Ciągle chcę więcej
4 min readFolk znad Wisły osiąga coraz większą popularność, a najlepszym na to dowodem są koncerty zespołu Zakopower. O płycie „Boso”, folkowej autentyczności i muzycznych planach opowiedział nam lider grupy – Sebastian Karpiel-Bułecka.
Jakie wrażenia po występie w gdyńskim Pokładzie? Czy publiczność zawsze reaguje tak żywiołowo na koncertach zespołu Zakopower?
Taka jest specyfika koncertów biletowanych. Jeżeli ludzi kupują wejściówkę i przychodzą na nasz występ, to w większości mogą spodziewać się, na jaki koncert idą. Niemal wszystkie nasze występy wyglądają właśnie w ten sposób.
Początki zespołu sięgają 2005 roku i występu w Opolu. Jak pan wspomina Koncert Premier?
To było dla nas wielkie wydarzenie, a jednocześnie ogromne zaskoczenie. Zrobiliśmy wtedy duży krok do przodu, pojawiły się nadzieje, że może nam się udać zrobić coś muzycznie, a przede wszystkim, że to, co gramy ma sens i podoba się publiczności.
Czy festiwal w Opolu to nadal ten sam prestiż dla artysty, co kilkanaście lat temu?
Myślę, że jest to ważny festiwal. Oczywiście, muzyka się zmienia, tak samo jak poziom artystyczny. Kiedy popatrzymy na festiwale sprzed kilkunastu lat, to trzeba przyznać, że stały one na dużo wyższym poziomie. Jednak zmieniły się czasy i teraz jest trochę inaczej. Natomiast festiwal sam w sobie jest ważny, ma wielką historię i tradycję, więc warto tam być i nadal otrzymanie nagrody jest wielkim zaszczytem.
W 2011 roku ukazał się wasza ostatnia płyta zatytułowana „Boso”. Abstrahując od komercyjnego sukcesu, spełnił się pan tym albumem?
Gdybym powiedział , że jestem spełniony, to postawiłbym kropkę, a ciągle chcę więcej. Chcemy się rozwijać i nagrać kolejny album. Ważne, żeby ta płyta wniosła coś nowego i świeżego do polskiej muzyki. Z płyty „Boso” jesteśmy jak najbardziej zadowoleni, ale nie można na tym poprzestać. Musimy iść dalej do przodu.
Od dwóch lat w Polsce panuje moda na muzykę folkową, pojawiło się wiele nowych zespołów. Gdzie jest granica między kiczem a autentycznością?
Nie wolno nastawiać się tylko na zarabianie pieniędzy, bo wtedy się to zwyczajnie nie uda. W muzyce musi być pasja, prawda, musi być w nią włożone serce. Wtedy pieniądze przychodzą przy okazji. Tak było u nas, zaczęliśmy grać, nie myśląc, że będziemy na tym zarabiać. Chcieliśmy grać, bo kochamy to robić i myślę, że tak właśnie powinno to wyglądać.
Niebawem zagracie na festiwalu w Pekinie. Skąd wypłynęła ta propozycja?
Zostaliśmy zaproszeni przez organizatorów, za pośrednictwem polskiej ambasady. To jest wielki festiwal, międzynarodowy, a oprócz tego zagramy jeszcze pięć koncertów w innych miastach. Już w dniu przylotu mamy zaplanowany występ, więc wszystko zapowiada się dość intensywnie. Cieszymy się, że tam jedziemy, to kolejne ciekawe doświadczenie i mam nadzieję, że wszystko się uda.
Wystąpiliście na wielu zagranicznych festiwalach m.in. Sziget na Węgrzech, był też festiwal w Ostrawie. Jak wasza muzyka jest przyjmowana za granicą?
To są specyficzne festiwale, bo można tam posłuchać różnych gatunków muzycznych. Na koncerty przychodzą ludzie, którzy mają szerokie horyzonty. Dla każdego brzmienia znajdzie się miejsce, począwszy od folku, a skończywszy na muzyce elektronicznej. Takich festiwali jest mnóstwo w Europie, a nasz zespół jest tam bardzo dobrze przyjmowany.
Jednak na polskich festiwalach jak np. Open’er, zespół Zakopower nie występuje. Chciałby pan tam zagrać?
Oczywiście, ale myślę, że zespół Zakopower jest jednak postrzegany przez organizatorów takich festiwali jako „komercja”. Pewnie dlatego tam nie zagraliśmy.
Zespół funkcjonuje już od 8 lat. Co zrobić, żeby formuła się nie wyczerpała?
To trudne, ale wydaje mi się, że muszą dobrać się odpowiedni ludzie i musi być między nimi chemia. U nas tak się stało, że skład jest od początku taki sam i nadal lubimy ze sobą przebywać i grać. Mimo że spędzamy ze sobą mnóstwo czasu i zdarza się, że są to męczące momenty. Oprócz koncertów są jeszcze przejazdy. W ostatnim roku zagraliśmy 130 koncertów, co trzy dni występowaliśmy, więc można powiedzieć, że w ogóle nie było nas w domu. A mimo to, nikt się nie pokłócił, więc to świadczy o tym, że ten zespół jest zgrany. Spotkali się odpowiedni ludzie w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie.
Czy oprócz zespołu Zakopower, realizujecie się w innych projektach?
Tak, każdy gdzieś działa. Tomek Krawczyk gra z Melą Koteluk, Dominik Trębski ma projekt Muzykoterapia. Każdy ma też swoje pasje oprócz muzyki, Bartek Kudasik jest dyrektorem domu kultury, z kolei Wojtek Topa jest lutnikiem.
Są już plany na kolejny album?
W tej chwili nie. Myślę, że wstępne plany zaczną pojawiać się pod koniec tego roku.
Jakie są pana muzyczne marzenia?
Fajnie, gdybyśmy nadal mogli grać koncerty i występować przed ludźmi. Dla muzyka najważniejszy jest kontakt z instrumentem i publicznością. Jeśli chodzi o całą resztę, czas pokaże, co życie przyniesie i co nowego pojawi się na horyzoncie.
fot.Aleksandra Polkowska