Montowali i płakali – Oskar 2024. Recenzja „20 dni w Mariupolu”
5 min readFilm 20 dni w Mariupolu w reżyserii Mścisława Czernowa został uhonorowany nagrodą Oskara za najlepszy film dokumentalny. Międzynarodowe komisje filmowe stawiają sprawę jasno: zapoznanie się z dokumentem o brutalnym oblężeniu jest obowiązkiem każdego obywatela Europy.
20 dni w Mariupolu dokonał przełomu w historii ukraińskiego kina. Po raz pierwszy film dokumentalny z Ukrainy otrzymał nagrodę Oskara oraz kilka innych wyróżnień filmowych. Jest to materiał nagrany na początku oblężenia Mariupola przez rosyjskich żołnierzy. Grupa trojga dziennikarzy telewizyjnych przyjeżdża na tereny przygraniczne dobę przed rozpoczęciem pełnoskalowej inwazji. Dowiadujemy się wówczas, że w mieście są reporterzy z całego świata. Ale już po wkroczeniu rosyjskich wojsk autorzy filmu odkryją, iż pozostali jedynymi reprezentantami międzynarodowych mediów. Czują zatem obowiązek moralny, żeby nie opuszczać Mariupola, filmując i fotografując rzeczywistość. Podjęta decyzja okazała się jednak prawdziwym wyzwaniem.
Głównym bohaterem filmu jest miasto
Właśnie dzięki nagraniom budynków i ulic, rozumiemy skalę inwazji. Z upływem kolejnych dni oblężenia te same osiedla, ulice czy parki posiadają coraz więcej uszkodzeń. W pewnym momencie widz nie jest w stanie rozpoznać pokazywanej wcześniej miejscowości – wszystko pochłania mrok gruzów i pyłu. Na ulicach stoją porzucone samochody, rzeczy, zabawki. Z obszaru miejskiego znikają też ludzie. Przemieszczanie się miastem staje się nie tylko niebezpiecznym, ale również trudnym do wykonania zadaniem – brakuje paliwa, jezdnia jest podziurawiona, nad głową latają rakiety.
Po kilku dniach grupa reporterska, szukając bezpiecznego schronu, przenosi się do izby porodowej w szpitalu miejskim, gdzie lekarze i położni pracują bezustannie niezliczony dzień z rzędu. Rannych ciągle przybywa. W oblężonym Mariupolu zaczyna brakować leków, jedzenia i wody pitnej. Rosjanie uszkodzili wieżę telekomunikacji, co oznaczało absolutny brak zasięgu. Nikt na świecie nie wiedział, co się naprawdę działo w trakcie oblężenia. Linia frontu zbliżała się wówczas do murów szpitala. Od teraz przekazanie informacji stronie ukraińskiej stanie się dla reporterów priorytetem.
Przeszywające spojrzenie
Powiedzenie „oczy są zwierciadłem duszy” idealnie określa zaistniałą sytuację. Duszą miasta bez wątpienia są jego mieszkańcy: często przechodni, przypadkowi ludzie. Spotkamy ich w piwnicach budynków, na klatkach schodowych, posterunku policji czy szpitalu. Mają natomiast jeden wspólny mianownik – spojrzenie! Właśnie stracili biznesy, majątki, rodziny. Niektórzy w kółko powtarzają to samo, inni nie są w stanie wydusić z siebie ani słowa.
Część bohaterów filmu nigdy więcej się nie odezwie. Angelina miała 3 lata i 7 miesięcy. Zmarła w szpitalu po ataku bombowym. Illya (15 lat) bawił się na boisku, gdy rakieta trafiła w jego osiedle. Kyrylo (18 miesięcy) zmarł mimo reanimacji po fali wybuchów. Nie pozostaje to bez wpływu na ich rodziny i lekarzy, którzy robili wszystko, żeby ich uratować. Właśnie poprzez spojrzenia żywych możemy poczuć zimny oddech śmierci na własnych plecach.
