18/12/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Babcia była najważniejsza

6 min read

Fot. Olena Yakobchuk, Canva

Fot. Olena Yakobchuk, Canva

Jakie jest moje pierwsze wspomnienie z babcią? Stoję w drzwiach naszego pokoiku i wołam ją, ponieważ pies nie chciał mnie wypuścić. Nie mogłem wyjść, żeby się nie przeziębić, więc on leżał przy drzwiach i swoim ciałem je trzymał. Stałem przy tych drzwiach i krzyczałem: „Babciu, babciu, bo Aza mnie nie puszcza!”. Dopiero jak babcia po mnie przyszła, to się odsuwał.

Właściwie całe dzieciństwo spędziłem z babcią. Zawsze mnie czegoś uczyła. Nie miała czasu się mną zajmować, miała cały dom na głowie, musiała wszystko zrobić — posprzątać, uprać, ugotować. Siedziałem sobie w kuchni i coś robiłem, a babcia w tym czasie gotowała albo tylko co jakiś do mnie zaglądała, jak bawiłem się w pokoju. Jak się uczyłem czytać, to miałem takie literki plastikowe. Biegałem z każdą do kuchni i pytałem babci co to za literka. Tak się nauczyłem czytać w wieku 4 lat, dzięki babci. Jak już byłem trochę starszy, uczyła mnie szyć. Babcia bardzo dobrze szyła na maszynie i potrafiła wyszywać. Nawlekała mi igłę, dawała guzik, czy po prostu kazała mi zszywać dwie rzeczy razem ze sobą.

Babcia zawsze mi powtarzała: „Synek, ty musisz wszystko umieć”. Chciała, żebym nie był zależny, nie musiał nikogo o nic prosić. Była właśnie taką osobą, która nie musiała o nic nikogo prosić. Potrafiła zrobić wszystko sama.

Opowieści sprzed wojny

Dużo opowiadała mi o swoim dzieciństwie i o wojnie. Pierwsza babci opowieść, którą pamiętam, była jeszcze sprzed wojny. W Osięcinach mieszkało bardzo dużo Żydów. Ich dzieci chodziły razem z polskimi do szkoły. Któregoś dnia jedna Żydówka jadła w szkole chałkę. Żydzi nie piekli chleba, tylko chałki. Wyjadała ze środka chałkę z masłem, a skórki najbiedniejszym dzieciakom tak podsuwała i mówiła: „Naści skórkę od chleba”. Babcia się wkurzyła, złapała tę Żydówkę i zaniosła ją do takiego murowanego wychodka, jeszcze go pamiętam i wrzuciła do środka. Potem rodzice tej Żydówki przyszli do rodziców babci, chcieli zrobić awanturę, ale pradziadek złapał jakiegoś drąga i ich pogonił. A pradziadek był szabas gojem w bożnicy. To była taka żydowska kapliczka, bo u nas nie było synagogi. On tam chodził w szabas, zapalał świece, sprzątał. Poza tym był dozorcą na żydowskim cmentarzu. Po jego likwidacji, na terenie tego cmentarza zbudowano nasz dom.

Krok od wywiezienia

Babcia miała 10 lat, gdy wybuchła wojna. W lesie naprzeciwko naszego domu był abteilung, czyli obóz dla junaków. Były tam też baraki mieszkalne, łaźnia, kuchnia i obudowana strzelnica. W moich czasach została tylko strzelnica i te właśnie baraki mieszkalne. Tam babcia została zabrana do służby u żony niemieckiego oficera, który dowodził tym abteilungiem. Babcia miała tam sprzątać, gotować, zajmować się dziećmi. Musiała szybko dorosnąć. Te dzieci i żona oficera bardzo ją lubiły. Szybko nauczyła się mówić po niemiecku i była bardzo zaradna.

