23/12/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Delfinalia – dzień pierwszy: Nie ma możliwości, żeby była lipa

5 min read

Piątkowe Delfinalia można opisać w naprawdę prosty sposób: cztery koncerty – czterech dobrych wykonawców – świetna zabawa. Sprawdź sam! 

Zacznijmy od omówienia tego, co działo się na scenie głównej. O godzinie 20 publiczności ukazał się KaeN. Raper był największą zagadką tego wieczoru. Nikt do końca nie wiedział, jak przyjmie go publiczność, bo do ostatniego momentu pod postami Delfinaliów na facebook’u pojawiały się nieprzychylne komentarze pod jego adresem.  

Kiedy wszedł na scenę i rozpoczął swój koncert, widzów było jeszcze niewielu. To mu chyba jednak nie przeszkadzało. Szalał na estradzie i widać było, że świetnie bawił się tym co robi. I to odczuła też publiczność. Choć słuchaczy była garstka, to jednak każdy z nich bujał się w rytm bitów i nawijał razem z Dawidem. Pomimo niewielkiego zainteresowania koncert można zaliczyć więc do udanych

Pozytywnym zaskoczeniem był moment, tuż po występie, kiedy Kaen zszedł ze sceny. Na tyłach czekała na niego grupka fanów, z którymi pogadał i porobił kilka fotek. Co więcej, w późniejszych godzinach, kiedy na scenie byli już inni wykonawcy, udało mi się zamienić z KaeNem kilka słów i zbić piątke. Porozmawialiśmy o hejcie, który krąży wokół jego osoby. Poruszyliśmy też temat współpracy z Ewą Farną, którą, jak sam przyznał, szanował muzycznie jeszcze długo przed ich pierwszym spotkaniem. I kiedy wpadł na pomysł „Echa”, wiedział już, że w tym numerze musi też pojawić się Ewa.  

Zaraz po KaeNie nastąpiła mała zmiana w line-upie. Dwie godziny wcześniej na scenę weszli Adi Nowak & barvinsky. Panowie mieli okazję grać przed nieco większą publicznością niż poprzednik.

Fanów wprowadzili w wakacyjny, mocno chillowy klimat. Ludzie bujali się, na twarzach mieli uśmiechy i po prostu dobrze się bawili. Dobrze bawił się też Adi. Na scenie był w ciągłym ruchu. Momenty, w których choć na chwilę przystanął, by złapać oddech, można policzyć na palcach jednej ręki.  

Ten koncert to nie tylko duża dawka dobrej muzyki, ale też świetny kontakt z publicznością. Nowak nie bał się co chwilę zeskakiwać ze sceny, zaraz znowu na nią wskakiwać, tylko po to, żeby po pięciu minutach znowu z niej zeskoczyć. Nie bał się też odezwać do ludzi. Integracja z fanami to coś, czego powinni uczyć się od niego inni raperzy. Cały czas zadawał jakieś pytania, zbijał piątki z tymi, którzy stali za barierkami. Słuchał też tego, co krzyczeli. A co chwilę można było usłyszeć z którejś strony „Idiotko moja” i to właśnie ten numer poleciał jako ostatni. 

Być może muzycznie nie jest to do końca moja bajka, to jednak muszę przyznać, że występ był bardzo udany. Wszystkie te anegdotki, rozmowy z fanami i przerwanie bariery między sceną a publicznością, to coś, co zdecydowanie powinno być normą. I tak właśnie będę wspominać ten koncert – jako luźne spotkanie artysty i jego słuchaczy. 

Jako trzeci na scenie pojawił się Ten Typ Mes z całym zespołem. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ogromne uśmiechy wykonawców. Widać było, że możliwość występu na Delfinaliach to dla nich duża frajda. 

Zagrali numery nie tylko z ostatniego albumu, ale ku uciesze fanów, również te starsze. „Możliwość”, „Wyględów”, „Krzyczał na synka”, „P1ĘTR0”, czy „Pokaż mi dom” to tylko nieliczne z kawałków, które można było podczas tego koncertu usłyszeć. A miał kto tego słuchać, bo przed występem Mesa pod sceną zgromadziła się już naprawdę spora publika. Ludzie dobrze się bawili, wdawali się w rozmowy z artystami, co chwilę machali rękoma i podskakiwali.  

Zdecydowanym atutem tego występu był fakt, że na scenie pojawił się cały zespół z żywymi instrumentami. Nadawało to każdemu numerowi zupełnie nowego klimatu, zdecydowanie łagodniejszego. Czyli takiego, który, w przypadku Mesa, świetnie wpisywał się w klimat juwenaliów. Kolejny plus to delikatne zacieranie granicy między sceną, a publicznością. Artyści żartowali, rozmawiali, zwracali się bezpośrednio do swoich fanów.

Line-up na piątkowe Delfinalia zakładał występy czterech artystów. I ostatnim z nich był O.S.T.R. Kiedy poleciały pierwsze dźwięki „Wychowanych w Polsce” na scenie pojawił się raper z Łodzi. I jeśli poprzednie koncerty, z tych czy innych względów, były dobre, to ten był idealny.

Ostrowski zaprezentował się świetnie z każdej strony. Po pierwsze: numery, które znamy z wersji studyjnej, na żywo wciąż brzmią tak samo dobrze. Po drugie: artysta zjada technicznie połowę polskiej rap sceny. Po trzecie: Adam to istny wulkan energii. Wielu kojarzy go raczej z człowiekiem spokojnym, który podobnie zachowuje się na estradzie. Nic bardziej mylnego. Sama byłam w szoku, że można tak cały czas być w ruchu, a przy tym nie pokazywać żadnego zmęczenia i non stop uwidaczniać swoje zadowolenie. Chapeau bas!

To jednak nie wszystko. O.S.T.R. miał tak niesamowity kontakt z publicznością, że tego może mu pozazdrościć wielu. Co chwilę opowiadał jakieś anegdotki, żartował, podziwiał miejsce, a zgromadzeni pod sceną ludzie jak zaczarowani robili wszystko to, co im powiedział. Adam mówi „machamy rękami”? Wszyscy machają. Adam mówi „wykręcamy żaróweczki”? Każdy to robi. A warto wspomnieć, że miał do kogo rzucać słowami, bo podczas jego koncertu przed sceną było tłoczno. Naprawdę, trudno byłoby przeciskać się między słuchaczami rapera.

 

Tegoroczne Delfinalia to jednak nie tylko koncerty na scenie głównej. Oprócz tego mogliśmy być świadkami RedBull Kontrowersów na małej scenie. I krążenie między jednym a drugim miejscem okazało się dosyć kłopotliwe, bo wszędzie działy się świetne rzeczy. Z jednej strony chciało się posłuchać tych, których już dobrze znamy, z drugiej zaś zobaczenie na żywo bitwy freestyle’owej to coś niesamowitego. Oby więcej takich wydarzeń! 

 

fot. Kinga Michalska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

5 × dwa =