Clooney i spółka o ochronie zabytków
3 min readDruga wojna światowa przyniosła, poza stratami w ludziach, znaczne zniszczenia w dziedzictwie kulturowym. Wiele dzieł sztuki zniszczono, mnóstwo skradziono, inne uznawane są za zaginione. Niemcy organizowali Muzeum Führera, Sowieci kradli, by zrekompensować sobie straty wojenne, a naprzeciw grabieżcom stanęli bohaterowie „Obrońców skarbów”.
Frank Stokes (George Clooney) jest wybitnym znawcą sztuki. Zaniepokojony masowymi zniszczeniami zabytków w Europie, przekonuje prezydenta USA do uformowania wojskowej grupy, której celem będzie zminimalizowanie tych strat. Do swojego oddziału werbuje też innych, którym na sercu leży ochrona skarbów ludzkości: kustosza muzeum Metropolitan Jamesa Grangera (Matt Damon), znanych architektów – Richarda Campbella (Bill Murray) i Prestona Savitza (Bob Balaban) czy rzeźbiarza Waltera Garfielda (John Goodman). We Francji dołącza do nich Claire Simone (Cate Blanchett) – zmuszona przez Niemców do kolaboracji paryska kustoszka .
Dla zainteresowanych: przedstawiona w filmie historia jest luźno oparta na prawdziwych wydarzeniach. „Monuments, Fine Arts, and Archives program” to przedsięwzięcie rozpoczęte w 1943 r., w którym udział wzięło ponad 400 osób. W trakcie jego trwania udało się odzyskać około 5 milionów dzieł sztuki. Całą akcją dowodził George Leslie Stout (to na nim oparta jest postać grana przez Clooneya). Pomimo sukcesu, jaki odniósł pierwotny program, do tej pory wiele rzeźb, obrazów nie zostało odnalezionych. Dlatego w 2007 r. Robert M. Edsel, autor książki o działaniach obrońców, założył Monuments Men Foundation, fundację kontynuującą spuściznę Stouta.
Wydaje się, że tak fascynujące podłoże historyczne i plejada gwiazd w obsadzie, to gwarantowany przepis na sukces. Cóż… nie do końca. W trakcie dwugodzinnego seansu nie mamy zbyt wielu okazji, by poznać głównych bohaterów. Są nijacy, nawet nie zapamiętujemy dobrze ich imion. Na uwagę zasługuje jedynie John Goodman, który robi to, na co wskazuje jego nazwisko – jest dobry.
Fabuła bardzo kuleje. Jest to zlepek scen inspirowanych „Parszywą Dwunastką”. Wszystko, co ciekawe, zostało pokazane w zwiastunie. Zabawne gagi, które można policzyć na palcach jednej ręki, to jedyne jasne punkty, a właściwie punkciki, w tej mało interesującej historii. A to przecież nie miała być komedia.
Odpowiedzialny za muzykę Alexandre Desplat spisał się bardzo dobrze. Nic dziwnego, ma już doświadczenie w robieniu soundtracków, m.in. do „Jak zostać królem” i „Operacji Argo”. Ale można też odnieść wrażenie, że trochę nas tym oszukał. Kilka pierwszych nut głównego motywu muzycznego i od razu nasuwa się myśl, że obejrzymy coś podobnego do wcześniej już wspomnianej historii dwunastu popaprańców. Tak się nie stało.
Premiera „Obrońców skarbów” miała mieć miejsce wcześniej, żeby stanąć do walki o Oscara. Ku powszechnemu zdziwieniu – została przesunięta. Teraz już wiadomo dlaczego. Film może startować co najwyżej do Złotej Maliny i jest to bardzo przykre. Zdecydowanie nie polecam obrazu George’a Clooneya, ale zachęcam do zapoznania się z historią prawdziwych Monuments Men.