Zetknięcie przeszłości z przyszłością – „Tenet”
3 min readCo byś zrobił, gdybyś zobaczył coś, zanim to się wydarzy? Podróże w czasie fascynowały ludzi od zarania dziejów. Nic więc dziwnego, że powstało o tym wiele filmów – gorszych i tych lepszych. Tej jesieni warto zajrzeć do kin i przekonać się na własnej skórze jak przedstawia się najnowszy film Christophera Nolana – „Tenet”.
Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że ta produkcja jest połączeniem thrillera z kinem sciencie-fiction. W rzeczywistości jest to wielopoziomowa historia o czasie. Jest to nie tyle przemieszczanie, lecz jednocześnie poruszanie się w jedną i drugą stronę. Inaczej mówiąc, wystrzeliwane kule z pistoletów wracają do magazynku, zamiast go opuścić. Bohaterowie mówią wspak, a ich blizny pojawiają się, zanim dojdzie do urazu.
Od początku można zauważyć, że produkcja jest odpowiednio dopieszczona. Zadbali o to astrofizycy z laureatem Nobla Kipem Thornem na czele. Zjawisko tzw. wstecznej entropii dzięki efektom specjalnym i świetnej grze aktorskiej okazało się strzałem w dziesiątkę. Fabułę filmu rozpoczyna atak terrorystyczny na Operę Narodową w Kijowie. W środku całego zamieszania poznajemy głównego bohatera (John David Washington) – honorowego i niezłomnego mężczyznę. Po ataku w operze zostaje zwerbowany do tajemniczej jednostki specjalnej, od której dostaje zadanie.
Nasz główny bohater w swojej misji musi mieć oczywiście kompana (Robert Pattinson) i godnego przeciwnika (Kennerth Brannagh). Nie zabraknie również historii miłosnej i pięknej blond kobiety w tle (Elizabeth Debicki). Brzmi klasycznie? Może tak, ale kto z nas nie lubi oglądać odwiecznej walki dobra ze złem? „Tenet” trwający ponad dwie i pół godziny to zjawisko godne wielkich ekranów, z którego wyciśnięto wszystko, co najlepsze.
Zatrzymajmy się na chwilę przy aktorach. Ich różnorodność i indywidualność dobrze się prezentuje. Robert Pattinson, znany przede wszystkim z sagi „Zmierzch”, swoją charyzmą zdecydowanie wychodzi na pierwszy plan. Aktor jest świeżym powiewem powietrza podczas scen z głównym, bezimiennym najemnikiem Johnem Davidem Washingtonem, choć trzeba przyznać, że tego drugiego naprawdę dobrze się ogląda w kinie akcji. Kenneth Brannagh prezentuje znanego nam z innych filmów typowego, zmanierowanego rosyjskiego gangstera. Elizabeth Debicki to zniszczona psychicznie przez męża kobieta, przedstawiana jako postać dopełniająca całość fabuły.
Wplecione w historię wątki czarnego charakteru i jego torturowanej psychicznie żony, sprawnie przecinają ze sobą dynamiczne zwroty akcji. Na pierwszy plan wysuwają się z pewnością efekty specjalne, które są wykonane naturalnie i wyglądają bardzo dobrze. Nolan poszedł jeszcze o krok dalej, ukazując na ekranie rzeczywistość, w której spotyka się w tym samym czasie przeszłość i przyszłość ukazana w tych samych scenach oraz sekwencjach. „Tenet” jak wcześnie „Incepcja” czy „Interstellar” to łamigłówka dla widzów, która nie pozwala od siebie oderwać wzroku.
Najlepsze w tego rodzaju filmach jest fakt, że można je oglądać wielokrotnie i rozkładać na czynniki pierwsze, analizując i zastanawiając się, jak coś mogłoby wyglądać inaczej. Tak właśnie jest z „Tenetem”. To kolejna zagadka zaprezentowana widzom przez Nolana, który znów nie zawodzi i daje nam potężną dawkę emocji.