lat. Ponadto trzy lata temu wraz z Łukaszem Szczęsnym założyliśmy zespół Black Jeans, z którym, póki co zagraliśmy niewiele, bo chyba około dwudziestu koncertów. W zeszłym roku wydaliśmy też płytę zatytułowaną „Pokolenie Y”.

Kilka tygodni temu zrobiło się też o Tobie głośno w Trójmieście, po tym jak spełniłeś marzenie 10-latki. Wraz z zespołem zagraliście w jej domu singiel „Wodospady”. Uchylisz rąbka tajemnicy naszym czytelnikom, jak do tego doszło?

To była część projektu w ramach teledysku. Zaplanowaliśmy sobie to w wakacje wraz z Łukaszem Szczęsnym, z którym w zespole prowadzimy marketing. Chcieliśmy wydać jeszcze jeden teledysk, żeby podkreślić, że zespół istnieje i że płyta gdzieś tam na rynku funkcjonuje. Wymyśliliśmy więc scenariusz, w którym chcieliśmy połączyć kilka wątków – właśnie między innymi koncerty u naszych fanów. Tak się złożyło, że wielu naszych słuchaczy to młodzi ludzie i przyjechaliśmy do nich, by zagrać chyba pięć takich mini koncertów. Fragmenty zostały zamieszczone w naszym najnowszym teledysku do piosenki „Wodospady”.

fot. Facebook – Adam Kalinowski

Jak już o nietypowych koncertach mowa, to w marcu zagrałeś mini recital ze swojego okna. Koncert przyciągnął nie tylko wielu sąsiadów z Wrzeszcza, ale też stał się hitem internetu. Jak wpadłeś na ten pomysł i jak to wspominasz?

To było nic innego jak spontaniczny impuls. W trakcie zamknięcia kultury i sztuki poczułem się zainspirowany podobnymi przedsięwzięciami z naszego kraju i zza granicy. Stwierdziłem, że zagram, żeby nie zapomnieć materiału. Postawiłem wzmacniacz, wziąłem gitarę i zrobiłem w sumie trzy takie mini koncerty dla moich sąsiadów i przechodniów. Zostało to nagrane i udało się osiągnąć sporo wyświetleń – ponad 350 tysięcy na Facebooku. Bardzo miło to wspominam i cieszę się, że zostało to tak dobrze odebrane. Okazało się też, ze moi sąsiedzi są bardzo wyrozumiali i mieszkam naprawdę w dobrej dzielnicy, skoro nikomu to nie przeszkadzało.

Wróćmy jeszcze na moment do programu The Voice – jakie plany teraz, kiedy program już się zakończył?

Razem z Łukaszem Szczęsnym zastanawiamy się nad różnymi wariantami rozwoju sytuacji. Na pewno trzeba będzie zacząć tworzyć nowe utwory, żeby na wiosnę móc pokazać już coś nowszego. Zwłaszcza tym nowym słuchaczom, którzy po The Voice of Poland skupili swoją uwagę na mnie. Niewykluczone też, że będę rozmawiał z producentami, z którymi współpracowałem przy produkcji singla „Kamienice”. Ciężko powiedzieć, co dokładnie będzie się działo, ale wydaje mi się, ze na wiosnę będzie czego słuchać.

Wychowałeś się w Łomży, a od kilku lat zamieszkujesz w Gdańsku. Co przywiało Cię nad morze?

Studia. Kończąc liceum wiedziałem, że chcę robić dalej muzykę. Nigdy nie miałem, ani do dzisiaj nie mam, żadnego doświadczenia muzycznego, więc wiedziałem, że będzie to proces niezależny. Idąc na studia brałem pod uwagę Gdańsk i Olszyn, dostałem się zarówno do Olsztyna, jak i na UG. Ostatecznie stwierdziłem, że Trójmiasto to znacznie lepsza opcja i nie żałuję. Przeprowadziłem się do Gdańska, skończyłem studia ekonomiczne, na których poznałem masę świetnych ludzi.

Jak wspominasz studia na naszej uczelni?

Zdecydowanie cenię sobie cały okres studiów, ludzi oraz wiedzę, którą miałem okazję zdobyć. Studia to jednak coś, co otwiera człowiekowi głowę i pozwala myśleć inaczej. Ma się kontakt z nieprzypadkowymi ludźmi, a Uniwersytet Gdański to nie byle jaka uczelnia i można tam spotkać jednostki wybitne, z którymi jak się przebywa, to idzie się do góry. Miałem też okazję w 2015 roku dołączyć do radia MORS, w którym prowadziłem audycję „Muzyczne rockowania” – nagrywałem jingle, wywiady. Nauczyłem się pracy montażysty, przeprowadzania wywiadów. Dało mi to też dużego skilla i pozwoliło poznać wiele ciekawych osób. Byłem też w logistycznym kole naukowym, które działało na ekonomii. No i co najważniejsze – w trakcie studiów mogłem skupić się na muzyce, co było dla mnie bardzo ważne.

Nie pozostaje mi nic innego jak tylko pogratulować Ci jeszcze raz sukcesu w The Voice of Poland i życzyć muzycznego rozwoju. Dziękuję bardzo za rozmowę!

Ja również bardzo dziękuję i życzę wszystkiego dobrego!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

13 + pięć =