Barak oficera znajdował się bardzo blisko jej domu rodzinnego, ale nie wolno jej było tam chodzić, a już nie daj Boże wieczorem, po godzinie policyjnej. Ale babcia, jak to babcia, las znała, więc przez las sobie chodziła. Któregoś razu jak szła, to uderzyła się w oko o gałąź. Rano przyszła do kuchni i żona oficera od razu zapytała: „co się stało Johana?”, bo tak na nią mówili. A babcia mówi, że jak wyszła w nocy do ustępu, to któryś junak ją próbował zgwałcić. Jak wrócił ten oficer ze służby, to żona zrobiła mu straszny raban, że jego podopieczni to są bandyci, więc on kazał im wszystkim wyjść na apel. Ustawił ich w rządku, wziął Johanę pod rękę i mówi: „Pokaż który”. Jednak Johanna nie wiedziała który, bo to żaden nie był i powiedziała, że było ciemno, ona nie wie, nie pozna. Zrobił im takie ćwiczenia, tak im dał w kość, że jak Johana wychodziła na dwór, to ją omijali z daleka.

Jak już Rosjanie przyszli i Niemcy uciekali, to chcieli babcię zabrać. Kazali się jej pakować i powiedzieli, że pojedzie z nimi do Niemiec. Babcia się przestraszyła i choć miała wtedy 16 lat, więc była już prawie dorosła, płakała, że chce się pożegnać z mamą. Pozwolili jej, ale kazali zaraz wrócić. A ona, zamiast iść do domu, uciekła na cmentarz i schowała się między grobami. Czekali bardzo długo. Samochód oficera jako ostatni odjechał. Babcia była o krok od wywiezienia do Niemiec.

Dom z jednym stołem

Po wojnie przez jakiś czas musiała mieszkać sama. Mama babci, prababcia Ania, została aresztowana. Podobno kilka razy była taka sytuacja, że mama babci wracała do domu i zastawała tylko jeden stół i kartkę napisaną przez pradziadka: „Andzia, sprzedałem meble i pojechałem do pracy do Łodzi”. Miał jechać, dorobić się i wrócić, ale przeważnie wracał z tej Łodzi goły i wesoły, bez pieniędzy. Prababcia, żeby się utrzymać, handlowała mydłem i innymi rzeczami, i została aresztowana na kilka miesięcy.

Małżeństwo pełne oddania

Potem babcia poznała dziadka Stasia i za niego wyszła. Przez całe życie urodziła dziesięcioro dzieci. Pierwsze zmarło, potem przy porodzie zmarła jeszcze jedna dziewczynka. I Tomek zmarł na białaczkę w wieku 6 lat, rok przed moim urodzeniem. Mam po nim drugie imię.

Relacja babci z dziadkiem była jak dla mnie nie do przyjęcia. Dziadek w domu nie robił nic, babcia robiła za niego wszystko. Miał zawsze wyczyszczone buty, przygotowane ubranie, podane jedzenie. Jak dzwonił budzik, to dziadek mówił: „Jasiu, budzik dzwoni” i babcia musiała wstać. Przygotowywała mu ubrania, śniadanie w domu i do pracy. Ciągle mówił tylko „Jasiu, zrób to”, „Jasiu, podaj mi tamto” i ta Jasia tak wkoło tego Stasia chodziła. Myślę, że kiedy umarła to przeżył bardzo duży szok. Chociaż moja mama bardzo się starała, to i tak nie była w stanie zastąpić babci. Tak jak babcia o niego dbała, to naprawdę trzeba szukać. Nie wiem, czy ona to zrobiła z jakiejkolwiek potrzeby, czy po prostu uważała, że tak musi być?

Babcia była dla mnie najważniejszą osobą. Pamiętam, jak przychodziła z pola — pracowała bardzo często u gospodarzy, żeby dostać kaczkę, jajka, ziemniaki — przynosiłem wtedy miskę z wodą i myłem babci nogi. Jak umarła to nie mogłem wejść do jej pokoju. Miałem wtedy 14 lat. Zachorowała na raka i przez kilka miesięcy leżała w łóżku. Chyba raz tylko u niej byłem. Po prostu nie mogłem tam wejść. Tak jakby ona nie chciała, żebym ją widział w takim stanie. Jakby sama mnie od tego odpychała, żebym zapamiętał ją taką, jaka zawsze była — aktywna, zaradna i samodzielna.

Tekst autorstwa Aleksandry Tyczkowskiej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

20 − czternaście =