22/12/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Dwugłos Trójmiejski #14 Rollercoaster

7 min read

Koniec sezonu w Ekstraklasie! Lechia zajęła 3. miejsce, a Arka 13. | fot. sportsbetting.com11

Po 34. kolejkach: oddala się mistrzostwo od Lechii, Arka nad strefą spadkową | fot. sportsbetting.com11

Za nami cztery kolejki Ekstraklasy, co oznacza, że do końca rozgrywek pozostały trzy spotkania. Sytuacja w tabeli uległa dużej zmianie. Lechia wygrała zaledwie raz i została wyprzedzona przez Legię i rewelacyjnego Piasta. Z dna podniosła się Arka, która zdobyła siedem punktów i uciekła ze strefy spadkowej. Zapraszamy na Dwugłos Trójmiejski.

Maciek Golec:

Ostatnie dwa tygodnie to była dla Lechii karuzela emocjonalna, jakiej w tym sezonie jeszcze gdańszczanie nie doświadczyli. Do rundy finałowej biało-zieloni przystępowali jako lider, jednak już na początku czekała ich ciężka przeprawa – pierwszym rywalem był trzeci w tabeli Piast Gliwice. Podopieczni Waldemara Fornalika odrobili lekcję sprzed miesiąca, kiedy to przegrali w Gdańsku 0:2 i tym razem to oni okazali się skuteczniejsi. Na przestrzeni całego meczu byli lepszym zespołem, a Lechia, osłabiona czerwoną kartką dla Jarosława Kubickiego, nie mogła znaleźć sposobu na świetnie zorganizowany zespół gliwiczan. Szwankowała nie tylko świetnie dotychczas funkcjonująca obrona, ale również blok ofensywny. Artur Sobiech i Flavio Paixao nie otrzymywali wielu podań, przez co gdańszczanie nie tworzyli sobie dogodnych sytuacji do zdobycia bramki. Piast wygrał 2:0 i zbliżył się do Lechii na cztery punkty. Natomiast na fotel lidera wskoczyła Legia.

20.04.19 r., Lechia Gdańsk – Piast Gliwice 0:2 (P. Parzyszek 29’, J.Felix 90+5’)

Jednak to, co najbardziej szalone, zdarzyło się dopiero później. W następnej kolejce Lechia pojechała do Szczecina na spotkanie z Pogonią. W pierwszej połowie biało-zieloni mieli przewagę, ale nie potrafili jej przekuć na prowadzenie. Generalnie, w porównaniu z drugą częścią meczu, w pierwszej nie działo się nic. Od 70. minuty, kiedy to Pogoń zdobyła bramkę na 1:0, wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie. Ostatecznie rollercoaster skończył się na 4:3 dla Lechii, co było dużą zasługą Piotra Stokowca, który dokonał bardzo trafnych zmian. Rezerwowy Artur Sobiech po wejściu z ławki zdobył dwie bramki, a przy ostatniej z nich asystował mu Steven Vitoria – kolejny zmiennik, który zameldował się na placu gry trzy minuty wcześniej. Co prawda, przy bramce na 4:3 zawodnik Lechii faulował Sebastiana Kowalczyka i sędzia Zbigniew Dobrynin nie powinien był uznać tego gola. Tak czy tak, piłkarze Lechii zasłużyli na wielkie uznanie. Potrafili bowiem dwukrotnie odwrócić losy meczu i w konsekwencji ponownie objąć prowadzenie w wyścigu o mistrzostwo Polski.

24.04.19 r., Pogoń Szczecin – Lechia Gdańsk 3:4 (S. Walukiewicz 51’, A. Sobiech 71’ 89’, K. Michalak 72’, Z. Kozulj 80’ 82’, P. Lipski 84’)

