08/05/2025

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Stutthof: świadectwo okrucieństwa

5 min read
Krematorium KL Stutthof

Krematorium/fot. Mikołaj Janiak

Konzentrationslager Stutthof – pierwszy oraz najdłużej działający obóz koncentracyjny na terenie dzisiejszej Polski. 110 tys. więźniów z 28 państw, masowy grób blisko 65 tys. osób, horror trwający 2077 dni.

Obiekt powstał u nasady Mierzei Wiślanej przy drodze na zachód od dzisiejszej wsi Sztutowo. Dlaczego tutaj? Powodów było kilka. Tereny te zamieszkiwali głównie Niemcy oraz zniemczona ludność holenderska. Innym czynnikiem było łagodne ukształtowanie terenu. Obecność lasu i Zalewu Wiślanego stwarzały perspektywy rozbudowy. Ostatnim aspektem była obecność struktur takich jak istniejący ośrodek dla rekonwalescentów i żon poległych oraz bliskość kolei wąskotorowej. Decydującym czynnikiem była tu odległość od Wolnego Miasta Gdańska oraz większych polskich skupisk.

Za pierwsze wzmianki o obozie przyjmuje się dokumenty z końca lipca 1939 r. autorstwa członków grupy SS i SA, którzy zostali przysłani właśnie w te rejony – opowiada Danuta Drywa, kierowniczka działu dokumentacyjnego Muzeum Stutthof w Sztutowie.

Budowa

Tworzenie KL Stutthof rozpoczęto 2 września 1939 r., wraz z przybyciem pierwszych więźniów z Gdańska. Wyznaczali teren, wycinali i karczowali pobliskie lasy, stawiali płoty kolczaste, budowali obiekty. Do maja 1940 r. wzniesiono tzw. stary obóz o powierzchni ok 4 hektarów, na których znajdowało się 10 baraków, ogrodzenie z drutu kolczastego, wieżyczki strażnicze i główna brama zwana Bramą Śmierci. W latach 1940–1941 teren dodatkowo „wzbogacono” o budynek komendantury, biura, wartownię i willę dla komendanta. Latem 1942 r. w skład starego obozu wszedł piec krematoryjny oraz komora gazowa. Poza terenem obozu więźniowie postawili oborę, stajnie i klatki dla królików. Ponadto obóz posiadał własną rzeźnię, która zaopatrywała w mięso kuchnię SS-mańską, a także warsztaty: malarski, meblarski, stolarski, elektrotechniczny i kuźnię.

Około stycznia 1942 r., Stutthof zaczął się przeludniać. Spowodowane to było sprowadzaniem do niego więźniów z całej okupowanej Europy. Z tego względu w latach 1942–1943 po północnej stronie starego obozu zaczęto wznosić tzw. nowy obóz. W pierwszej kolejności wybudowano 30 baraków. Część z nich przeznaczono na warsztaty DAW (Deutsche Ausrüstungswerke – niemieckie zakłady wyposażenia): kuśnierski, krawiecki, tkacki, szewski, rymarski czy naprawczy. Były one oddzielone od pozostałych ogrodzeniem pod napięciem. Po nich wybudowano jeszcze dwie stacje pomp. Równolegle z pracami nad nowym obozem, trwała budowa koszar dla wartowników. Latem 1942 r. pojawił się piec krematoryjny. Teren nowego obozu ogrodzono podwójnym drutem kolczastym pod napięciem.

Łącznie obszar obozu zwiększył się z 0,5 ha we wrześniu 1939 r., do 12 ha w 1940 r. W grudniu 1944 r. obóz zajmował już 120 ha.

Przymus

Częstą praktyką stało się wypożyczanie więźniów w roli przymusowych pracowników niemieckim rolnikom lub gdańskim firmom transportowym do transportu węgla – mówi Danuta Drywa.

Rozbudowywali oni szpital doktora Schulemanna (obecnie szpital miejski przy ul. Powstańców Warszawskich), obecną Piwnicę Rajców w Gdańsku, willę komendanta Stutthof Maxa Pauly’ego, czy prowadzili prace porządkowe na Westerplatte. Dysponentem więźniów zajmowało się gdańskie Gestapo i Gdański Urząd Pracy (Arbeitsamt Danzig). Pracę nadzorował jeden bądź kilku wachmanów.

