W świecie sennych odbić i obrazów
3 min readTeatr Wybrzeże może pochwalić się udaną premierą. „Życie jest snem” w reżyserii Kuby Kowalskiego zachwyca stroną wizualną, wyśmienitą grą aktorów i muzyką na żywo. Artyści podołali niełatwemu wyzwaniu unowocześnienia znakomitego dramatu Pedro Calderlóna de la Barca.
Spektakl nie jest wierną adaptacją dramatu Claderóna. Czerpie jedynie z jego fragmentów, które dowodzą o ponadczasowym przesłaniu barokowego dzieła. To pełna wątków opowieść o tym, jak iluzoryczne potrafi być życie. Jest w niej król Polski, Basilio (Krzysztof Gordon), który sprzedaje społeczeństwu sny niczym narkotyki. Jest jego uwięziony syn, Segismundo, zagubiony i jednocześnie okrutny, stworzony „na miarę naszych czasów”. Jest też tajemnicza Rosaura, rozdarta emocjonalnie i żądna zemsty. Pojawia się mnóstwo intryg i miłosnych, skomplikowanych wątków. Nie zabrakło również swoistej gry o tron, rozgrywającej się pomiędzy księżniczką Estrellą (Anna Kociarz) a księciem Astolfo (Marek Tynda).
Na uwagę zasługuje pozornie minimalistyczna scenografia Katarzyny Stochalskiej – zbudowana na rusztowaniach wieża z białych ekranów i tron w kształcie maski teatralnej. Wieża stała się pałacem i jednocześnie więzieniem głównego bohatera, Segismunda. Ukazujące się na ekranach wizualizacje Michała Jankowskiego, wzmagały wrażenie obcowania z nowoczesnym laboratorium.
Całość dopełniły piękne stroje, z jednej strony charakteryzujące postacie, z drugiej przywodzące na myśl skojarzenia z kosmiczną korporacją. Za oprawę muzyczną odpowiedzialne były Edyta Czerniewicz (wiolonczela) i Julia Ziętek (skrzypce).
„Życie jest snem” to spektakl właściwie trzech aktorów: Michała Jarosa (Segismundo), Justyny Bartoszewicz (Rosaura) i Piotra Biedronia (Clarin). Jaros sprostał trudnej roli, wymagającej doskonałej, niczym u Grotowskiego, świadomości ciała i fizycznej sprawności. Zachwyca wypracowanymi, płynnymi ruchami, dzięki którym przejścia międzyposzczególnymi pozycjami są prawie niezauważalne. Jego kreacja księcia rozdartego poszukiwaniem własnej tożsamości i rodzącą się miłością do Rosaury, z pewnością zasługuje na uznanie. Rosaura, podobnie do Segismundo, jest zagubiona i nieszczęśliwa. Wcielająca się w jej rolę Justyna Bartoszewicz, niezwykle emocjonalnie i odważnie pokazała rozterki między chęcią zemsty na pierwszej miłości – Astolfo, a uczuciem do Segismundo. Trudne tematy spektaklu przeplata przezabawna kreacja Biedronia, androgeniczna postać o gwiazdorskich ambicjach. Bezbłędnie potrafi „rozbroić atmosferę”- czy to zachowaniem, czy komentarzem.
Spektakl skłania do refleksji nad istotą człowieczeństwa. Czy ludzie rzeczywiście nie różnią się od zwierząt? Kim jesteśmy, kiedy śnimy? Gdzie leży granica między snem i jawą? Czy rzeczywistym potworem jest ten, kto się buntuje, czy ten, kto manipuluje społeczeństwem, sprzedając mu sny? Aktorzy doskonale ukazali obłudę otoczenia polityków oraz władców ślepych na potrzeby społeczeństwa. Miłosny wątek ociepla spektakl, ale jego istotą jest również poszukiwanie prawdy i samego siebie w rzeczywistości graniczącej z sennym marzeniem. Wszak życie jest snem, z którego trzeba się kiedyś w końcu obudzić.
fot. Dominik Werner