Szkolna dyktatura
3 min readW ciągu całego życia spotkałam wielu różnych nauczycieli, nauczycielek i wykładowców. Często osoby edukujące, które powinny świecić przykładem oraz zachęcać młodych ludzi do zdobywania wiedzy, prezentują się ze swojej najgorszej strony. Srogi belfer, przez złą postawę wobec uczniów, jest w stanie zmienić najambitniejsze, najbardziej pracowite osoby w zbuntowane lenie. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto chociaż raz pod nosem nie szeptał mrocznych słów w stronę nauczyciela, czy wykładowcy, który go zdenerwował.
Ciekawym paradoksem jest fakt, że to właśnie ci najgorsi zapisują się najtrwalej w naszej pamięci i męczą nas po nocach, nawet wiele lat później! To może od samego początku. Dawno, dawno temu, w odległej szkole podstawowej, zaczęła się moja edukacja. Od najmłodszych lat nauczyciel-dyktator, zamiast wspierać i jednoczyć oraz fascynować nauką młode umysły, dzielił klasę na tych najlepszych, złotych uczniów i drugich – słabszych. Pierwsze dzieci mogły chodzić na dodatkowe zajęcia, uczestniczyć w konkursach, a te drugie były dyskryminowane. Ustrój ten bardzo przypominał dyktaturę, a trauma na resztę lat szkoły podstawowej była gwarantowana! Uczniowie z najlepszymi ocenami w klasie mogli chodzić na wszystkie konkursy i zdobywać nagrody, zaś ci słabsi nie mieli takiego prawa, przecież mogliby zaszkodzić reputacji klasy, a co gorsze… samej wychowawczyni. Nadal jednak zastanawiam się, skąd brała się faworyzacja w klasach 1-3, gdy nauka alfabetu stanowiła życiową przeszkodę.
Już nigdy nie chciałabym spotkać nauczyciela lub wykładowcy, który straszy podopiecznych od pierwszych minut zajęć. Przyszłam się czegoś nauczyć, ale nie sądziłam, że będzie to strach. Niektórzy srodzy nauczyciele mieli w sobie to coś, co bardziej pozwalało się skupić na zajęciach, jednak wyzywanie uczniów nie jest dobrym sposobem na zachęcenie do nauki Chyba wolałam tych krzyczących od takich, którym zdarzało się przysnąć podczas lekcji lub tych, którzy nie mieli zielonego pojęcia o przedmiocie, którego mieli uczyć. Wracają te wspomnienia, gdy nauczyciel zasypiał na własnych zajęciach, a klasa zastanawiała się, kiedy przewróci się na własnym krześle. Po paru miesiącach wychodziło na wierzch, że klasa jest bardzo do tyłu z materiałem. I czyja to była wina? Oczywiście, że klasy, gdyż za wolno pracuje. Przecież kiedy w dzienniku od góry do dołu, na koniec semestru, pojawiły się zagrożenia to była to tylko i wyłącznie wina niestarających się uczniów, którzy nie chcą współpracować z nauczycielem.
Na studiach nie zawsze jest lepiej. Przychodząc na niektóre ćwiczenia – oczekuję ćwiczeń, a zamiast tego przysypiam na półtoragodzinnych monologach, które się nie kończą. Inni żyją we własnym świecie i oczekują, że po wykładach wszystko już będziemy potrafili, a tak niestety nie jest, kiedy na zajęciach omawiany jest kompletnie inny materiał. Niektórzy wykładowcy potrafią nie pojawić się na bardzo istotnych przedmiotach i nikt nie ma pojęcia, gdzie ów prowadzący się znajduje. Niekiedy osoba prowadząca zajęcia jest w stanie skrytykować całokształt pracy, styl jakim się pisze, czy samego człowieka, gdyż nie odpowiada jej kryteriom. Czasami pozostaje więc, marzyć o lepszym jutrze oraz ćwiczeniach z tymi zabawnymi, a przede wszystkim ciekawie prowadzącymi zajęcia wykładowcami. Tacy też się zdarzają, więc nie ma co tracić nadziei. Zawsze znajdą się trudniejsze i łatwiejsze przedmioty, te nudniejsze i ciekawsze, ale wszystko zależy od sposobu ich prowadzenia.
Nie da się uniknąć spotkania z czarną owcą, edukującą w danej placówce szkolnej, jednak taka szkoła życia też jest każdemu potrzebna, a niektórzy nauczyciele potrafią przejść miłe zmiany na lepsze. Dlatego trzeba oczekiwać tej przemiany z brzydkiego kaczątka na pięknego łabędzia.