Ceny paliw z kosmosu. Jak sobie z tym radzić?
4 min readNiemal każdy, kto porusza się samochodem, zauważył ogromny skok cen benzyny, ropy i gazu. Co sądzą o tym kierowcy i czy jest to realny problem? Jak radzić sobie z nieprzyjemnym widokiem 400 zł na dystrybutorze? Tutaj znajdziesz odpowiedzi.
Statystyki pokazują, że obecnie w Polsce mamy ponad 21 mln kierowców. Rzecz jasna, nie każdy z nich samochodem musi się poruszać na co dzień. Niemniej jednak; wśród państw europejskich liczba ta i tak jest ogromna, a nawet jedną z największych. Cena benzyny w ostatnich tygodniach oscyluje w granicy 6 złotych za litr. Bez wątpienia są to rekordowe wyniki, lecz co na ten temat sądzą użytkownicy polskich dróg? Odpowiedzi jak można się spodziewać były bardzo zbliżone do siebie nawzajem. Większość ankietowanych nie ma możliwości porzucenia samochodu na rzecz innego środka transportu i tankować zwyczajnie musi. Oczy łzawią, zęby zgrzytają, a pięść się zaciska, lecz do baku trzeba lać. Trafili się też tacy, dla których cena nie gra roli, ale nawet oni odczuwają większe kwoty znikające z kieszeni. Jest to zatem realny problem, który dotyczy każdej zmotoryzowanej osoby posiadającej prywatny pojazd. No właśnie…
Co robić, by nie zbankrutować?
Rozwiązań jest kilka. Poczynając od najprostszych, takich jak zamiana czterech kółek na dwa. Z jedną różnicą – napędzane siłą ludzką. Tutaj rezygnacja z mechanicznych koni, z pewnością, wyjdzie nam na lepsze i zdrowotnie, i oszczędnościowo. Jak nie rower, to może elektryczna hulajnoga? Obecnie wiele osób korzysta z tego rozwiązania, unikając przy tym korków oraz nie męcząc się tak jak na rowerze (nie każdy, rzecz jasna, musi lubić taki wysiłek, jadąc o 7 rano do pracy). Wreszcie komunikacja miejska, która jest prężnie rozwijana i zmieniana na lepsze. Powstaje coraz więcej linii tramwajowych, a dowodem tego jest świeżo oddana do użytku pętla na gdańskim Jasieniu oraz aktualnie budowane połączenie pomiędzy Jasieniem; a ulicą Havla. Takie rozwiązanie również pozwoli nam sporo zaoszczędzić, a zarazem będziemy mogli nadać sobie miano ekologicznych; również w przypadku dwóch powyższych propozycji. Nie bez powodu ceny parkingów miejskich są takie wysokie – miasto za wszelką cenę stara się zniechęcić kierowców do poruszania się autem po centrum, między innymi na rzecz ekologii (pomijając oczywiście kwestie zarobkowe).
A co, gdy z samochodem jesteście jak papużki nierozłączki?
Jeśli jednak z naszego ukochanego auta zrezygnować nie możemy, to jak mawia Adam Kornacki – „uszlachetnijmy” je. Znaczy to tyle co: zainwestujmy w instalację LPG (jedynie jeśli nasz samochód napędzany jest benzyną). Wiele osób obawia się gazu, co jest bezsensowne, jak zabieranie ze sobą stroju świętego mikołaja na wakacje w środku lipca. Technologia ta jest w Polsce od ponad 20 lat i na przestrzeni tego długiego czasu rozwinęła się niczym storczyki późną jesienią. LPG jest w pełni bezpieczne, nie niszczy silnika, ani nie wpływa negatywnie na osiągi, a co najważniejsze pozwala nam poruszać się autem za niemal o połowę niższą kwotę. Przykładowo, licząc, że nasz samochód pali 10 l/100 km, a za benzynę zapłacimy 6 zł, to przejechanie 1000 km będzie nas kosztować aż 600 zł. Z kolei pokonanie tej samej odległości na gazie, w przeliczeniu na obecne ceny, wyniesie nas jedynie 320 zł. Patrząc na tą ogromną różnicę, koszt samej instalacji zwróci nam się niezwykle szybko. Zakładając, że za założenie gazu zapłaciliśmy 3 tys. zł, to nastąpi to już po przejechaniu około 11 tys. km, czyli spokojnie w kilka miesięcy lub niecały rok.
Elektryzująca przyszłość wyciąga pomocną dłoń
Ostatnią propozycją będą auta elektryczne. Zawiało przyszłością, prawda? Rzecz w tym, że nie do końca. Jeśli się rozejrzymy, to w większych miastach napotykamy coraz więcej samochodów z zielonymi tablicami rejestracyjnymi. Kierowcy, którzy mogą pozwolić sobie na zakup takiego pojazdu, chętnie korzystają z tego przywileju. Prowadząc „zielone autko”, mamy takie udogodnienia jak darmowy parking w mieście lub możliwość poruszania się buspasami. Nie to jest jednak najważniejsze. Każdego nurtuje pytanie: „a gdzie to ładować”? Sytuacja staje się prosta, gdy mieszkamy w domu lub bloku z garażem podziemnym. Mamy również możliwość zamontowania paneli słonecznych, dzięki którym sami wyprodukujemy sobie prąd i naładujemy nasz pojazd elektryczny „za darmo”. Możemy też zainwestować w ładowarkę samochodową (na podjeździe lub w garażu). Gdy mieszkamy w bloku, musimy uzgodnić to jedynie z deweloperem, aby uzyskać pozwolenie. Gdy już to uczynimy, jesteśmy zdolni do ładowania naszego eco-rydwanu za każdym razem, kiedy tylko tego zapragniemy. Nie mając ani domu, ani bloku z garażem, jesteśmy zdani na ładowarki znajdujące się w miastach. Ich liczba stopniowo wzrasta. Do sierpnia tego roku użytkownicy samochodów elektrycznych mieli do dyspozycji 1621 ogólnodostępnych stacji ładowania, a w roku 2025 ma ich już być 43 tys. Mówimy tutaj jedynie o ładowarkach państwowych, tych prywatnych lub półprywatnych za niecałe 3 lata może być aż 115 tys. Jak widzimy planowany przyrost jest imponujący i z pewnością godny uwagi. Auta elektryczne to wciąż dla wielu nowość, a styczność z techniką przyszłości może być z początku barierą.
Jak wiemy, do wszystkiego człowiek się przyzwyczaja, szczególnie do wygody. Wybrany sposób na oszczędność i uniknięcie wysokich cen paliw zależy od każdego z osobna. Warto jednak zainwestować w siebie i swoją przyszłość, szczególnie jeśli w grę wchodzą niemałe kwoty.