Przestępcza i warszawska Łódź – recenzja serialu „Król”
4 min readSerial na podstawie książki Szczepana Twardocha o tym samym tytule. Warszawa z 1937 roku ukazana w świetle gangsterskiego półświatka. Przestępcze intrygi łączą się z polskim antysemityzmem i tłem politycznym tamtych czasów. Ogromny (jak na nasze warunki) budżet i gwiazdorska obsada. Czy „Król” zostanie z nami na dłużej?
Mam wrażenie, że twórcy „Króla” chcieli mieć jednocześnie realistyczny serial i teatr telewizji. Łapiąc obu delikwentów za nogi, wypracowali ostatecznie dobry balans. Chociaż czasem tego teatru było chyba za dużo. Czy np. postać Tiutczewa była w książce tak przerysowana? Chyba jednak nie. Dobrze, że w serialu takie wątki stanowiły mniejszość. Choć mniejszość kontrolowaną. Współtworzeniem scenariusza zajmował się przecież sam Szczepan Twardoch.
Canal + zdobył prawa do ekranizacji jeszcze przed opublikowaniem powieści. Reżyser „Króla”, Jan P. Matuszczyński, sam mówił, że bardzo cenił współpracę z Twardochem przy tworzeniu serialowego szkicu. Z drugiej strony pisarz znany z takich powieści jak „Morfina”, czy „Drach” wspominał, że nie musiał bronić powieści. Co więcej, Twardoch sam wystąpił w „Królu” w roli kelnera i zredagował artykuły przedwojennych gazet pojawiających się w serialu. Wszyscy scenarzyści podkreślili twórczą atmosferę przy kreśleniu scenariusza, co przeniosło się na ekrany telewizorów.
Postaci Tabaczyńskiej (Barbara Jonak) i dorosłego wcielenia Dawida (Jacek Braciak), syna Szapiry, w książce nie uświadczymy. Ten drugi będzie jedną z głównych postaci w „Królewstwie”, kontynuacji opowieści Twardocha. Ale nie o tym. Serial różni się trochę od książki. Jej najważniejsze punkty ekranizacja powiela, lecz w niektórych momentach Łukasz Maciejewski (główny scenarzysta) i spółka sporo namieszali. Ci, którzy czytali, wiedzą, o co chodzi. Tym, którym nie przeczytali, nie będę psuł zabawy.
Główną postacią „Króla” jest Jakub Szapiro (grany przez Michała Żurawskiego). Gangster należący do ekipy Kuma Kaplicy (Arkadiusz Jakubik), byłego bojówkarza PPS-u, socjalisty, dobrego znajomego premiera Felicjana Sławoja-Składkowskiego (Adam Ferency). Rutyna złoczyńców pod postacią zbierania haraczu od sklepikarzy z Kercelaka, czy przesiadywania w burdelu u Ryfki Kij (Magdalena Boczarska), mieszała się z walką z bojówkami nacjonalistycznej Falangi, dowodzonymi przez Bronisława Żwirskiego (Adam Bobik).
I to właśnie walka między socjalistami, a ONR-em jest jednym z dwóch wątków napędzających fabułę serialu. Z racji mojżeszowego wyznania postaci pierwszoplanowych, można się spodziewać, że drugim jest przedwojenny antysemityzm. Dodatkowo „Król” emanuje, jak mówił sam Twardoch, „multietniczną” Warszawą z 1937 roku. Usłyszymy w niej język polski, jidysz, czy rosyjski. Niepowtarzalnego klimatu dodają też przede wszystkim stroje i wygląd mieszkań z tamtej epoki. No i jeszcze muzyka skomponowana przez Atanasa Valkova. Polsko-bułgarski muzyk tworzył wcześniej ścieżkę dźwiękową m.in. do wysoko ocenianego serialu „Belfer”, którego reżyserował Matuszczyński. Współpraca nie jest więc przypadkowa.
Główną zaletą „Króla” jest niewątpliwie genialne aktorstwo. Po pierwsze Łódź znakomicie odegrała Warszawę (to właśnie w mieście słynnej manufaktury robiono większość zdjęć ulic). Arkadiusz Jakubik może być spokojnie odzwierciedleniem książkowego Kuma Kaplicy. Borys Szyc świetnie czuł się w skórze mówiącego w paru językach jednocześnie doktora Radziwiłka. Zresztą serialowa relacja Jakubik-Szyc jest chyba najlepszym, co mogło aktorsko spotkać serial.
Nie można jednak pomijać odtwórcy głównej roli, Michała Żurawskiego. Przyznam się bez bicia, ten śląski aktor z wyglądu nie pasował mi na książkowego Szapirę. Pomijając wrażenia wizualne (choć w przypadku ekranizacji to może brzmieć dziwnie) Żurawski swoim warsztatem pokazał, że jest w czołówce polskich aktorów. Żeby dostać główną rolę w serialu „Król”, zapisał się zresztą na boks (ważny element fabuły). Jeśli do wymienionych nazwisk dodam Janusza Gajosa, Jacka Braciaka, Magdalenę Boczarską, czy Aleksandrę Konieczną, to chyba nie muszę mówić, że pod tym względem ekranizacja stoi na bardzo wysokim poziomie.
Fabułę podzielono na 8 odcinków. Jak to zwykle w serialach bywa, nie wszystkie z nich trzymają w napięciu od początku do końca. Najwięcej zarzutów „Król” otrzymał pod adresem wolno rozwijającej się na początku historii. Niestety muszę to potwierdzić, ale można się przez chwilę pomęczyć. Gra jest warta świeczki. Choć trzeba ostrzec pacyfistów. Serial przesiąka brutalnością. Do jego produkcji użyto litrów sztucznej krwi. Czy tak wyglądała Warszawa dwa lata przed wojną? Czy można wierzyć „Królowi” w kontekście historycznym?
Cała historia nie opiera się na faktach, więc oczywiście, że nie. Serial jest jednak dobrym odzwierciedleniem czasów, w których toczy się opowieść. I niektórych postaci też. Już Szczepan Twardoch przy pisaniu książki zrobił bardzo dobry research. Tajemnicą poliszynela jest, że postacie Kuma Kaplicy i Radziwiłka są wzorowane na warszawskich przedwojennych kryminalistach, kolejno Tacie Tasiemce i doktorze Łokietku. Sam główny bohater bierze parę cech od żydowskiego boksera Makkabi Warszawa.
„Król” jest więc przede wszystkim świetnym serialem o przestępczym półświatku. Opierając się na dwóch filarach, aktorskim i historycznym, może być wspominany nie tylko przez miesiąc od premiery. Tomasz Raczek stwierdził, że to polskie „Peaky Blinders”. Może tak bym tego nie porównywał, ale na pewno ta ekranizacja pokazała, że z polskiego dwudziestolecia międzywojennego możemy wyciągnąć wiele ciekawych rzeczy, nawet kino gangsterskie. I jak pokazał „Król” bardzo udane.