Polska w miniaturze – koniec serialu „Ranczo”
3 min readŚnieg za oknem, choinki w supermarketach czy reklamy ze świętym Mikołajem, to oznaka nadchodzących świąt, ale również końcówek edycji popularnych programów telewizyjnych. Niedzielny finał jednego z najbardziej lubianych polskich seriali, był nie tylko zakończeniem sezonu… Po dziesięciu latach „Ranczo” żegna się z widzami na dobre.
Dziesięć lat, dziesięć sezonów, sto trzydzieści odcinków i jeden film pełnometrażowy. Tak w liczbach można przedstawić najpopularniejszą telewizyjną produkcję ostatnich lat. Finałowy epizod „Rancza” obejrzało aż 6,1 miliona widzów, czyli więcej niż jedna trzecia osób zasiadających wówczas przed odbiornikami. Co więc sprawiło, że przez ostatnią dekadę gromadził co niedzielę największą liczbę oglądających?
Historia zaczyna się od przyjazdu Amerykanki Lucy, która odziedziczyła dworek w małej podlaskiej wsi, gdzie władzę dzierży dwóch skłóconych ze sobą bliźniaków. Jeden jest proboszczem, a drugim wójtem. Ta komedia obyczajowa to opis Polski i Polaków. Mówi o zmianach politycznych, obyczajowych, ekonomicznych, których wszyscy doświadczamy, o naszych śmiesznostkach i wadach. Bo serialowa wieś to tak naprawdę nasz kraj w miniaturze, w dodatku ukazany w zabawny, ironiczny sposób – Fenomen rancza polega na tym, że ten serial w pewien pogodny, żartobliwy sposób mówi coś o nas samych, nie tylko mieszkańcach wsi, o naszej mentalności, naszych przywarach, pewnych cechach, z których się śmiejemy – opowiada Artur Barciś. W serialu poruszane są również ważne kwestie społeczne. Walka z wykluczeniem ze względu na pochodzenie czy zaściankowość mieszkańców wsi. Idealnym przykładem jest tu rola Solejukowej (Katarzyna Żak), kobiety, która udowadnia, że w każdym wieku można rozwijać swoje talenty, zdobywać wykształcenie i znaleźć pomysł na siebie.
Jeśli chodzi o aktorstwo, prym wiedzie Cezary Żak, który w serialu gra aż dwa charaktery – wójta i proboszcza, którzy są bliźniakami. W pierwotnym zamyśle, postacie te miały być do siebie bardzo podobne fizycznie. Zostały zróżnicowane dzięki pomysłowi odtwórcy ról, który w samym scenariuszu dostrzegł istotne dysproporcje między nimi i zasugerował, aby ukazać kontrast w ich wyglądzie. Sam artysta w jednym z wywiadów przyznał, że woli grać rolę wójta niż księdza – Wójt bardziej mnie śmieszy, przypomina mi mojego stryja Tadeusza.
Mówiąc o aktorach, trudno nie wspomnieć o reszcie ekipy, jednak jest to bardzo trudne zadanie. Przez plan filmowy, w ciągu tych dziesięciu lat, przewinęło się wiele świetnych osób. Na uwagę zasługuję na pewno Magdalena Waligórska, dla której twórcy specjalnie napisali rolę Wioletki, choć brała ona udział w castingach do postaci Lucy, a potem Klaudii. Znakomity Artur Barciś grając Czerepacha był tak przekonujący, że jego bohater wywoływał najbardziej skrajne emocje wśród widzów, a Paweł Królikowski, świetnie sprawdził się w roli nierozumianego artysty. Jedną z najbarwniejszych postaci jest również Michałowa (Marta Lipińska) oraz Wójtowa (Violetta Arlak), a także cały skład słynnej ławeczki: Solejuk (Sylwester Maciejewski), Hadziuk (Bogdan Kalus), Pietrek (Piotr Pręgowski) i Japycz (Franiszek Pieczka). I wreszcie Ilona Ostrowska, ze swoim udawanych amerykańskim akcentem, idealnie pasująca do roli głównej bohaterki.
Przez dziesięć sezonów serialu, który trwał przez dekadę, trudno było nie zaprzyjaźnić się z bohaterami „Rancza”. Ciężko będzie również odzwyczaić się od tego, że co niedzielę po dwudziestej goszczą oni w naszych domach. Pewnie nie ma osoby, która nie obejrzałaby chociaż fragmentu odcinka, nie znałaby kultowej ławeczki, słynnego mamrota czy wsi Wilkowyje. Wielu fanów serialu apeluje do twórców o kolejne sezony, jednak jak wiadomo, co za dużo to nie zdrowo. Bo jak podsumował to w jednym z wywiadów Barciś – Wszystko dobre, co się dobrze kończy.