Miuosh zaczarował Gdynię!

Jeśli Cię nie było, żałuj! – takimi słowami można podsumować sobotni koncert Miuosha (21 kwietnia) w gdyńskim Uchu. Było naprawdę pięknie, zarówno jeśli chodzi o muzykę, jak i o całą oprawę wizualną.

Miuosh to artysta niekonwencjonalny. Trudno znaleźć innego artystę z podobnym dorobkiem, a jego twórczość ciężko porównać do działalności innego tekściarza. Jest po prostu inna, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To też udowodnił na koncercie w Uchu. Wszedł na scenę po czasie, ale to wydawało się zupełnie bez znaczenia. Ludzie nie wyglądali na zniecierpliwionych, czy też złych z powodu opóźnień. Kiedy Pan z Katowic pojawił się już na scenie, zdawało się, że nikt nie pamięta o gafie. Raper zaczarował swoich fanów już od pierwszego kawałka.

Muzyk udowodnił, że wcale nie jest taki spokojny, jak powszechnie się o nim mówi. Pomimo faktu, iż przez większość występu był raczej statyczny, pokazał, że ma w sobie ogromne pokłady energii. Owszem, w teorii jedno wyklucza drugie, być może dlatego wydaje mi się to tak niesamowite. Tutaj widać było wyraźnie jak bardzo artysta i publiczność mogą na siebie oddziaływać. Wydawać się mogło, że karmią się wzajemnie tą właśnie energią i mocą, o której mowa. Jednak powiedzenie, że Borycki przez cały czas był spokojny i stateczny zupełnie mijało się z prawdą. Przy niektórych kawałkach rzeczywiście tak było, przy innych jednak nagle stawał się dynamiczny i zaczynał skakać po scenie.

Gdyńskie Uchu zdominowały kawałki z ostatniego albumu pt. „Pop”. Utwory z tej płyty są bardzo różnorodne. Myślę, że nie można zamknąć ich w żadnych ramach. Każdy jest inny, a jednocześnie wszystkie potrafią rozbujać tak samo mocno. „Miasto szczęścia” nagrane z zespołem Bajm, „Traffic” z Roguckim, „Tramwaje i gwiazdy” z Katarzyną Nosowską, „Neony” i „Tu” z Soxso, to tylko część repertuaru, jaki wybrzmiał podczas koncertu. Każdy z tych numerów jest inny, a wszystkie wywoływały podobne reakcje. Widać było, że ludzie naprawdę dobrze się bawili. Również starsze single, jak na przykład „Nie mamy skrzydeł”, nie pozostały bez odzewu.

Warto również zwrócić uwagę na aspekty techniczne zależne od klubu, między innymi światła, na które zwracam uwagę podczas każdego koncertu. I tutaj nie mogę się do niczego przyczepić. Dobór barw i intensywności oświetlenia był idealnie dopasowany do tego, co działo się na scenie. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że dopełniało ono muzykę i dodawało jej charakteru.

Czy warto było ten wieczór spędzić w Uchu, w towarzystwie Miuosha? Oczywiście! Nie był to jeden z tych koncertów, na których po prostu się jest, posłucha się trochę muzyki i tyle, temat zamknięty. Ten zostanie w pamięci na dłużej, a wychodząc z klubu czuło się niedosyt, że każdy kawałek nie był zagrany chociaż dwa razy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pięć + 11 =