Najważniejsze mecze tego sezonu były jednak wciąż przed podopiecznymi Piotra Stokowca. Bezpośrednie starcie z Legią Warszawa mogło mieć ogromny wpływ na to, kto po 37. kolejce będzie świętować zdobycie mistrzostwa. Emocji nie brakowało. Pierwsze pojawiły się już w 2. minucie, przy okazji ogromnej kontrowersji. Piłka zmierzająca po strzale Artura Sobiecha do pustej bramki, została zatrzymana najpierw przez biodro, a później przez rękę Artura Jędrzejczyka. Sędzia nie podyktował rzutu karnego, co wywołało spore pretensje wśród opinii publicznej. Pomimo tego, Lechia strzeliła bramkę jako pierwsza i w początkowej fazie wyglądała na tle Legii naprawdę dobrze. Wszystko zmieniło się po przerwie. Goście wrzucili piąty bieg i nie pozostawiła rywalowi złudzeń, wygrywając 3:1. Przy drugiej bramce duży błąd, wychodząc przedwcześnie z bramki, popełnił Dusan Kuciak, co bezlitośnie wykorzystał duet Szymański – Hamalainen. Legia ponownie wróciła na pozycję lidera.

27.04.19 r., Lechia Gdańsk – Legia Warszawa 1:3 (L. Haraslin 17’, P. Stolarski 61’, K. Hamalainen 80’, I. Medeiros 90+4’)

Zabrakło czasu na dłuższe rozpamiętywanie porażki, bo już w czwartek i niedzielę Lechia rozgrywała kolejne spotkania, i to nie byle jakie. Pierwsze z nich, czyli finał Pucharu Polski, w którym rywalem była Jagiellonia, zakończyło się zwycięstwem gdańszczan 1:0 po bramce Artura Sobiecha w samej końcówce spotkania. Gdańsk czekał aż 36 lat na jakiekolwiek trofeum i wreszcie się doczekał. Jednak lechiści musieli mieć w pamięci, że to nie jest ostatnie, które mogą w tym sezonie zdobyć. Niedzielny mecz z Cracovią, a w zasadzie to jego stawka, w obliczu porażki Legii z Piastem stała się bardzo wysoka. Samo spotkanie nie porwało. U goście widoczne było ewidentne zmęczenie. Nie grali tak składnie i pomysłowo, co pokazywała choćby statystyka strzałów: Lechia nie oddała żadnego celnego. Z kolei gospodarze, mimo nieobecności Airama Cabrery i Javiego Hernandeza, czyli dwóch wiodących postaci, potrafili przejąć inicjatywę i wypunktować rywali. Najpierw z rzutu karnego trafił Sergiu Hanca, a kilka minut później wynik dokładnym strzałem po ziemi ustalił Milan Dimun.

05.05.19 r., Cracovia – Lechia Gdańsk 2:0 (S. Hanca 74’, M. Dimun k. 82’)

Już teraz wiadomo, że obecny sezon dla Lechii będzie najlepszym w historii. Puchar Polski i medal mistrzostw Polski jest nie lada sukcesem, zwłaszcza zważywszy na fakt, że jeszcze niedawno drużyna ta broniła się przed spadkiem z ligi. Obecnie gdańszczanie zajmują trzecią pozycję, jednak wciąż, przy korzystnych wynikach Legii i Piasta, mają szansę na wielkie osiągnięcie. Sęk w tym, że sami nie mają już żadnego marginesu błędu, a najbliższy mecz z Zagłębiem Lubin rozegrają już w niedzielę. Już po tej kolejce może wiele się rozstrzygnąć.

Mateusz Hawrot:

Symptomy poprawy beznadziejnej gry i szansy na przerwanie passy bez zwycięstwa piłkarze Arki pokazywali już na koniec fazy zasadniczej. Tam zabrakło szczęścia oraz zimnej krwi w końcówkach meczów, więc wszyscy w Gdyni liczyli, że dorobek punktowy zostanie szybko powiększony na początku rundy finałowej. Najpierw żółto-niebiescy wybrali się do Zabrza. Kto jednak liczył na waleczną i zorganizowaną drużynę Jacka Zielińskiego, srogo się pomylił. Arkowcy nie stworzyli praktycznie zagrożenia pod bramką rywali. Trochę ożywienia wniósł jedynie Luka Zarandia, którego groźny strzał był minimalnie niecelny. Poza tym ociężali gdynianie nie potrafili pokrzyżować Górnikowi planów. Zasłużenie przegrali 0:1, choć końcowy rezultat mógł być jeszcze wyższy.

