O starości dwudziestolatka słów kilka – recenzja płyty Slam
3 min readUmiejętność obserwacji otaczającego świata jest jedną z tych zdolności, które każdy człowiek nabywa wraz z wiekiem. Jednym wychodzi to lepiej i widzą więcej, innym wystarcza życie w błogiej nieświadomości. Obserwacja to jedno, ale już ubranie tego co się widzi w słowa trafiające do ludzi, to już sztuka godna wielkich postaci. W drodze na tak postawiony szczyt niewątpliwie jest Otsochodzi, co udowodnił swym najnowszym albumem – „Slamem”.
Choć obraz malowany przez Młodego Jana jest raczej mało dojrzały, nie powinno to przecież nikogo dziwić. W wieku dwudziestu lat raczej mało kto ma w głowie stabilizację finansową, zakładanie rodziny i historie z kombi Passatem w tle. Ich rolę na tym etapie życie pełnią raczej wiecznie nietrafione kupony bukmacherskie, dziewczyny w obcisłych jeansach, zjeżdżające na ruchomych schodach czy transport publiczny i ucieczki przed kanarami. Ciągłe zmiany będące jedyną stałą to temat przewodni każdego poranka, popołudnia i wieczora wielu mniej lub bardziej ambitnych, świeżo upieczonych studentów, a suma każdego takiego momentu z perspektywy „ja” to wypisz wymaluj „Slam”.
Otsochodzi wszedł w tzw. rap grę dość spokojnie. Nie brał rozbiegu na drzwi i nie demolował ich butem, ale nie można mu przypisać łatki szarej myszki. Jest on raczej hybrydą pewnego siebie lwa i zwisającego z drzewa leniwca. W tekstach swoje odzwierciedlenie mają obie te formy, bo np. w Bon Voyage raper żegna się na dobre ze wszystkimi pseudo znajomymi w dość dosadny sposób, aby następnie – w kawałku Znowu Zamuliłem – stwierdzić, że jego świat porusza się w tempie slow motion i bije w rytmie bum-bap. Przy tej okazji na wierzch wychodzi kolejny dualizm jego charakteru, bo o ile w żyłach i na trackach ochoczo płyną bity z mocną stopą i werblem, o tyle spostrzeżenia podeń podłożone są często mniej retro.
Pięknym przykładem na potwierdzenie tych słów jest kawałek A&K, gdzie Jan sam mówi o tym, że chciałby być bliżej mijającej epoki. Z drugiej strony przemawia przez niego fascynacja casem na telefon jednej z tytułowych dziewczyn, więc ostatecznie dochodzimy do konfliktu. Ale spokojne – wokalista doskonale sprawdza się w roli pana sytuacji, dzięki czemu umiejętnie dzieli i rządzi swoimi skrajnościami. Kiedy trzeba wspomina dawne czasy i z utęsknieniem (lub bólem – patrz: utwór Ostatni Kurs) w głosie do nich wraca, a gdy tylko nadarzy się okazja – snuje plany na przyszłość.
Muzycznie także jest to płyta wymieszana, bo ciężka warstwa rytmiczna przeplata się na niej z nieco lżejszą. Z reguły to właśnie bit warunkuje w jakiej stylistyce zabrzmi dany utwór, chociaż paradoksalnie wyjątek spotykamy już w utworze numer jeden, Yo Mamo!, kiedy delikatne perkusjonalia mieszają się z mocno oldschoolowym podkładem stworzonym przez Ostrego. Wydźwięk kawałka, jak i sumy piosenek na „Slamie”, jest stosunkowo negatywny, ale to właśnie stanowi kolejną składową stylu Jana – smutna dojrzałość i świadomość otaczającego świata, kontrastująca z chłopięcą fantazją o wielkich pieniądzach i krągłościach blond rówieśniczek.
Jak zatem maluje się przyszłość tego staruszka? O dziwo pozytywnie – w końcu to ledwie dwudziestolatek. Jeżeli nie zgaśnie w nim zajawka, a umiejętność obserwacji i opisu przejdą na wyższy level, jest szansa na spore zamieszanie na polskiej scenie rapowej. Jedyne, co może zabić Otsochodzi, to zbyt szybki sukces – ten jest motorem napędowym wielu destrukcyjnych działań. Dlatego spokojnie Janie – tantiemy z ZAIKSu prędzej czy później przyjdą. Póki co delektuj się swoim zestawem: bułką z kefirem i pięknymi koleżankami. Ty też będziesz kiedyś retro.