„Trzynaście powodów” – wrażenia po drugim sezonie
4 min readJedna dziewczyna, siedem kaset i samobójstwo – oto kolejna odsłona. Jeden z najpopularniejszych seriali Netfliksa powrócił. Czy warto obejrzeć drugi sezon „Trzynastu powodów” i dlaczego?
Pierwowzorem „Trzynastu powodów” jest powieść pod tym samym tytułem autorstwa Jaya Ashera wydana w 2007 roku. Brian Yorker postanowił na bazie książki stworzyć serial. 31 marca 2017 roku na Netfliksie udostępniono pierwszy sezon, który wzbudził wiele kontrowersji. Pojawiły się liczne zachwyty, ale również nie zabrakło fali krytyki. Tak czy owak, „Trzynaście powodów” było w centrum uwagi i stało się przedmiotem dyskusji. Od 18 maja 2018 roku widzowie mogą obejrzeć drugi sezon produkcji.
Akcja rozgrywa się pół roku po wydarzeniach z pierwszego sezonu. Rozpoczął się proces sądowy, który wytoczyła Olivia Baker (Kate Walsh), matka Hannah (Katherine Langford), przeciwko liceum, do którego uczęszczała jej córka. Przyjaciele i znajomi dziewczyny wciąż nie mogą pogodzić się z jej śmiercią oraz zmagają się z własnymi problemami. Wydaje się, że Clay Jensen (Dylan Minnette) najlepiej sobie radzi. Umawia się ze Skye (Sosie Bacon), nie myśli o Hannie, w końcu czuje, że żyje. Rozpoczęcie procesu sprawia, że wspomnienia i ból wracają ze zdwojoną siłą. W dodatku bezkarność Bryce’a Walkera (Justin Prentice) jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Kiedy Clay znajduje w swojej szafce tajemniczy polaroid, zdaje sobie sprawę, że Hannah i Jessica (Alisha Boe) nie są jedynymi skrzywdzonymi przez bogatego futbolistę.
W momencie, gdy ogłoszono wiadomość, że powstanie druga seria, pojawiła się krytyka, nawet ze strony fanów. Dla niektórych pierwsza część była zamkniętą opowieścią, która nie potrzebowała kontynuacji. Wszystko zostało już powiedziane. Postanowiono jednak pokazać, że każdy kij ma dwa końce. Przedstawiono wersję panny Baker, ale co z punktem widzenia osób, które pojawiły się na kasetach? W kolejnej odsłonie serialu narratorami są znajomi i rodzice zmarłej dziewczyny. Powracamy do momentów z pierwszego sezonu, wzbogaconych o nowe fakty, które Hannah pominęła. Poznajemy także nowe, nieznane dotąd wspomnienia. Dzięki temu opowieść wydaje się być pełniejsza i logiczniejsza.
„Trzynaście powodów” to produkcja wielowątkowa. W centrum wydarzeń jest samobójstwo Hannah, jak i ona sama, pomimo że jest martwa. Serial ukazuje również losy wielu innych bohaterów oraz ich sposoby na powrót do normalności. Każdy zmaga się z własnym problemem, większym czy mniejszym. Jessica musi codziennie patrzeć na swojego oprawcę; Alex z trudem dochodzi do siebie po próbie samobójczej; Tyler próbuje walczyć o akceptację wśród rówieśników; Courtney waha się czy wyjawić prawdę o swojej orientacji seksualnej itd. Problemy ludzi młodych są przedstawione w sposób autentyczny. Momentami zachowanie postaci mogłoby wydawać się przerysowane, ale w ten sposób idealnie zilustrowano, pod wpływem jak silnych emocji bywa młodzież.
Ogromnym atutem jest obsada aktorska. Większość to młodzi ludzie, pełni zapału, stojący na początku ścieżki aktorstwa. I już radzą sobie świetnie. W większości mieli trudne role do udźwignięcia. Świetnie poradzili sobie: Brandon Flynn jako Justin Foley i Miles Heizer jako Alex Standall. Na wyróżnienie też zasługuje Justin Prentice. Można nienawidzić Bryce’a Walkera, ale docenić grę Justina Prentice’a. Trzeba naprawdę dobrze wczuć się w rolę, by wykreować jedną z najmniej lubianych serialowych postaci.
Nie można zapomnieć o hołdzie złożonemu akcji #metoo. Fabuła serialu dryfuje wokół tematu molestowania i nadużycia mężczyzn wobec kobiet. Strach przed wyjawieniem nazwiska swojego oprawcy, próby powrotu do rzeczywistości, docinki ze strony innych, fałszywe oskarżenia – z tym wszystkim zmagają się bohaterki „Trzynastu powodów”. Poza tym fragment z ostatniego odcinka, w którym są wyznania postaci na temat molestowania, pokazuje, że jest to częstszy problem, niż mogłoby się wydawać.
Produkcję należy pochwalić za genialną ścieżkę dźwiękową. Już pierwszy sezon zachwycał pod tym względem, drugi – również nie zawodzi. Muzyka idealnie dopasowana do sytuacji – „The Killing Moon” w scenie, w której Clay biegnie pod dom Bryce’a, czy „The Night We Met” w trakcie grupowego i wzruszającego tańca na szkolnej potańcówce.
Serial może niektórym się podobać, niektórym nie. Chyba jednak warto poświęcić niecałe trzynaście godzin na obejrzenie ze względu na tematykę, aktualną w ostatnim czasie. „Trzynaście powodów” nie jest skierowane tylko dla młodszego pokolenia. Wręcz przeciwnie – mogłoby to pomóc rodzicom i nauczycielom w zrozumieniu dramatów nastolatków. Netflix ogłosił także trzeci sezon – co oznacza, że to dopiero początek.