Renesans sportów literackich — slam poetycki na dachu Pawlaczu

fot. unsplash.com

Podwórko mniej znanej części śródmieścia, 3 czerwca wieczorem zapełniało się powoli osobami w każdym wieku, kolorowe dekoracje i widoczna wrzawa przyciągały uwagę sąsiadów. Należało wyjaśnić, że nie było to zgromadzenie czysto przypadkowe, bowiem poeci oraz studenci ASP połączyli siły, aby razem promować sztukę w każdej postaci.

Pierwsze zetknięcie się z frazą  „Slam poetycki” przywodzi na myśl krąg wzajemnej adoracji wierszokletów (i to takich, standardowo, bujaczy w obłokach), tyle jak na spojrzenie z boku. Natomiast, czym właściwie jest tego typu wydarzenie, z czym to się je i dlaczego warto poświęcić wieczór na obcowanie ze słowem w niecodziennym wydaniu?

Zacznę od osobistej relacji, wrażenia z początków (właściwie: raczkowania), pierwszych zachwytów i oswajania poetyckiej, improwizatorskiej fali. Jako świeżo upieczona absolwentka szkoły średniej, w obcym mieście, na nogach z waty stanęłam na skrzynce po piwie, w cieniu stoczniowego żurawia. Jednym tchem wypuściłam treść wypocin trzymanych dotychczas tylko w szufladzie. Rezultat? Ogrom nowych doświadczeń, setki wątków i słów wyrwanych już nie z zeszytu, a z zakamarków umysłu.

Slam poetycki w istocie nie ma (a przynajmniej stara się nie mieć) wiele wspólnego z poezją i prozą jaką znamy ze żmudnych interpretacji z lat szkolnych (proszę mi wybaczyć drogi wieszczu narodowy, Adamie M). Tu, jak w przypadku początków tej dyscypliny, rządzą zasady niemalże uliczne. To publiczność wybiera drogą głosowania faworyta, który wygłosił, zszokował, napisał, wypłakał najlepszy tekst wieczoru.

Trójmiasto obfitowało zarówno w miejsca inspirujące do pisania i wyciągania z szuflady swoich wypocin, slam poetycki mógł być zorganizowany dosłownie wszędzie i w każdej formie. Wydarzenia miały miejsca na plaży, w lesie, nad stawem, w barze, w teatrze.  Oczywiście pandemia pokrzyżowała plany również slamerom, powodując roczny zastój niesienia poezji w świat (z wyjątkami: w wakacje reżim sanitarny sprzyjał kulturze, kilka slamów się odbyło). Wreszcie, gdy widać światełko w tunelu, a covidowa odwilż jest bardziej obiecująca niż rok temu, poeci i poetki weszli na dach Galerii Pawlacz, by zawalczyć o palmę pierwszeństwa.

Organizatorzy — Julia Tymańska (ASP — malarstwo) oraz Sebastian Choromański (absolwent ASP, również malarstwa)  trzymają pieczę nad Galerią Pawlacz, miejscem niezwykłym na kulturalnej mapie Trójmiasta. Mała sala w samym sercu blokowiska jest „domem” dla artystów, kolejne wystawy sztuki przyciągały nie tylko entuzjastów, ale też sąsiadów. Skąd więc pomysł na organizację slamu? Julia oraz Sebastian postanowili włączyć kolejny obszar ekspresji do oferty Pawlacza. Wydarzenie jako synteza bitwy freestylowej i konkursu recytatorskiego było czymś nowym, pozwoliło zintegrować środowiska poetów i artystów, co było jednym z celów organizatorów. Pogoda dopisała przy czerwcowej, nieco sennej i sielankowej aurze, zarówno uczestnicy jak i publiczność mieli okazję do przeżycia niezwykłego otwarcia sezonu slamowego.

Galerię Pawlacz można znaleźć na:

Facebooku 

Instagramie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dziewiętnaście + 14 =