Niczym gra komputerowa
Dziennikarze musieli oszczędzać baterie w kamerach, dlatego niektóre dnie oblężenia są pominięte. Zasięg można było złapać w jedynym miejscu – na otwartej przestrzeni, nad którą latały wrogie śmigłowce. Tylko 40 minut 30-godzinnego nagrania udało się przekazać redakcji. Właśnie dzięki wysłanym materiałom rozpoczęto międzynarodowe dialogi i zorganizowano korytarze humanitarne. Trudno sobie wyobrazić, co by mogło się wydarzyć, gdyby nigdy nie trafiły do sieci.
Film jest uwiecznieniem nadzwyczajnej odwagi i poświęcenia zawodowego reżysera Mścisława Czernowa, operatora Yevhena Malolietki oraz producentki Vasylisy Stepanenko. Autorzy ryzykowali życiem całe 20 dni oblężenia, a udane wywiezienie nagrań z miasta wydawało się prawdziwym cudem. Wyjazd z okupowanych terytoriów obejmuje minięcie rosyjskich punktów kontrolnych. Jak zapewnia Vasylisa Stepanenko, grupa opuściła Mariupol na 21. dzień: „niemal w ostatnim momencie, kiedy to jeszcze było możliwe”.
Rosjanie niechętnie wypuszczali cywili na ukraińską stronę. Należało mówić wyłącznie po rosyjsku, nie mieć żadnych patriotycznych tatuaży na ciele, podejrzanych wiadomości ani zdjęć w telefonie oraz spełniać masę innych wymagań. Kilka dni po opuszczeniu miasta przez reporterów, najeźdźcy zaczęli tak zwane „czystki”, czyli chłodny mord wszystkich cywili, którzy nie spełniali którychkolwiek wymagań na punktach kontrolnych.
Montowali i płakali
Przyznanie Ukrainie Oskara 2024 za najlepszy film dokumentalny nie jest wyłącznie gestem europejskiej solidarności. Film nazywają prawdziwym fenomenem dokumentalnego kina XXI wieku. Jak wyznał Mścisław Czernow w wywiadzie dla ukraińskich mediów Radio Svoboda: „Montowaliśmy i płakaliśmy”. Pół roku zajęło kadrowanie i montaż, następne pół roku postprodukcja dźwiękowo-graficzna. Ujęcia i ścieżka muzyczna są dobrane w taki sposób, by odbiorca mógł poczuć się współuczestnikiem oblężenia.
Narracja jest prowadzona w postaci dziennika przetrwania od początku aż po ostatni dzień w Mariupolu. Zawiera realne przemyślenia i wspomnienia dziennikarza, które udało mu się ułożyć chronologicznie dopiero po opuszczeniu miasta. Zobaczymy takie kadry, jak wycelowanie strzelby czołgu prosto w szpital, w którym przebywali reporterzy, oraz ewakuację rodzącej kobiety z porodówki, w którą właśnie trafiła wroga rakieta. Chociaż w rzeczywistości żadne ujęcie nie odzwierciedli prawdziwych emocji, towarzyszących wojnie. Na własnej skórze odczuwamy jedynie żałobę z niesprawiedliwego losu bohaterów.
20 dni w Mariupolu jest pełnometrażowym filmem o silnym, jednoznacznym przekazie. Prawdziwym dziennikarskim fenomenem, a zarazem dokumentem historycznym, edukacyjnym, oświatowym czy politycznym. Rosyjskie media tworzą jednak teorie spiskowe oraz publikują nieprawdziwe informacje na jego temat. W ten sposób próbują zapewnić rosyjskie społeczeństwo, że oblężenie jest wyreżyserowane, a ofiary są aktorami. Zatem poza funkcją symboliczną, 20 dni w Mariupolu występuje w roli głównego narzędzia anty-propagandowego, ujawniającego putinowskie zbrodnie wojenne. Mścisław Czernow w swoim przemówieniu podczas nominacji na Oskar 2024 zaznaczył, że jest podobno pierwszym reżyserem na gali, który chciałby nigdy nie nagrać tego filmu.