„Kształt wody” odbiciem wrażliwej duszy
3 min readCo definiuje nas jako ludzi? Co jest istotą człowieczeństwa? Odpowiedzi na te pytania nieustannie poszukuje w swoich produkcjach Guillermo del Toro. Poszukuje, bądź właśnie znalazł, wyjawiając nam odpowiedź w „Kształcie wody”.
Meksykański reżyser od lat jest wierny swojemu unikalnemu stylowi tworzenia filmów. Podobnie jak w „Labiryncie Fauna” czy serii Hobbit, do której współtworzył scenariusze, „Kształt wody” jest swojego rodzaju baśnią, tym razem jednak osadzoną w bardziej realnym świecie. Bohaterką historii jest grana przez Sally Hawkins Eliza Esposito, niema sprzątaczka amerykańskiego ośrodka naukowego. Wydaje się, że w jej życiu nie nastąpiło nic wartościowego, aż do czasu przybycia do laboratorium Obiektu. Morski potwór okazuje się mieć uczucia, reaguje na muzykę i język, a przede wszystkim docenia sympatię Elizy. Na pierwszy rzut oka nie łączy ich nic, w rzeczywistości – wszystko. Okazuje się, że bliżej do człowieka jest „Potworowi” niż niektórym ludziom. Para postanawia żyć razem z dala od ośrodka naukowego lecz napotyka wiele przeszkód, wokół których zbudowana jest linia dramaturgiczna filmu.
Luźny wątek prowadzący akcję jest tylko przykrywką dla tak zwanego drugiego dna. Drugiego, trzeciego i zapewne kilku kolejnych. Poruszanych jest wiele wątków pośrednich, jednak ważniejszych dla odbioru filmu niż sama fabuła. Kiedy możemy nazwać siebie ludźmi – czy ludzkie ciało pozwala nam już na to określenie? Czy można być bestią i człowiekiem jednocześnie? Te fundamentalne pytania znajdują w „Kształcie wody” dobitne wyjaśnienie. W produkcji można zobaczyć także niezwykle realny obraz tego, jak w świecie funkcjonują szczególnie wrażliwe jednostki. Przez chwilę mamy okazję podejrzeć myśli i pomysł na życie osób bardzo zamkniętych w sobie. Niema bohaterka dla większości napotkanych osób wydaje się być przede wszystkim najlepszą partnerką do rozmowy – jak miło jest prawić o sobie, nie trudząc się słuchaniem drugiej osoby. Widz ma jednak szansę, a wręcz jest zmuszony, zajrzeć bliżej do niezwykle barwnego, całkowicie autorskiego świata Elizy, żyć jej emocjami, które Sally Hawkins tak dobrze, bo subtelnie, oddaje na ekranie. Swój wyrazisty światopogląd ma także niedoceniany przez otoczenie sąsiad Elizy. „Kształt wody” jest również ukłonem w stronę alkoholików, gejów, osób starszych, stłamszonych żon i czarnoskórych w zimnowojennej Ameryce. Reżyser dość chaotycznie stara się bronić wszystkich jednocześnie – lecz szlachetnych pobudek nie można uznać za wadę.
„Kształt wody” szykuje się do 14 Oskarów w różnych dziedzinach, a na koncie ma już kilkanaście innych nagród. Na uwagę na pewno zasługuje ścieżka dźwiękowa. Nastrojowe utwory i solówki gwiazd powojennego świata wprowadzają jeszcze więcej artyzmu do kolejnego filmu Guillermo del Toro. Następnego Oskara być może doczeka się jak zwykle przekonująca rola drugoplanowa Octavii Spencer, nie mówiąc o Sally Hawkins. Oprócz tego scenariusz, reżyseria, montaż, zdjęcia, a w końcu nominacja w kategorii Najlepszy Film. Nagrody oczekuje także scenariusz, który pozostawia jednak trochę do życzenia. Wspaniała koncepcja i początek traci na jakości wraz z kolejnymi scenami, kiedy widz brnie w przysłowiowy las powiązań mafijnych, morderstw, kolejnych morderstw i walki z czasem. Pod koniec całość przypomina stary dobry western, bądź słaby nowoczesny film akcji, usłany trupami, z efektownym zmartwychwstaniem na finał. Dla każdego jednak coś dobrego – romans przepleciony sekretną intrygą przytrzymały w kinie także męską część widowni.
Przymykając oko na pewne kwestie, można powiedzieć, że „Kształt wody” jest filmem innym niż wszystkie. To produkcja idealnie wycyrklowana dla określonej grupy odbiorców , chcących obejrzeć coś niebanalnego, ambitnego i oryginalnego w pobliskim multipleksie. Największym plusem jest istota filmu, jego przekaz, który dobrze określony i wyrażony ma szansę trafić do większości widowni. Kolejne to: gra aktorska, kompozycje muzyczne, piękne, pół+baśniowe animacje podwodnego świata. Możemy więc chyba wybaczyć to dość banalne zakończenie w produkcji balansującej między awangardą a kulturą masową.