Początkowo Stutthof był obozem dla Polaków z Pomorza, polskiej inteligencji i polskich Żydów. Od połowy 1940 r., a oficjalnie w październiku 1941 r. zaczął pełnić dwie role: obozu pracy przymusowej oraz obozu pracy wychowawczej. Z rozkazu Himmlera robotnicy przymusowi, którzy nie wywiązywali się ze swoich obowiązków lub podejmowali próbę ucieczki byli poddawani resocjalizacji na okres od 14 do 56 dni. Od 1940 r. zaczęli pojawiać się także więźniowie z Rosji, Słowacji czy Ukrainy. Więźniowie pochodzenia żydowskiego docelowo mieli umrzeć podczas pobytu w Stutthofie.

Praca więźniów zaczynała się wcześnie rano. Zimą była to godzina 7:00, latem 5:00 lub 6:00. W naszych archiwach zachowało się świadectwo byłego więźnia, który wspomina, że w pierwszych chwilach funkcjonowania obozu w 1939 r. nie było bieżącej wody. W tym wypadku osadzonych zmuszano do mycia się śniegiem. Musieli też stać bez ubrań na mrozie. Po rozbudowie obozu wpędzano ich pod gorący prysznic i wymyślano różne tortury. Starano się upadlać mieszkańców obozu przy każdej okazji. Najcięższy los mieli Polacy z Pomorza, którzy byli ważnymi działaczami, inteligentami. Często zajmowali się wycinką drzew i ciągnięciem wozów z belami. Nie dbano o to, by więzień był zdolny do pracy, bo zawsze był ktoś na jego miejsce – mówi Danuta Drywa.

Wraz ze wzrostem zapotrzebowania w późniejszym okresie powstały także hale niemieckich zakładów zbrojeniowych, gdzie więźniowie montowali części do samolotów. Zaczęto ponownie wypożyczać ich do pracy w stoczniach marynarki wojennej. Więźniowie Stutthof kopali także rowy przeciwczołgowe w okolicy Torunia i Bydgoszczy. W pobliżu Królewca i Słupska wytwarzali syntetyczną benzynę. Ostatecznie część oddelegowano do pracy w niemieckich obozach koncentracyjnych położonych w głębi Rzeszy – kontynuuje Danuta Drywa.

Wyzwolenie

Do ewakuacji zaczęto się przygotowywać w tajemnicy przed osadzonymi na początku 1945 r., gdy Rosjanie byli już w okolicach Malborka. 24 stycznia odbył się apel, podczas którego komendant powiadomił więźniów, że następnego dnia mają wstać o godzinie 5:00. Rankiem dwie kolumny, złożone z ok 11 tys. więźniów każda, wyszły z obozu w stronę portu przy ujściu Wisły. Na miejscu pozostało kilka tysięcy więźniów, do których skierowano 40 tys. niemieckich cywilów i robotników przymusowych z Prus Wschodnich, którzy uciekali przez Zalew Wiślany przed armią sowiecką.

Teoretycznie obóz funkcjonował dalej, istniały komanda, które zajmowały się utrzymywaniem czystości i wywożeniem obozowej dokumentacji – mówi Danuta Drywa.

Więźniów selekcjonowano: najsłabszych dobijano łopatami, innych wykańczano zastrzykami. Szczęśliwcy, którzy przeżyli, otrzymali pomoc od miejscowej ludności. W dniach 25 i 27 kwietnia miała miejsce druga ewakuacja (tzw. morska): około 5 tys. więźniów przetransportowano czterema barkami na Zachód. Jedna z nich osiadła na międzyrzeczu w okolicach Danii. Więźniów przejął duński Czerwony Krzyż. Pozostałe dopłynęły do Zatoki Lubeckiej, z czego jedna zawędrowała ostatecznie do Flensburga.

Los tych ludzi nawet w sytuacji zakończenia wojny był nieprzewidywalny. Barki bombardowano, więźniów dobijano, a ich ciała wrzucano do Bałtyku. – mówi Danuta Drywa.

Ostatni więźniowie zostali wyzwoleni 9 maja przez armię sowiecką. Tę datę uznaje się za zakończenie działalności obozu.