Barcelona pogrążyła Real! El Clasico dla Dumy Katalonii

Radość piłkarzy Barcelony – fot. instagram.com/@fcbarcelona

Mecz na Santiago Bernabeu okazał się koszmarem dla gospodarzy. FC Barcelona zdemolowała odwiecznego rywala. Niemalże doszło do La Manity, zabrakło jednego gola – mecz zakończył się zwycięstwem przyjezdnych 4:0. Katalończycy kontrolowali przebieg spotkania i dali wyraźny sygnał, że mimo kryzysu klub wstaje z kolan.

Niedzielny wieczór i perspektywa meczu Realu z Barceloną przyciągała wzrok fanów z całego świata. Kibice po pojedynku z pewnością mają mieszane uczucia. Wielbiciele drużyny gości odczuwają euforię, zaś wspierający gospodarzy niesmak i rozgoryczenie. Duma Katalonii zadziwiła piłkarski świat, bo chyba mało kto spodziewał się deklasacji przeciwnika. Mecz ułożył się pod dyktando podopiecznych Xaviego. Real nie miał argumentów, by przeciwstawić się przyjezdnym.

O godzinie 21 wybrzmiał gwizdek sędziego, piłkarze rozpoczęli grę. W 7. minucie przed szansą stanął Federico Valverde. Pomocnik uderzył z pierwszej piłki znajdując się na 16 metrze, po wycofaniu futbolówki przez Viniciusa Juniora. Strzał po ziemi był dość mocny, lecz dobra parada Ter Stegena zażegnała niebezpieczeństwo. Odpowiedzieli przyjezdni – na lewym skrzydle wypuszczony został Ferran Torres, nisko dośrodkował piłkę do Aubameyanga, ten jednak trafił prosto w bramkarza Realu. Od początku spotkania widoczna była dominacja Barcelony – nasilała się z każdą kolejną minutą. Niefrasobliwość piłkarzy Realu i wysokie posiadanie piłki ostatecznie przełożyło się na bramkę. W 29. minucie meczu po strzale głową trafił Aubameyang, przy golu asystował mu Dembele – prostym zwodem i szybkością zwiódł obrońcę Realu. Zaledwie 9 minut później z rzutu rożnego trafił Araujo. Prawy obrońca Blaugrany posłał głową piłkę w dolny róg bramki, nie dając golkiperowi szans na obronę. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 2:0.

W drugiej części spotkania goście kontynuowali natarcie. Już w 46. minucie w sytuacji sam na sam z Courtois znalazł się Ferran Torres i wydawało się, że musi strzelić gola. Pomylił się o centymetry, odprowadził wzrokiem przelatującą obok słupka piłkę. Minutę później Barca przeprowadziła kolejny atak – De Jong zagrał do Aubameyanga, ten spektakularnie do wbiegającego z lewej Torresa, który zrehabilitował się i podwyższa prowadzenie na 3:0. Katalończykom nawet przez myśl nie przeszło, by zwolnić tempo gry. Po 6 minutach świetne podanie z linii obrony otrzymał Torres, zagrał do wybiegającego ze środka pola Aubameyanga, który podcinką strzelił gola na 4:0. Z początku bramka nie została uznana ze względu na spalonego. Po weryfikacji systemu VAR sędzia nie miał wątpliwości – Gabończyk trafił zgodnie z przepisami. Zarówno on, jak i asystujący Hiszpan, nie znaleźli się za linią defensywną Realu Madryt w momencie podania. Po czwartym trafieniu Barcelona odpuściła. Królewscy w drugiej połowie dążyli do zdobycia gola, chociażby honorowego, czy przywracającego jakiekolwiek nadzieje. Bezradnie przenosili ciężar gry do ataku, z ich akcji niewiele wynikało. Ostatecznie mecz zakończył się niemalże La Manitą – pięciobramkowym zwycięstwem nad przeciwnikiem, symbolizującym liczbę palców u dłoni.

Wpływ na przebieg spotkania miała przede wszystkim świetna postawa graczy Barcelony, gdzie ciężko wskazać jakiekolwiek słabe ogniwo w meczu. Cóż, zwycięzców się nie sądzi, szczególnie gdy jest to tak miażdżąca wygrana. Wyróżnić za to można Aubameyanga, strzelił dwa gole, a mógł pokusić się nawet o hat-tricka. Na duży plus Araujo, zdobyty gol i świetna postawa w obronie, gdzie zupełnie wyłączył z gry Viniciusa Juniora. Bardzo dobrze na boisku wyglądał Sergio Busquets – weteran środka pola zagrał pewnie, z łatwością rozgrywał piłkę i dobrze asekurował w obronie. Znakomicie funkcjonowali skrzydłowi – Torres i Dembele, którzy przysporzyli wiele problemów rywalom. Przede wszystkim Barcelona zagrała dobrze jako drużyna. Piłkarze grali bez presji, skrupulatnie wdrażali do gry warianty taktyczne, byli znakomicie przygotowani. Tego samego nie można stwierdzić o graczach Realu – zagubieni w każdym sektorze boiska, jak dzieci we mgle. Nieporadne usiłowanie zdobycia gola, nieudane próby rajdów Viniciusa i Rodrygo, słaba postawa linii pomocy, gdzie poziom kreatywności osiągnął kompletne minimum. Do tego brak klasowego napastnika, bowiem w meczu, ze względu na kontuzję, nie zagrał Karim Benzema. Zważając na zaistniałe w spotkaniu okoliczności, wynik po końcowym gwizdku sędziego jest najmniejszym wymiarem kary, jaki mógł spotkać Królewskich.

Dla Barcelony zwycięstwo jest niezwykle istotne. Xavi z pewnością zyskał w oczach zarówno piłkarzy, jak i kibiców. Udowodnił, że na ten moment jest właściwą osobą we właściwym miejscu. Wygrana z pewnością jest niezwykle opłacalna pod względem marketingowym. Wiele osób przyciągnie przed monitory, a także na stadion. Duma Katalonii zyskała zaufanie, jakiego już dawno nie miała. Kluczowe dla klubu jest, by dobrze wykorzystać zaistniały moment i jak najdłużej pozostać na fali. Po ciężkich chwilach wydaje się, że Barca wraca na odpowiednie tory. Mecz z Realem tylko to potwierdza. Przekonamy się, czy deklasacja w Madrycie przełoży się na osiągane przez klub wyniki w przyszłości.

Real Madryt – FC Barcelona 0:4 (0:2)

0:1 – Pierre-Emerick Aubameyang 29’

0:2 – Ronald Araujo 38’

0:3 – Ferran Torres 47’

0:4 – Pierre-Emerick Aubameyang 51’

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

1 × cztery =