22.04.19 r., Górnik Zabrze – Arka Gdynia 1:0 (K. Zapolnik 53’)

W obliczu porażki w Zabrzu, domowy mecz z Miedzią Legnica miał ogromne znaczenie w walce o utrzymanie. Dwa tygodnie wcześniej żółto-niebiescy długo prowadzili z legniczanami po golu z rzutu karnego, by dać sobie wyrwać komplet punktów w samej końcówce spotkania. Teraz kibice mogli przeżyć deja vu. Arka wyszła przed przerwą na prowadzenie za sprawą bramki przywróconego do zespołu Marcusa da Silvy z jedenastu metrów. W drugiej połowie goście kilka razy byli o włos od wyrównania, jednak zwykle na ich drodze stawał rewelacyjnie dysponowany Pavels Steinbors. Ekipa Jacka Zielińskiego wreszcie zrobiła to co, co należy – w doliczonym czasie gry wynik podwyższył Marko Vejinović. Pierwsza wygrana od końca listopada ub. r. stała się faktem.

25.04.19 r., Arka Gdynia – Miedź Legnica 2:0 (Marcus k. 33’, M. Vejinović 90)

Arkowcy, podbudowani triumfem i wyjściem ze strefy spadkowej, udali się do Kielc na spotkanie z Koroną. Mecz rozgrywany był w katastrofalnych warunkach spowodowanych intensywnymi opadami deszczu. Mokra murawa miała spory wpływ na postawę obu zespołów. Gdynianie zdobyli pierwszego gola po tym, jak jeden z przeciwników nie trafił w wolno toczącą się po boisku piłkę. Żółto-niebiescy znów prowadzili po pierwszej połowie. W drugiej odsłonie mogli mówić o sporym szczęściu. Łatwo dochodzący do sytuacji napastnik gości Brown Forbes seryjnie je marnował. Raz Arkę kapitalnie uratował Steinbors. Gościom znad morza znów udało się zdobyć bramkę na 2:0. Po rzucie wolnym do siatki trafił kapitan zespołu Adam Marciniak i przypieczętował drugie zwycięstwo z rzędu.

28.04.19 r., Korona Kielce – Arka Gdynia 0:2 (M. Vejinović 39’, A. Marciniak 80’)

Ostatnie dwie „majówki” piłkarze i kibice Arki spędzali w Warszawie z powodu gry zespołu w finale Pucharu Polski. Teraz udali się do położonego nieopodal Płocka na mecz z Wisłą, która po zatrudnieniu byłego szkoleniowca gdynian Leszka Ojrzyńskiego zanotowała cztery wygrane i jedną porażkę. Mecz zapowiadał się dla żółto-niebieskich nieciekawie, choćby z powodu braku nominalnego napastnika w kadrze zespołu. Do kontuzjowanych Aleksandyra Kolewa, Rafała Siemaszki i Jana Łosia, dołączył po meczu w Kielcach Maciej Jankowski. Wielu kibiców podział punktów na Mazowszu przyjęłoby przed spotkaniem w ciemno. Jeden punkt ostatecznie udało się wywalczyć rzutem na taśmę. W ostatniej minucie doliczonego czasu gry Frederik Helstrup świetnym strzałem głową uratował arkowcom jakże cenny remis.

03.05.19 r., Wisła Płock – Arka Gdynia 1:1 (O. Zawada 47’, F. Helstrup 90’)

Dziesięciodniowy maraton arkowcy zaliczyli na mocną czwórkę w skali szkolnej. Siedem punktów w czterech meczach to, biorąc pod uwagę trudną sytuację kadrową, dobry rezultat. Najważniejszy cel – wyjście ze strefy spadkowej – na razie udało się osiągnąć. Przewaga nad piętnastym Śląskiem Wrocław wynosi jednak zaledwie punkt. „Oczko” więcej od Arki mają Miedź i Wisła Płock. Wszystko wskazuje na to, że jedna z tych czterech drużyn dołączy do Zagłębia Sosnowiec i pożegna się z ligą. Arkowcom może pomóc terminarz. Teraz czekają ich dwa domowe spotkania. Najpierw do Gdyni przyjedzie pogrzebane już Zagłębie, a następnie grająca o nic Wisła Kraków. Jeśli podopieczni Jacka Zielińskiego zainkasują sześć punktów, bardzo możliwe, że w ostatniej kolejce do Wrocławia pojadą na wycieczkę. W innym wypadku finał sezonu ze Śląśkiem może być bardzo, bardzo gorący.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

cztery × 1 =